O tym, jak wielką siłę ma modlitwa zanoszona za umierającego człowieka
Inicjatywa duchowych spadkobierczyń św. s. Faustyny skierowana jest do wszystkich ludzi dobrej woli, którym na sercu leży troska o zbawienie bliźnich.
„Wiedz o tym, że łaska wiecznego zbawienia niektórych dusz w ostatniej chwili zawisła od twojej modlitwy” (Dz. 1777) - słowa, jakie Pan Jezus skierował do św. s. Faustyny, dotyczą wszystkich żyjących. Odmawiając Koronkę do Miłosierdzia Bożego przy konających, możemy wyprosić im potrzebne łaski. „Dusze, które odmawiać będą tę koronkę, miłosierdzie Moje ogarnie w ich życiu, a szczególnie w śmierci godzinie” (Dz. 754) - obiecał Zbawiciel. Innym razem zakonnica usłyszała: „Kiedy przy konającym odmawiają tę koronkę, uśmierza się gniew Boży, a miłosierdzie niezgłębione ogarnia duszę i poruszą się wnętrzności miłosierdzia Mojego, dla bolesnej męki Syna Mojego” (Dz. 811).
W duchu posłuszeństwa orędziu przekazanemu przez pośrednictwo „sekretarki” Pana Jezusa siostry ze Zgromadzenia Matki Bożej Miłosierdzia w krakowskich Łagiewnikach zainicjowały duchowe dzieło opieki nad osobami konającymi.
- Bliscy, którzy czuwają przy umierających, wysyłają esemes z jego imieniem na numer telefonu 505-060-205 (nie dzwonimy!). Wówczas to, dzięki specjalnie opracowanemu systemowi, informacja z prośbą o modlitwę zostaje przesłana trzem osobom, które zadeklarowały modlitewną gotowość. Jeżeli mogą one odmówić jak najszybciej koronkę, wysyłają zwrotną informację o treści „Amen”. Jeśli nie odpowiedzą, powiadomienie za pomocą esemesa otrzymują kolejne osoby, i tak do skutku - wyjaśnia s. M. Elżbieta Siepak, rzecznik prasowy Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia. Dodaje przy tym, iż powyższy numer służy także zgłaszaniu ofiar wypadków drogowych przez świadków.
- Z kolei wszystkie inne prośby, jak uzdrowienie z choroby czy pomyślny przebieg operacji, można zawierzać za pośrednictwem specjalnego formularza dostępnego na stronie internetowej: www.faustyna.pl w zakładce „intencje”. Są one omadlane w Godzinie Miłosierdzia, czyli o 15.00, podczas Koronki do Miłosierdzia Bożego, jak również umieszczane na ołtarzu przed łaskami słynącym obrazem oraz przy grobie św. s. Faustyny - tłumaczy.
Pytana o pomysł zapoczątkowania dzieła, s. E Siepak wskazuje na osobę ks. Piotra Marksa, spowiednika z łagiewnickiego sanktuarium. Doświadczony duszpasterz zauważył, że w niesienie pomocy osobom konającym, jak też ich bliskim, często bezradnym wobec tajemnicy śmierci, warto zaangażować dostępne współczesne środki komunikacji. Stąd idea esemesowego powiadamiania!
Z kolei Koronka do Miłosierdzia Bożego pozwala na udzielenie wsparcia „od zaraz!”. Powołując się na zapisy z „Dzienniczka”, rzecznik zgromadzenia przypomina, jak wielką rolę odgrywa nasza modlitwa w chwili, kiedy toczy się walka o duszę umierającego. - Dzięki koronce odtrącamy szatana i upraszamy konającemu łaskę Bożą - podkreśla, wyjawiając, iż ci, którzy poprzedzili nas w drodze do wieczności, a których my odprowadzaliśmy swoją modlitwą, zgotują nam powitanie po drugiej stronie, kiedy i na nas przyjdzie pora rozstania z doczesnością.
Cierpienie na nowo i mocno zbliżyło ją do Pana Boga. Odchodziła cicho i pokornie, opatrzona sakramentami świętymi. Ostatnim spojrzeniem dała mi poznać, że jest szczęśliwa. Zmarła po dwóch godzinach.
Moment przejścia do wieczności to zawsze także wielki egzamin z wiary dla osób czuwających przy umierającym. Helena Sosnowska - na podstawie własnych doświadczeń związanych z towarzyszeniem w chwilach śmierci - podkreśla, by wówczas nie rozpaczać, tylko się modlić! Koronka do Miłosierdzia Bożego - jak zapowiedział Pan Jezus św. s. Faustynie - ma moc uśmierzenia Bożego gniewu. Obdarza duszę łaskami ze zdroju miłosierdzia i sprawia, że sam Zbawiciel broni jej w godzinie śmierci jako swej chwały.
- Moja mama była bardzo dobrą chrześcijanką - akcentuje pani Helena, zaznaczając, iż oprócz regularnej modlitwy i uczęszczania na Msze św. kobieta pełniła funkcję zelatorki kółka różańcowego. - To ona zaszczepiła we mnie miłość do Matki Bożej - sygnalizuje.
