Czy można mówić o „masowym odchodzeniu młodych od Kościoła” – jak sugerują niektórzy w głośnych tytułach? Nie sądzę.
Czy można mówić o „masowym odchodzeniu młodych od Kościoła” – jak sugerują niektórzy w głośnych tytułach? Nie sądzę.
Kiedy 18 czerwca w Watykanie opublikowano roboczy dokument na synod biskupów o młodzieży, pojawiła się opinia, jakoby miał on prezentować negatywny obraz Kościoła w oczach ludzi młodych i zawierać jakieś kontrowersje. Młodzi pragną przede wszystkim oczyszczenia Kościoła z afer i skandali – brzmiał przekaz. Bardzo się potem dziwiłem, czytając tekst. Owszem, w jednym z punktów to pragnienie młodych ludzi, by Kościół był świadkiem autentycznym, a więc oczyszczonym, pojawia się (i słusznie), nie jest to jednak sedno dokumentu. Jest nim pozytywny przekaz o człowieku w takim okresie życia, że nieobce mu są poszukiwania sensu, odkrywanie nowych prawd o życiu i o świecie, rozeznawanie własnego powołania. W tym właśnie ma mu pomóc wspólnota Kościoła. I o tym jest ten dokument.
Młodość pojawia się ostatnio często w debacie o Kościele, również ze względu na wyniki badań, jednoznacznie wskazujące na różnice między pokoleniem przed czterdziestką i po niej w podejściu do spraw wiary i praktyk religijnych. Czy można mówić o „masowym odchodzeniu młodych od Kościoła” – jak sugerują niektórzy w głośnych tytułach? Nie sądzę. Co nie znaczy, że nie dostrzegam problemu spadającego zainteresowania wiarą u młodego pokolenia zaabsorbowanego raczej ziemią niż niebem. Twierdzę przy tym, że chodzi o pewne wyzwanie. I że dla każdego wierzącego jest ono raczej wezwaniem: żyj tak, aby młodzi, patrząc na ciebie, pragnęli uwierzyć.
A skoro już o młodości oraz o sprawach nieba i ziemi, to muszę przyznać, że urzekła mnie historia amerykańskiej gwiazdy filmowej, nieziemskiej urody, która dla miłości Boga opuściła ziemski raj Hollywoodu i udała się do klasztoru. Jeszcze pracując w Hollywood, każdego dnia wstawała o szóstej rano i szła na Mszę Świętą. Kariera zaczynała być dla niej niewystarczająca. Czuła, że czegoś jej brakuje. I tak się to zaczęło. Wracam myślami do tej historii opisanej na łamach bieżącego numeru „Gościa” (ss. 62–63) i myślę, że o takich życiowych wyborach warto mówić głośno, skoro świat zazwyczaj krzyczy o innych. Być może łatwiej byłoby niejednej młodej osobie rozeznać swoje osobiste powołanie, gdyby wyraźniej widać było i we współczesnym świecie tych, którzy wybrali Boga?
Każda minuta jest darem, choć o wiele bardziej odczuwa się to w okresie wakacji i urlopów. Aby lepiej ten dar wykorzystać, mamy dla Państwa kilka propozycji. Z jednej strony polecane przez nas książki na wakacje, z drugiej zaś cykl wakacyjny o podróżowaniu przez Polskę, a właściwie wzdłuż Polski, obrzeżami. „Cudze chwalicie, swego nie znacie” w obu przypadkach sprawdza się doskonale. Bo choć ogólnie czytelnictwo jest ponoć w kiepskiej formie, to jednak przybywa osób zakochanych w czytaniu. Widać to dość wyraźnie w mediach społecznościowych, gdzie tworzą się grupy fanów czytania. Podobno trzeba tylko zacząć i – o ile rozpocznie się od właściwej lektury – potem to już pójdzie jak z płatka. A i co do podróżowania po naszym pięknym kraju zasada ta z całą pewnością się sprawdzi. Trzeba tylko wiedzieć, skąd zacząć. Służymy pomocą!
ks. Adam Pawlaszczyk - redaktor naczelny tygodnika "Gość Niedzielny"
opr. ac/ac