Cóż to za czas, w którym każą nam ograniczać siebie, cóż to za moment, w którym mamy zajrzeć w głąb swoich serc i dokonać nawrócenia? – zapyta człowiek XXI wieku
Cóż to za czas, w którym każą nam ograniczać siebie, cóż to za moment, w którym mamy zajrzeć w głąb swoich serc i dokonać nawrócenia? – zapyta człowiek XXI wieku.
Ludzkie pojęcie sprawiedliwości jest niezwykle proste: oddać każdemu to, co mu się należy. U Hammurabiego jasno i konkretnie: „Jeśli obywatel oko obywatelowi wybił, oko wybiją mu”. Znamy to wszyscy w wersji: „Oko za oko, ząb za ząb”. Bogini trzymająca wagę symbolizowała sprawiedliwość, która odważa każdemu tyle, ile powinien dostać. Tak tworzyło się ludzkie prawo, które usiłując osiągnąć ideał ładu społecznego, odważało, mierzyło i liczyło. Lubimy to – wiedzieć konkretnie, co za co można dostać. Matematyczna dokładność daje pewien rodzaj komfortu, spokoju wewnętrznego. Czerń i biel pozwalają określić siebie jako winnego bądź nie. Zżymamy się, gdy nam niesłusznie coś zarzucają. Mówimy: „należało mu się”, kiedy winowajca ponosi karę. Nawet jeśli skłonni jesteśmy wybaczać, to do pewnego stopnia, w ramach ograniczonych możliwości. „Nie, tego zapomnieć się nie da” – kiwamy przecząco głową, gdy zranienie dotyka i rozdziera. „Wybaczam, ale nie zapomnę. Nie przychodź więcej” – urywamy przyjaźń zdradzoną przez drugą stronę. Ludzkie pojęcie sprawiedliwości jest bardzo proste... I jak często potrafi być nie-ludzkie.
Wielki Post jest szczególnym i dziwnym, jak na dzisiejsze czasy, okresem. Jakby wyjęty żywcem z osobliwie pojmowanego średniowiecza, nie pasuje do ery konsumpcji. Cóż to za czas, w którym każą nam ograniczać siebie, cóż to za moment, w którym mamy zajrzeć w głąb swoich serc i dokonać nawrócenia? – zapyta człowiek XXI wieku. A jednak: „ograniczyć siebie” przez post, jałmużnę, modlitwę oznacza jednocześnie „poszerzyć własne możliwości”, dostrzec więcej, zrozumieć głębiej, popatrzeć dalej. W tym numerze „Gościa” to „patrzenie dalej” oznacza przewartościowanie swojego poglądu na sprawiedliwość, tę, którą Bóg wymierza człowiekowi. Dlaczego? Bo „trybunał miłosierdzia” nie brzmi dobrze. Jeśli trybunał, to sprawiedliwość – myślimy. Jeśli miłosierdzie, to raczej nie w trybunale. Jest jednak taki trybunał watykański, który jego regens ks. prałat Krzysztof Nykiel w rozmowie z „Gościem” nazwał Trybunałem Miłosierdzia w służbie Kościołowi. To Penitencjaria Apostolska, w której rozstrzyga się sprawy związane z forum wewnętrznym. Działająca w tempie ekspresowym, bo o zbawienie duszy chodzi, udzielająca dyspens, łask i decydująca o odpustach. Często chodzi o prawdziwe dramaty, takie jak na przykład znieważenie Najświętszego Sakramentu, czy zdradę przez spowiednika tajemnicy sakramentalnej spowiedzi. Jak to zatem jest z tą relacją pomiędzy sprawiedliwością i miłosierdziem? Oko za oko, ząb za ząb, matematyczna precyzja, pokuta wyliczona w taryfikatorze win i kar, jak w średniowiecznych księgach pokutnych? Kapitalnie na tego typu wątpliwości odpowiada przykład przytoczony przez naszego rozmówcę: dobry spowiednik to również dobry penitent, który sam we własnej osobie przeżywa ten sakrament i pozwala się obejmować Bogu Ojcu podczas spowiedzi, i pozostaje wewnątrz tego objęcia. Powtórzę: kapitalne porównanie. Bo każdy upada (nie przez przypadek papież na dzisiejszej okładce klęczy i się spowiada), każdy zasługuje na karę. Każdy też może otrzymać przebaczenie.
ks. Adam Pawlaszczyk - redaktor naczelny tygodnika "Gość Niedzielny"
opr. ac/ac