W opinii psycholog miłość rodzicielska staje się podstawą naszego wyobrażenia o sobie, tj. tego, co myślimy i czujemy na swój temat przez resztę życia
Na początku roku zamieściliśmy na łamach „Echa” ankietę mającą być odwzorowaniem Państwa oczekiwań m.in. w zakresie tematyki poruszanej na łamach naszego tygodnika. Wśród propozycji mocno zaakcentowana została prośba o artykuły z dziedziny wychowania dzieci i młodzieży. Czyniąc zadość życzeniom czytelników, do współpracy zaprosiliśmy pedagogów i psychologów specjalizujących się w różnych aspektach życia rodzinnego. Zachętę do współredagowania rubryki kierujemy też do Państwa! Czekamy na propozycje konkretnych zagadnień, pytania i świadectwa...
Każde dziecko w rodzinie powinno być przyjęte przez oboje rodziców jako dar i otoczone miłością od chwili poczęcia - podkreśla Elżbieta Trawkowska-Bryłka, psycholog, z uwagą, że nowe życie potrzebuje wzajemnej miłości matki i ojca, a także ich wspólnej otwartości oraz akceptacji.
Psycholog zaznacza, że rodzina to najlepsze i najbardziej optymalne miejsce dla rozwoju dziecka. Jeżeli zaś rodzice z różnych przyczyn mają trudności z przekazaniem pociechom swej miłości, to czują się one niekochane. I wtedy zaczynają się kłopoty wychowawcze! - Małe dziecko poprzez płacz, a później złe zachowanie wyraża zawsze jakąś niezaspokojoną potrzebę - uwrażliwia E. Trawkowska-Bryłka. - Może być to problem fizyczny: głód, choroba, ból, zmęczenie. Jeśli wykluczymy te ewentualności, powinniśmy zastanowić się, czy przez złe zachowanie dziecko nie domaga się naszej uwagi, zainteresowania i miłości - apeluje.
W opinii psycholog miłość rodzicielska staje się podstawą naszego wyobrażenia o sobie, tj. tego, co myślimy i czujemy na swój temat przez resztę życia. - Rodzice przez miłość i troskę dają dzieciom odczuć, że są one osobami wartościowymi. Z kolei zaniedbania wychowawcze sprawiają, że czują się niekochane, niewartościowe, pełne kompleksów, nieakceptujące siebie i innych. Dzieci odbijają jak lustro to, czego nauczyły się w domu. Jeśli otrzymują miłość warunkową, okazywaną tylko wówczas, gdy spełniają nasze oczekiwania, kiedy są grzeczne i posłuszne, to zaczynają ją oddawać, ucząc się przy tym manipulowania zachowaniem innych. Gdy pociecha wkracza w okres dorastania, zaczyna traktować rodzica w ten sam sposób, w jaki sama była traktowana, a więc zachowuje się dobrze lub słucha tylko wtedy, gdy otrzymuje coś w zamian - zaznacza.
E. Trawkowska-Bryłka nie ma przy tym wątpliwości: - Miłości rodzicielskiej, jak każdej zresztą, trzeba się uczyć - podpowiada. Dalej wyjaśnia, iż rodzicom często wydaje się, że miłość pojawia się automatycznie wraz z poczęciem czy narodzeniem dziecka. Tymczasem dojrzałą rodzicielską miłość należy stale zgłębiać! Przede wszystkim warto zdobywać wiedzę na temat potrzeb dziecka na różnych etapach jego rozwoju. Trzeba też nauczyć się stosować prawidłowe techniki wychowawcze, aby nie powielać błędów swoich rodziców. I - co najważniejsze - należy mieć zawsze dla swoich małych dzieci czas. - Rodzice stają się najważniejszymi osobami w życiu dziecka w wieku do ośmiu-dziesięciu lat, zaś przez pierwsze trzy są wręcz niezastąpieni. Warto o tym pamiętać! - akcentuje z uwagą, iż sposoby okazywania pociechom miłości są proste i wyrażają się w zachowaniu, w związku z czym na przeszkodzie nie powinno stanąć nam ani zmęczenie, ani zestresowanie.
