Odnoszę wrażenie, że pogrzebów z urną zamiast trumny mamy coraz więcej. Patrzę na to zjawisko z żalem
Odnoszę wrażenie, że pogrzebów z urną zamiast trumny mamy coraz więcej. Patrzę na to zjawisko z żalem.
To kolejna dziedzina, w której Kościół przegrywa pod naciskiem nowoczesności. Jest to tym bardziej smutne, że przepisy dotyczące pogrzebów są jasne, chyba że jakieś zmiany przyniesie nowa instrukcja Kongregacji Nauki Wiary, dotycząca chowania zmarłych i przechowywania prochów w przypadku kremacji. Piszę te słowa dzień przed konferencją w Watykanie, na której dokument ma być zaprezentowany. Nie sądzę jednak, by Kościół chciał odstąpić od obowiązującego obecnie usilnego zalecenia grzebania ciał. Kremacja jest dopuszczalna, ale dopiero po uroczystościach pogrzebowych. Obowiązujące wskazania Episkopatu Polski mówią wyraźnie: „Obrzędy pogrzebowe z ostatnim pożegnaniem włącznie, z udziałem rodziny i wspólnoty parafialnej, zasadniczo należy odprawić przed kremacją ciała zmarłego”. Dopiero potem można dokonać kremacji, a urnę z prochami złożyć na cmentarzu bez „zewnętrznej okazałości”. Przepisy swoje, a praktyka swoje.
Nie wiem, czy niedobrą tendencję, idącą pod prąd nie tylko przepisom, ale też dwutysiącletniej tradycji Kościoła, można zatrzymać. Obawiam się, że nie. Tym bardziej że w samym Kościele nie widzę determinacji do powstrzymania coraz bardziej powszechnej mody na kremację. Wielu księżom sprawa wydaje się obojętna. Dochodzi do tego jeszcze element świętego spokoju. Odmowa przeprowadzenia pogrzebu z urną zamiast trumny, jeżeli rodzina sobie tego życzy, chyba zawsze łączy się z trudną rozmową, a być może nawet z konfliktem. Gdybym był proboszczem i musiał decydować w tak trudnych sprawach, też zapewne uległbym presji świętego spokoju. W pojedynkę zatem niewiele można zrobić.
Z kolei na przemyślaną i szeroko zakrojoną akcję nie ma co liczyć. Inne potrzeby wydają się ważniejsze od tego, czy katolicki pogrzeb będzie odprawiany nad ciałem czy nad prochami.
I jeszcze jedna funeralna uwaga. Od dawna dręczy mnie pytanie, dlaczego wiele zakładów pogrzebowych w Polsce nosi nazwy zaczerpnięte z mitologii, najczęściej greckiej, a pomija ogromną przecież tradycję chrześcijańską. Najwięcej jest chyba zakładów pogrzebowych o nazwie „Charon”, „Styks” i „Hades”. Oczywiste zdawałoby się nazwy, jak „Resurrexit” czy „Święty Józef”, popularne nie są. Może Państwo wiedzą, dlaczego w katolickim kraju taką popularnością cieszy się mitologiczny Charon?
opr. ac/ac