Rozmowa z Patrickiem Theillier’em, lekarzem, byłym dyrektorem Biura Medycznego przy sanktuarium w Lourdes, autorem książki „Cuda Lourdes. Uzdrowienie przez Maryję”.
Rozmowa z Patrickiem Theillier’em, lekarzem, byłym dyrektorem Biura Medycznego przy sanktuarium w Lourdes, autorem książki „Cuda Lourdes. Uzdrowienie przez Maryję”.
11 lutego 1858 r. Matka Boża ukazała się Bernadetcie Soubirous w małym francuskim mieście. Dlaczego tak odległe w czasie, pozornie nieistotne wydarzenie o lokalnym zasięgu wciąż porusza ludzi?
Objawienia, które rozpoczęły się 160 lat temu, miały niewątpliwie wielki wpływ na ludzkość. Doszło do nich we Francji w czasach, gdy dominował racjonalizm. W dodatku Matka Boża ukazała się prostej dziewczynce z ubogiej rodziny, w niewielkiej miejscowości. To pokazuje, że Boże znaki często przeczą ludzkiej logice i przekonaniom uznawanym za najbardziej nawet rozsądne. Później Lourdes zasłynęło z wielkich cudów, które przyczyniły się do rozpowszechnienia objawień oraz przesłania, jakie Maryja powierzyła Bernadetcie. Wreszcie pod koniec XIX w. do popularyzacji wydarzeń, o których mówimy, przyczynili się misjonarze. Oni poniekąd „wyeksportowali” Lourdes poza granice Francji, nadając miastu międzynarodowy rozgłos. Przesłanie Lourdes jest w gruncie rzeczy bardzo proste dla nas, to ewangeliczne: „tak - tak, nie - nie”. Można je streścić jednym słowem: „Nawróćcie się!”. Nic dziwnego, że to miejsce leżące w sercu Pirenejów stało się celem licznych pielgrzymek z Francji i całego świata.
Kiedy doszło do pierwszego cudownego uzdrowienia w Grocie Massabielskiej?
Pierwszą uzdrowioną osobą, o której wiemy, była Catherine Latapie. W momencie uzdrowienia kobieta miała 38 lat i cierpiała na paraliż ręki. Powstał on wskutek urazu splotu ramiennego, po upadku z drzewa, do którego doszło w 1856 r. Pielgrzymkę do miejsca objawień, słynnej groty, Catherine odbyła nocą. Usłyszała głos, by udała się do Lourdes i przeszła na nogach aż 7 km. Trzeba dodać, że była w końcowej fazie ciąży, co oznacza, że wędrówka kosztowała ją naprawdę wiele wysiłku. Gdy kobieta dotarła do groty, uklęknęła i zaczęła się modlić. Obmyła się też w źródełku. Gdy wstała z kolan, paraliż po prostu minął. Niedługo po powrocie do domu urodziła syna. Dała mu na imię Jan, na cześć Jana Chrzciciela. Gdy chłopak był dorosły, wybrał życie kapłańskie. Prawda, że to niezwykłe - uzdrowienie i cud nowego życia…
Przez wiele lat pracował Pan jako lekarz, a później dyrektor Centrum Medycznego przy sanktuarium w Lourdes. Na czym polega jego działalność?
Biuro powstało w 1883 r. Zajmuje się gromadzeniem świadectw, dobrowolnie przesyłanych przez pielgrzymów, i ich weryfikacją po kątem medycznym. Pracownicy biura mają także wgląd w uzdrowienia, jakie dokonały się w Lourdes na przestrzeni już 160 lat. Ja sam miałem wielkie szczęście, że akurat niedługo po tym, gdy przeniosłem się w okolice Lourdes z północy Francji, tamtejszy biskup poszukiwał nowych kandydatów do pracy w biurze. Zgłosiłem się i zostałem wybrany. Dzisiaj wiem, że zaprowadziła mnie tam Matka Boża.
Jak wygląda badanie cudu?