WA
Utulenie drogą do rozpieszczenia?
Dziecko płacze, więc mama natychmiast bierze je na ręce. Teściowa uwrażliwia, że wnuk szlocha, by wymusić na rodzicach spełnienie swoich żądań i że reagowanie na każdą łzę - to prosta droga do „zepsucia” potomka. Zatem tulić czy nie?
Elżbieta Trawkowska-Bryłka, psycholog, stoi na straży stanowiska, że rodzice zawsze powinni reagować na płacz niemowlaka. Muszą jednak nauczyć się reakcji odpowiedniej do potrzeb dziecka. Niemowlęcia nie da się bowiem rozpieścić ani „popsuć”, okazując mu swoją miłość i troskę. - Malutkie dzieci muszą być noszone na rękach, tulone i karmione na żądanie, czyli zawsze wtedy, kiedy tego naprawdę potrzebują, zaś „zepsuć” dziecko można jedynie, zaniedbując je. Maleństwo potrzebuje bliskiego kontaktu z matką, żeby mogło prawidłowo rozwijać się i być samodzielne w dorosłym życiu - tłumaczy.
Psycholog ustosunkowuje się przy okazji do modnego wciąż poglądu, że małe dzieci płaczą po to, by wymusić na rodzicach spełnienie swoich żądań. - Obawiano się, że gdy rodzice dadzą im się okręcić wokół palca, maluchy wyrosną na egoistyczne i nieprzystosowane do życia osoby. Dorosłym wmawiano, że potomstwo jest ciężarem, a macierzyństwo nie musi wymagać trudu i poświęceń - sugeruje. - Kobiety uwierzyły, że ważniejsza od wychowania dziecka jest ich kariera i samorealizacja, a pociechy lepiej niż w rodzinnym domu wychowają się w żłobku i przedszkolu. Lekarze zalecali karmienie na godziny po to, by maleństwo od urodzenia uczyło się podporządkowywać siebie innym. W ten sposób została osłabiona wrażliwość dorosłych na sygnały pochodzące od pociech i powstał nienaturalny dystans między rodzicami a dziećmi - zaznacza E. Trawkowska-Bryłka, dodając, iż rozdźwięk między naturą a wychowaniem spowodował, że dziś rodzice nie potrafią właściwie zinterpretować płaczu niemowlęcia. - Wyzwala on w nich niepokój i napięcie, w związku z czym natychmiast chcą je uciszyć. Może się im nawet wydawać, że skoro ich dziecko płacze, nie są dobrymi rodzicami. Oczekują, by nie płakało w ogóle, co jest niemożliwe, gdyż płacz w pierwszych miesiącach życia staje się jedynym sposobem wyrażenia przez dziecko nieprzyjemnych uczuć, rozładowania stresu czy „powiedzenia” otoczeniu o tym, że jest głodne, przemęczone, przestraszone - wyjawia.
Płacz jest sposobem komunikacji niemowlaka - sygnałem, że zaistniał problem. Zadaniem rodziców staje się zatem wejście w dialog z niemowlakiem, by móc odróżnić płacz spowodowany głodem czy fizycznym bólem od potrzeby zabawy i pieszczot, a w konsekwencji odpowiednia reakcja. - Dlatego nie należy zawsze biec do dziecka po to, by uciszyć jego płacz, tylko raczej wsłuchać się w to, co chce nam ono powiedzieć. Nie jest to wcale takie trudne, ponieważ natura obdarzyła matki intuicją, która podpowiada, jak rozpoznać potrzeby pociech. Należy jedynie wsłuchać się w głos swego serca, pamiętając, że troska o wychowanie dziecka jest najważniejszą pracą w życiu matki. Pranie, sprzątanie i gotowania obiadu mogą zaczekać, ale płaczące dziecko nie powinno być ignorowane - podsumowuje psycholog.
