Perec Willenberg namalował obraz Jezusa Miłosiernego dla kościoła pw. św. Stanisława w Siedlcach
O tym, że Perec Willenberg namalował obraz Jezusa Miłosiernego dla kościoła pw. św. Stanisława w Siedlcach dowiedziałam się z książki pt. „Cuda świętej Faustyny”, którą napisała Ewa Czaczkowska. Niezwykłą historię artysty i jego syna Samuela, ostatniego żyjącego uczestnika buntu w niemieckim obozie zagłady w Treblince, skąd uciekł 2 sierpnia 1943 r., autorka przypomniała w rozdziale „Żyd od Jezusa Miłosiernego”.
Siedlecki wątek jest bardzo interesujący. Wszelka dostępna literatura dotycząca Willenbergów podaje bowiem, że namalowany przez Pereca wizerunek Jezusa wciąż wisi w świątyni przy ul. Floriańskiej. Tymczasem obrazu tam nie ma. I nikt nie wie, co się z nim stało. A szkoda, bo jest jednym z pierwszych, które przyczyniły się do rozwoju kultu Bożego Miłosierdzia.
P. Willenberg był utalentowanym artystą plastykiem. Malował freski w synagogach. Organizował też wystawy m.in. z Jackiem Malczewskim, Leonem Wyczółkowskim, Stanisławem Wyspiańskim. W czasie niemieckiej okupacji ukrywał się w Warszawie pod fałszywym nazwiskiem Karol Baltazar Pękosławski. Ułatwiał mu to wygląd - mówiono, że przypomina Paderewskiego. Natomiast zdradzał go żydowsko-rosyjski akcent. Ze względów bezpieczeństwa często zmieniał miejsce zamieszkania. Kiedy trafił na ul. Marszałkowską 60, postanowił, że jedynym sposobem na ocalenie jest udawanie niemowy.
To właśnie w samym sercu miasta zastał Pereca wybuch powstania warszawskiego. 4 września, kiedy bomby leciały na Śródmieście, Samuel, który po ucieczce z Treblinki odnalazł ojca i postanowił czynnie wziąć udział w walkach, był akurat na barykadach na ul. Mokotowskiej. Na jego oczach cztery pociski, nazywane krowami, uderzyły w okolice kamienicy Pereca. Samuel pobiegł do znajdującego się na pierwszym piętrze mieszkania ojca. Jedna z bomb zatrzymała się nad jego pokojem. Natomiast Perec leżał na łóżku, przykryty kurzem i gruzem, mówiąc, że źle się czuje. Samuel zaczął go namawiać, by zszedł do piwnicy. Wcześniej ojciec - mimo bombardowań - odmawiał ukrycia się w schronie. Twierdził, że woli zostać na górze niż być zasypany żywcem. Tym razem jednak posłuchał syna. Tuż przy zejściu do piwnicy Perec nagle zatrzymał się i, wyciągnąwszy węgiel, zaczął rysować głowę Chrystusa w aureoli krzyżowej, w ramionach krzyża umieszczając napis: „Jezu, ufam Tobie”. Wśród mieszkańców kamienicy długo utrzymywała się opinia, że wizerunek Chrystusa uchronił kamienicę przed dalszym zniszczeniem. Był to bowiem jeden z niewielu budynków, który nie został zburzony do samego końca wojny. Jako drugi cud uznali to, że Perec Willenberg zaczął mówić. Namalowana przez niego postać w kamienicy przy ul. Marszałkowskiej Chrystusa przetrwała do dzisiaj. Jest jednak zakryta płytą. Kopię można obejrzeć w Muzeum Powstania Warszawskiego.
Dlaczego ten żydowski artysta, który był judaistą i nie przywiązywał wagi do kultu Miłosierdzia Bożego, narysował obraz Jezusa Miłosiernego i opatrzył go tak znamiennym dla katolicyzmu zawołaniem? P. Willenberg, owszem, mógł znać ów wizerunek, bo w czasie wojny zarabiał malowaniem wizerunków świętych. Jednak zastanawiające jest, że w tak ostatecznym momencie, jakim było zagrożenie życia, zwrócił się o pomoc do Chrystusa... Dlaczego akurat do Niego? Przecież kult Jezusa Miłosiernego był wówczas jeszcze mało znany. Tego już nigdy się nie dowiemy. Na te pytania mógłby odpowiedzieć tylko sam Perec.