To skomplikowana procedura, wymagająca namysłu wielu osób. Wszystko zaczyna się oczywiście od otrzymania świadectwa. Gdy pracowałem w Biurze Medycznym, wpływało mniej więcej jedno takie świadectwo na tydzień. Następnie świadectwo to jest omawiane w kręgu różnych lekarzy, niekoniecznie tam pracujących. Sięgamy po specjalistów, szukając medycznego wytłumaczenia zjawiska. Po dokładnym przestudiowaniu świadectwa i ocenie, że może mieć ono znamiona cudowności, omawiamy je na forum Komitetu Medycznego Lourdes zbierającego się raz do roku. To grupa 30 specjalistów. Ci, zapoznawszy się z naszą relacją, głosują. By wynik był pozytywny, cud musi stwierdzić 2/3 głosujących, czyli sporo.
Potem następuje już etap eklezjalny, gdy Kościół zajmuje się oceną, czy w danym przypadku doszło do cudu, czy też nie. Stosowny dokument zostaje przekazany biskupowi diecezji, który zresztą jest członkiem komitetu. On decyduje, czy ogłosić cud.
Nie jest to łatwa droga, czego dowodzi niewielka ilość uznanych przez Kościół cudów względem świadectw. W archiwum znajduje się ponad 7 tys. informacji o różnych uzdrowieniach, jednak kanonicznie uznano zaledwie 66 cudów. Kościół w tej sprawie działa bardzo ostrożnie, co jest oczywiście uzasadnione i powinniśmy to uszanować.
Wyróżnia Pan trzy stopnie cudownych uzdrowień. Czym charakteryzują się poszczególne z nich?
Już św. Tomasz z Akwinu wyróżnił trzy rodzaje cudów. Pierwszy ich stopień to te, do których dochodzi ponad naturą, są poza jakimikolwiek jej prawami, czego przykładem był „cud słońca” w Fatimie. Drugi to wydarzenia, które dzieją się przeciw naturze. To na przykład Zmartwychwstanie. I trzeci - odbywa się poza porządkiem natury jako takiej, czego przykładem jest właśnie uzdrowienie. W Lourdes nigdy nie doszło do innych cudów niż te trzeciego stopnia.
Co jest konieczne, aby wyleczenie zostało uznane jako cudowne, tj. pochodzące od Boga?
Kościół przyjmuje tutaj metodę kanonisty, kard. Prospero Lambertiniego, który do historii przeszedł też zresztą jako papież Benedykt XIV. Jakie podał warunki uznania uzdrowienia za cudowne? Przede wszystkim człowiek musi zostać uzdrowiony z trudnej w leczeniu choroby. Po drugie, musi być ona w stadium zaawansowanym, wykluczającym wyleczenie przy pomocy medycyny. Po trzecie, do uzdrowienia doszło bez udziału lekarstw lub istnieje pewność, że stosowane medykamenty okazały się nieskuteczne. Po czwarte, powrót do zdrowia był nagły, nie może to być proces. Po piąte, uzdrowienie powinno być całkowite i definitywne. Po szóste, uzdrowienia nie poprzedzało żadne przesilenie sprawiające, iż może być ono wytłumaczalne z punktu widzenia medycznego. I wreszcie po siódme - nie ma możliwości powrotu choroby. Uznanie cudu uzdrowienia przez Kościół wiąże się więc z bardzo restrykcyjnymi wymogami. Jak Pani widzi, wielu zostało powołanych, niewielu jednak wybranych.
Jak podkreśla Pan w książce „Cuda Lourdes…”, uzdrowienia obejmują całą osobowość człowieka, nie tylko jego ciało. Jak takie wydarzenie potrafi zmienić człowieka?
Upieram się przy tym, że Bóg nie tylko uzdrawia ciało, lecz przede wszystkim duszę. Uzdrowienie musi obejmować całość ludzkiej natury. Dlatego tak ważne jest podczas oceny cudu, by porozmawiać z osobą utrzymującą, że została uzdrowiona. Należy mieć pewność, że nie doszło jedynie do fizycznej zmiany, ale również duchowej. Jeśli tak nie jest, trudno traktować takie uzdrowienie jako coś rzeczywistego. Dlatego świadectwa, które opisuję w swojej książce „Cuda Lourdes”, dotyczą przede wszystkim przemiany ludzkiego serca, której często towarzyszy uzdrowienie fizyczne. Przemiana człowieka to jest wielki cud, nawet jeśli nie zawsze jest on uznawany instytucjonalnie przez Kościół.
