Wzajemna miłość, poszanowanie godności, sprawiedliwość, pokój. Prawdziwe skarby i antidota na kryzysy. Gdyby wszyscy o tym pamiętali, mniej byłoby krzyku.
Wzajemna miłość, poszanowanie godności, sprawiedliwość, pokój. Prawdziwe skarby i antidota na kryzysy. Gdyby wszyscy o tym pamiętali, mniej byłoby krzyku.
Dużo dzisiaj się krzyczy. Pokuszę się o stwierdzenie, że krzykiem usiłuje się załatwiać wszystko. Przodują w tym politycy i media, zwłaszcza społecznościowe. Nie od dzisiaj wiadomo, że nagłówek napisany na czerwono, wielkimi literami i opatrzony wykrzyknikiem, sprzeda tytuł o wiele lepiej niż nagłówek czarny, bez wykrzyknika i dodatków. Krzykiem przyciąga się uwagę innych, a o tę uwagę wszyscy dzisiaj muszą walczyć o wiele intensywniej niż kiedyś. A mnie to męczy. Bo cokolwiek się stanie, to zaraz z którejś strony ktoś zaczyna krzyczeć. Biskup ogłasza, że na pół roku wycofuje się z życia publicznego w klasztorne mury – zaczynają krzyczeć co aktywniejsi katoliccy publicyści. Na tych krzyczą z kolei inni, jeszcze bardziej katoliccy. Na wszystkich razem krzyczą publicyści z wszystkich innych stron. I tak się to toczy. Mało kto ma świadomość, że konstruktywne działanie ma miejsce w spokoju, w dyskusji twórczej, a nie przekrzyczanej, w otwartości na wzajemne argumenty. Mało kto… A jednak…
Kiedy w niedzielę 19 maja uczestniczyłem w święcie rodzin w katowickiej katedrze, zrobiło mi się na sercu lepiej. Trochę lepiej. Bo – jak wiadomo – ostatnimi dniami ani księdzu, ani katolickiemu dziennikarzowi, ani po prostu wierzącemu w Kościół lekko nie jest. Zwłaszcza w atmosferze krzyku. Zrobiło mi się lepiej, bo ogromna katedra wypełniona małżonkami w wieku rozmaitym, ich dziećmi, rodzinami była jak ciche przypomnienie tego, co najważniejsze. Arcybiskup wyraził to w homilii: „Zbudowana na miłości i otwarciu na dar życia rodzina nosi w sobie przyszłość społeczeństwa. Jej niezwykle doniosłe zadanie polega na tym, że ma ona skutecznie przyczyniać się do budowania przyszłości opartej na sprawiedliwości i pokoju. Może to osiągać przede wszystkim dzięki wzajemnej miłości małżonków, powołanych do pełnej i całkowitej wspólnoty życia ze względu na naturalny sens małżeństwa, a bardziej jeszcze – jeśli są chrześcijanami – ze względu na jego sakramentalną godność. Ponadto poprzez odpowiednie wypełnianie zadań wychowawczych przez rodziców, którzy powinni wpajać swoim dzieciom poszanowanie godności każdej osoby oraz wielkiej wartości pokoju”. Wzajemna miłość, poszanowanie godności, sprawiedliwość, pokój. Prawdziwe skarby i antidota na kryzysy. Gdyby wszyscy o tym pamiętali, mniej byłoby krzyku. A i w dyskusji o kryzysach wszelakich zrobiłoby się bardziej konstruktywnie.
ks. Adam Pawlaszczyk - redaktor naczelny tygodnika "Gość Niedzielny"
opr. ac/ac