WA
Kiedy rodzeństwo zaczyna drzeć koty
Adele Faber i Elaine Mazlish, autorki książki „Rodzeństwo bez rywalizacji”, opracowały skuteczną metodę postępowania z kłócącymi się małymi dziećmi. Wyodrębniły one cztery etapy narastającego konfliktu. Przesłanie poradnika zamyka się w słowach, że reakcje rodziców i opiekunów powinny być dostosowane do stopnia nasilenia się kłótni między pociechami.
Jeśli już doszło do kłótni, nie należy wkraczać od razu ze swoją interwencją, ale dać dzieciom szansę na to, by załatwiły sprawę między sobą i samodzielnie znalazły rozwiązanie trudnej dla nich sytuacji. W ten sposób zdobywają one doświadczenie i ważne umiejętności w dziedzinie rozstrzygania sporów. Poza tym jest bardzo prawdopodobne, że kłótnia między dziećmi skończy się równie szybko, jak się zaczęła.
Należy przede wszystkim zachować spokój i uzbroić się w cierpliwość. Zdenerwowanie i pośpiech nigdy nie są dobrymi doradcami. Rodzic powinien być w sporze rozjemcą i nauczycielem. Dlatego dobrze jest dać dzieciom do zrozumienia, że dostrzegasz ich gniew i nie lekceważysz uczuć. Nie należy zaprzeczać słowom pociechy czy bagatelizować problem. A już na pewno nie wolno krzyczeć na dzieci i uciszać je siłą po to, by zapanował „święty spokój”. Podam przykład: jeśli syn krzyczy do kolegi, że go nienawidzi, nie upominaj dziecka słowami: „Przecież lubisz Piotrusia. To brzydko tak mówić!”. Raczej powiedz: „Wygląda na to, że jesteś zły na kolegę”. W ten sposób uczysz je nazywać emocje. Należy też wysłuchać relacji obu stron. Daj powiedzieć dzieciom (kolejno, bez przekrzykiwania się), o co poszło i jak oceniają sytuację. Potem nazwij swoimi słowami to, co one czują. Np. rodzeństwo kłóci się o zabawkę. Po wysłuchaniu obu stron mówisz do pociech: „Jaś uważa, że Krzyś postąpił źle, zabierając mu piłkę. Krzyś zabrał Jasiowi piłkę, bo był zdenerwowany, ponieważ chciał się nią bawić razem z Jasiem, ale on się nie zgodził”. Nie krzycz na dzieci i nie mów, że nie ma się o co bić, tylko sformułuj istotę sporu: „Macie problem - chcecie się jednocześnie bawić jedną piłką”. Następnie trzeba zachęcić dzieci, by znalazły samodzielnie rozwiązanie trudnej sytuacji. Jeśli nie potrafią - zaproponuj rozwiązanie, np. zarekwiruj zabawkę, dopóki nie dojdą do porozumienia, bądź zaproponuj im wspólną zabawę.
Gdy kłótnia przeradza się w bójkę, należy upewnić się, czy dzieci biją się na niby (to jest dozwolone), czy naprawdę (co jest zakazane). Czasem one po prostu baraszkują i bynajmniej nie oczekują interwencji dorosłych, choć taka zabawa może nam się wydawać bójką. Przez ruch i aktywność fizyczną małe dzieci rozładowują stres i napięcie psychiczne.
Jeśli widzimy, że konflikt przeradza się w bójkę i dzieci same nie dadzą rady dojść do porozumienia, czas wkroczyć do akcji. Należy zdecydowanie rozdzielić bijące się maluchy i kazać im posiedzieć osobno, by ochłonęły z emocji. Później trzeba porozmawiać z dziećmi o zajściu, ale też dać im jasno do zrozumienia, że takie zachowania są niedopuszczalne. Dzieci mają prawo odczuwać złość i frustrację, muszą jednak nauczyć się, jak radzić sobie z emocjami bez używania przemocy. Już kilkuletnim maluchom można to wytłumaczyć np. słowami: „Wiem, że złościcie się na siebie, ale w naszym domu spokojnie rozmawiamy o tym, co nam się nie podoba - a nie bijemy się”.
Echo Katolickie 6/2014
opr. ab/ab