W wieku 84 lat mama H. Sosnowskiej doznała udaru, w konsekwencji czego została sparaliżowana. - Wydawałoby się, że jako osoba głęboko wierząca i rozmodlona przyjmie chorobę z pokorą i poddaniem się woli Bożej. Niestety, skutkiem ciężkiego stanu zdrowia był wewnętrzny bunt, a jego przejawem chęć podporządkowania sobie otoczenia. Mimo iż bardzo kochałam mamę i okazywałam jej przywiązanie na każdym kroku, czułam, że nie poradzę sobie z jej chorobą i roszczeniową postawą. Starałam się, by moja troska o mamę zaprocentowała jej przemianą. Przełom nastąpił po ok. trzech latach - wyjawia pani Helena, dodając, iż owocem duchowego odrodzenia było coraz bardziej dostrzegalne rozmodlenie, odczucie obecności Pana Boga, a w efekcie pokój serca, pogodzenie się z cierpieniem i stopniowe przygotowanie do ostatecznego spotkania.
W opiece nad mamą H. Sosnowską wspierał brat. - Przez sześć lat opiekowaliśmy się nią na zmianę - wyjaśnia córka. - Dało się zauważyć, że mama coraz bardziej promienieje miłością. Nie rozstawała się też z różańcem, w sposób szczególny upodobała sobie zaś „Tajemnice szczęścia”, ucząc się ich niemalże na pamięć. Spowodowane chorobą cierpienie na nowo i mocno zbliżyło ją do Pana Boga. Odchodziła cicho i pokornie, opatrzona sakramentami świętymi. Ostatnim spojrzeniem dała mi poznać, że jest szczęśliwa. Zmarła po dwóch godzinach - opowiada.
Kolejne wspomnienie związane z towarzyszeniem konającej osobie wiąże się z okresem w życiu H. Sosnowskiej, kiedy pełniła ona funkcję zelatorki kółka różańcowego chorych. Comiesięczne wizyty w domach podopiecznych stawały się okazją do udzielenia fachowej pomocy (pani Helena z zawodu jest pielęgniarką), jak też sposobnością do rozmowy. Moja rozmówczyni przywołuje w pamięci spotkania z rodziną starszej, schorowanej kobiety. - Syn i synowa na wszelkie możliwe sposoby starali się okazywać matce miłość i przywiązanie, czego ona z kolei nie potrafiła ani zauważyć, ani docenić. Pewnego dnia zadzwoniła do mnie żona jej syna, prosząc o przybycie. Kobieta od trzech dni umierała... Po przyjściu oceniłam, iż z medycznego punktu widzenia nie sposób już jej pomóc. Poprosiłam więc o zapalenie gromnicy i zaproponowałam modlitwę Koronką do Miłosierdzia Bożego. Uklękliśmy. Podczas odmawiania trzeciej tajemnicy kobieta odeszła - oznajmia.
Pani Helena przyznaje, iż sytuacja ta uświadomiła jej wielkie znaczenie koronki - ostatniej deski ratunku dla każdego grzesznika. - Nie mogła odejść spokojnie, zupełnie jakby Pan Bóg dawał czas potrzebny na uproszenie jej łaski miłosierdzia - wyjawia.
O sile modlitwy przekazanej światu przez pośrednictwo św. s. Faustyny przekonało H. Sosnowską także świadectwo jej znajomego, człowieka głębokiej wiary zaangażowanego w działalność wielu kościelnych wspólnot. - Opowiadał, jak w Wielki Czwartek przywiózł swojego ojca do kościoła. Mężczyzna pragnął się wyspowiadać, a kiedy już miał podejść do kratek konfesjonału, upadł. Po wyniesieniu go z kościoła, w oczekiwaniu na karetkę, syn wyjął z kieszeni różaniec, prosząc obecnych o odmówienie Koronki do Miłosierdzia Bożego. - Ojciec umierał, zaś syn, zamiast rozpaczać, asystował mu w spotkaniu z Bogiem swoją modlitwą. Piękny przykład dziecięcego przywiązania i siły zawierzenia Opatrzności - ocenia.
Ludzie, którym przychodzi żegnać się z tym światem, proszą o dobrą śmierć. Dobrą, czyli jaką?
Średniowieczne pojęcie ars moriendi, tj. umiejętności, sztuki opuszczania tego świata w godności, było nierozdzielnie związane z ars vivendi, czyli sztuką życia. Można powiedzieć zatem, że całe życie ma być takim przygotowaniem. Przed laty Edyta Geppert śpiewała o tym, że „jakie życie, taka śmierć”.
Wyobrażam sobie, że - tak po ludzku - modlitwa o dobrą śmierć to prośba o taką śmierć, której - po pierwsze - nie będzie poprzedzało cierpienie, po drugie - towarzyszą w niej bliscy osoby umierającej i wreszcie, po trzecie, której będzie towarzyszyło przeświadczenie o dobrym wykorzystaniu czasu, jaki Bóg dał człowiekowi na ziemi.
Co powinno cechować mądrość towarzyszenia odchodzącemu?
To zależy od stopnia bliskości, ale najbardziej pożądaną postawą jest obecność. Oczywiście mogą, a nawet powinny, towarzyszyć jej: wypowiadane słowa wdzięczności, modlitwa, gesty wskazujące na poczucie bliskości, takie jak np. trzymanie za rękę.
Czego obecność przy umierających, także z racji posługi duszpasterskiej, uczy Księdza?
Przede wszystkim pokory wobec tej wielkiej tajemnicy oraz tego, jak ważną jest wspomniana na początku umiejętność życia oparta na tym, co Jezus określił jako najważniejsze przykazanie.
Agnieszka Warecka
Echo
Katolickie 44/2014
opr. ab/ab