Do uzdrowień dochodziło także poza Lourdes, bez związku z wodą z groty…
Osobiście znam przypadki nieuznane przez Kościół - niespełniające warunków określonych przez kard. Lambertiniego - jednak trudno mieć wątpliwości z naszego punktu widzenia, że za sprawą modlitwy do Matki Boże doszło w tych przypadkach do cudownej ingerencji. W życiu chrześcijan nie ma przypadków! Myślę o dwóch sytuacjach z ostatnich lat, które wywarły na mnie największe wrażenie. Pierwszy to wypadek samochodowy, któremu uległo małe dziecko. Jego rodzice żarliwie modlili się do Matki Bożej o uzdrowienie. Drugi dotyczy żołnierza, który spadł w przepaść w wąwozie. Jego rodzice również otoczyli go modlitwą. Pokrzywdzeni zapadli w śpiączkę. Po pewnym czasie jednak wybudzono ich, a obecnie są rehabilitowani - zarówno dziecko, jak i ów żołnierz wracają do zdrowia. W tych przypadkach z pewnością wiele zrobiła medycyna, a więc Kościół zapewne nie uzna ich za przypadki „cudownego uzdrowienia”. Ale przecież nawet tam, gdzie do powrotu do zdrowia przyczyniają się lekarze, działa Bóg. Jako ludzie wierzący nie możemy mieć w tej sprawie wątpliwości. Modlitwa ma cudowną siłę. Wszystko zależy od woli Bożej.
Czy jakiś powrót do zdrowia, o którym Pan słyszał albo go badał, można uznać za szczególny?
Trudne pytanie, ponieważ każde jest wyjątkowe. Jedno zapadło mi wyjątkowo w pamięć. Pewna kobieta została uzdrowiona z poważnej choroby jelita grubego po kąpieli w basenie. Przyjechała do Lourdes z wielką wiarą, ale kiedy opowiadała mi o tym cudzie, wyznała, że… jest muzułmanką. Została jednak uzdrowiona, musiała więc dokonać się w niej wielka duchowa przemiana. I faktycznie, niedługo potem przyjęła chrzest. Jest to chyba jedno z najpiękniejszych uzdrowień, jakie znam.
Czy osoby wyleczone wracają do sanktuarium? Czy znane są ich losy?
Oczywiście! Uzdrowieni powracają w to miejsce, spotykają się też z lekarzem, któremu powierzali swoje świadectwo. Dla mnie to było niesamowite przeżycie móc spotkać te osoby kolejny raz, widzieć, jak ta przemiana w nich działa. Co więcej, jestem z uzdrowionymi w stałym kontakcie. Dzwonimy do siebie, rozmawiamy. Otrzymuję też od nich regularnie kartki z podróży. Kilka dni temu dostałem taką z Japonii. Dziękczynienie Bogu za otrzymane łaski łączy ludzi w niesamowity sposób. To jedna z najważniejszych rzeczy - dziękować Bogu za to, co otrzymujemy.
Jak my, ludzie wierzący, powinniśmy odczytywać cuda, do których doszło i nadal dochodzi za sprawą Matki Bożej z Lourdes?
Jako działanie Boga w naszym życiu. To dowody, że On jest stale obecny. Zmienia nas, jeśli tylko Mu zaufamy i pozwolimy czynić w naszym życiu wielkie rzeczy. Te cuda to również znaki dla niewierzących. Mogą oni je odczytywać jako swoisty dowód na istnienie Boga. Często bowiem odrzucenie wiary wiąże się z buntem przeciwko Bogu, pytaniem: „Co takiego ja zrobiłem Jemu, że mnie odrzucił?”. Te pytanie pojawiają się w chwilach dla nas trudnych. Cuda w Lourdes dowodzą jednak, że Bóg jest dobry, pełen miłości i miłosierdzia. Zaś Matka Boża jest naszą matką, która pragnie, byśmy dostąpili zbawienia.
Dziękuję za rozmowę.
Echo Katolickie 7/2018
opr. ac/ac
(obraz) |