Podczas okupacji jedynym źródłem utrzymania P. Willenberga było malowanie obrazów o charakterze religijnym. Zwykle na prywatne zlecenia. Jednak część swoich prac sprzedawał także do sklepów z dewocjonaliami. Gdy po ucieczce z Treblinki Samuel odnalazł ojca, ten powiedział mu: „Pomyśl Samku, jakie dziwne są koleje życia ludzkiego. Ja, który swoje życie poświęciłem na tworzeniu stylu żydowskiego, stylizując hebrajskie litery. Ja, który malowałem synagogi, dekorując ich plafony w stworzonym przeze mnie stylu. Ja, który lubowałem się w malowaniu typów żydowskich, maluję teraz Jezusy i Matki Boskie”. Wówczas Samuel odpowiedział mu: „Tato, ty nadal malujesz Żydów”.
Nie wiadomo, kiedy powstał pierwszy obraz Jezusa Miłosiernego autorstwa P. Willenberga. Można jednak przypuszczać, iż artysta malował go według konkretnego wzoru. Być może był to obraz namalowany w 1934 r. przez Eugeniusza Kazimirowskiego według wskazówek św. s. Faustyny?
W maju 1944 r. z prośbą o namalowanie wizerunku Chrystusa Miłosiernego zwróciły się do żydowskiego malarza dwie mieszkanki Siedlec. „Ojciec naszkicował im swojego niekonwencjonalnego Chrystusa. Na widok szkicu potrząsnęły z niezadowoleniem głowami. Nie chciały takiego Chrystusa, jak go sobie ojciec wyobrażał. Chciały, aby był taki, jak na obrazach w sklepach z dewocjonaliami. To znaczy kiczowaty. Ojciec, widząc, że nie ma sensu z nimi dyskutować, naszkicował go tak, jak sobie życzyły. Tym razem były zadowolone. Transakcja została zawarta” - cytuje wypowiedź S. Willenberga E. Czaczkowka w książce „Cuda świętej Faustyny”.
Spotkanie to stało się początkiem wymiany korespondencji między P. Willenbergiem vel K. Pękosławskim a Zofią Buszkowską, jedną z siedlczanek. Listy te zachowały się do dzisiaj. W jednym z nich, z 29 maja 1944 r., czytamy: „Piszę z polecenia tych, którzy ofiary złożyli na Obraz Jezusa Miłosiernego. Prosimy, aby Chrystus Pan na tym obrazie błogosławił całą ręką. Aby nad Głową koniecznie był krzyż, bo tradycja tego obrazu mówi - Jezus schodzi z krzyża i idzie na świat, aby okazywać Swoje Miłosierdzie. I trzecia prośba - aby włosy Chrystusa Pana nie były rude, ale blond. Zapewne już Pan Profesor dostał płótno, które przesłałyśmy i czy się nadaje na ten cel. Prosimy, aby rama była wcześnie zamówiona, aby napis „Jezu, ufam Tobie” był z efektownych brązowych czcionek. Może pieniądze na to nadesłać?”.
Z kolei w liście z 20 czerwca Z. Buszkowska pisała: „Podobno obstalowany przez nas obraz Miłosierdzia Bożego może być wykończony dopiero za trzy tygodnie - trudno musimy się z tym pogodzić, że robota solidna nie może być pośpieszna. Mamy jeszcze jedną prośbę - aby promienie tryskające z szaty Chrystusa, były powiewne, lekkie i długie, sięgały do ziemi. Na wielu obrazach widziałyśmy ciężkie smugi, a czerwona była za silnej barwy”.
Według informacji S. Willenberga praca była ukończona w połowie lipca. Ponadto do Siedlec miały pojechać dwa wizerunki Jezusa Miłosiernego. Na drugim, namalowanym na prywatne zamówienie ówczesnego proboszcza parafii pw. św. Stanisława ks. Józefa Kobylińskiego, Perec narysował tylko głowę Chrystusa.
Niestety wbrew temu, co podają różne źródła, obrazu P. Willenberga w kościele św. Stanisława dzisiaj nie ma. W dodatku nie wiadomo, gdzie obecnie może się znajdować. Czy w ogóle trafił do świątyni? A może wisiał tam przez jakiś czas, a gdy kult Bożego miłosierdzia został zakazany, co trwało od 6 marca 1959 r. do 30 czerwca 1978 r., schowano ów wizerunek, który następnie zaginął?
- Kilka lat temu usłyszałam, że mógł trafić do domu księży emerytów przy ul. Kościuszki. Być może został wykorzystany jako tzw. blejtram, tzn. namalowano coś na jego odwrocie. Dlatego tak trudno go znaleźć - mówi Joanna Brańska, historyk sztuki i nieformalna kustoszka pamięci o P. Willenbergu, zaprzyjaźniona z S. Willenbergiem i jego żoną Krystyną. - Z pewnością Chrystus, jaki znajduje się na płótnie Pereca, jest bardzo realny, taki rzeczywisty. Być może dlatego, że modelem był jego syn Samuel, który w tym czasie pozował do wielu prac swojego ojca - dodaje.
Informację o tym, że być może obraz żydowskiego artysty ukryto w domu księży emerytów, potwierdza też ks. prałat Bernard Błoński, dyrektor archiwum diecezjalnego. Przyznaje, iż sam próbował dowiedzieć się czegoś na ten temat. Bezskutecznie.
Niedawno pojawił się nowy trop. Po wywiadzie, który na temat książki „Cuda świętej Faustyny” przeprowadziłam w maju z E. Czaczkowską, otrzymałam e-maila od czytelniczki „Echa”, siedlczanki mieszkającej obecnie w Warszawie. Napisała, że rzeczywiście obraz Jezusa Miłosiernego znajduje się w kościele św. Stanisława, ale jego autorem jest nieżyjący malarz Jan Molga. „Podpis znajduje się na obrazie. Znany mi obraz Jezusa Miłosiernego tego samego autora znajduje się w mojej obecnej parafii św. Jakuba na Ochocie” - podkreśliła, dodając, iż pamięta instalację wizerunku Jezusa Miłosiernego w siedleckiej świątyni. Był to rok 1978 lub 1979.
„Wydaje mi się, że obraz Jezusa Miłosiernego P. Willenberga może znajdować się w siedleckiej katedrze. Od kiedy moja pamięć sięga, po lewej stronie, patrząc na ołtarz główny, w bocznym ołtarzu znajdował się dużych rozmiarów obraz Jezusa Miłosiernego. Widać było, że jest to obraz dość stary, a wizerunek Jezusa nie jest typowy. Przy okazji ostatniego pobytu w Siedlcach udało mi się ustalić, że to właśnie ten obraz sygnowany jest nazwiskiem Willenberga i pochodzi z 1944 r. Napisałam zgłoszenie o błędzie do Wikipedii, bo chyba stamtąd wszyscy czerpią informację, że zachowany obraz Jezusa Miłosiernego Willenberga znajduje się w kościele św. Stanisława w Siedlcach” - napisała w dalszej części listu, przyznając, że podczas jednej z wizyt w katedrze uważnie obejrzała ów obraz. Znalazła na nim napis: „Siedlce, 6 październik 1944 r.” i inicjały MP lub MB - jednak nie da się tego jednoznacznie odczytać, gdyż na literze P lub B znajduje się dziura. Zamieszczone na płótnie informacje mogą świadczyć, iż jest to poszukiwane dzieło Willenberga.
Jednak niedawno otrzymałam od autorki e-maila telefon, w którym wyjaśniła, że chyba nieco pospieszyła się ze swoimi wnioskami, bowiem ostatecznego dowodu na to nie ma. Mimo wielu prób mnie również nie udało się ustalić, czy autorem obrazu Jezusa Miłosiernego z katedry może być P. Willenberg. Informacji zarówno potwierdzających, jak i wykluczających, iż ów wizerunek namalował w 1944 r. żydowski artysta, nie posiadają ani dyrektor Muzeum Diecezjalnego ks. dr Robert Mirończuk, ani ks. B. Błoński. Proboszcz katedry ks. prałat Eugeniusz Filipiuk przyznaje, że nie zachowała się żadna dokumentacja dotycząca obrazu.
Dlatego zwracamy się z prośbą do naszych czytelników o przejrzenie domowych archiwów: być może ppozostaje w nich jakakolwiek wzmianka o obrazie Jezusa Miłosiernego, który tuż przed powstaniem warszawskim na prośbę mieszkańców Siedlec namalował P. Willenberg. Prosimy też o kontakt wszystkich, którzy mają jakiekolwiek informacje o pochodzeniu wizerunku Chrystusa Miłosiernego, który znajduje się w siedleckiej katedrze. Czekamy na wszelkie informacje.
JKD
Echo
Katolickie 15/2015
opr. ab/ab