Kolorowe ptaszysko może nawet ładnie wyglądać. Jednak nadmiar koloru, który ma przyciągnąć, w przypadku jednostki myślącej powinien budzić niepokój – „chcą mnie wmanewrować”.
Kolorowe ptaszysko może nawet ładnie wyglądać. Jednak nadmiar koloru, który ma przyciągnąć, w przypadku jednostki myślącej powinien budzić niepokój – „chcą mnie wmanewrować”.
Poranek pierwszego dnia nowego roku powinien tchnąć spokojem i pokojem. Wszyscy się wyszaleli, więc czas na odrobinę oddechu. Tymczasem tegoroczny 1 stycznia przyniósł medialną sensację w postaci informacji o tym, że papież uderzył kobietę. Brzmi dramatycznie, prawda? Wstawszy wczesnym rankiem, rzuciłem, chcąc nie chcąc, okiem na zapis filmowy tego wydarzenia. Uśmiechnięty Franciszek idzie i błogosławi wiernych, podaje im ręce. Nagle zostaje szarpnięty za rękę przez panią stojącą dotąd spokojnie w pierwszym rzędzie. Krzywi się (z bólu? – nie wiem) i drugą ręką odruchowo dwa razy uderza w dłoń kobiety, wyrywa się i idzie dalej. Wyraźnie poirytowany, zagniewany. Zupełnie mu się nie dziwiąc, żałowałem go jednak, idąc rankiem na Mszę Świętą, wyobrażałem sobie bowiem, jak kiepsko teraz się czuje. Wstyd mu zapewne, jest zły na siebie samego za ten odruch, gest nagły, efekt irytacji i zaskoczenia. I przyszło mi wówczas do głowy, że to w sumie dobre: świat zobaczył normalnego człowieka, z jego emocjami, które – wyrażone w impulsywny sposób – ze względu na rangę postaci stają się wydarzeniem na skalę światową. Kilka godzin później papież przeprosił za swoje zachowanie, a ja się uśmiechnąłem pod wąsem. Spodziewałem się takiego obrotu spraw. Wciąż jednak zatopiony byłem w myśleniu o tym, jak dobrze byłoby, gdybyśmy wszyscy rozumieli, że duchowny to też człowiek. Zdarza mu się rozgniewać, a i wiele innych z długiej listy grzechów popełnić. I nie należy go za to chwalić. Ale należy rozumieć, że ma prawo powiedzieć „przepraszam”, dalej nad sobą pracować i dalej posługiwać – jak pasterz i jak zwykły człowiek z krwi i kości. Takiego go w końcu powołał Pan Jezus.
Im bardziej zagłębiałem się w czytanie nagłówków informacji dotyczących wspomnianego incydentu (a można z nich było wyczytać skandal na skalę kosmiczną), tym bardziej czułem politowanie wobec tych, którzy są zdolni nagiąć sens słów do nieskończoności, żeby tylko przyciągnąć odbiorcę. Jak kolorowe ptaszysko jakieś, które mienić się będzie feerią barw, byle przyciągnąć uwagę i w ten sposób przedłużyć gatunek. Dzisiaj to już norma. Sytuacja z „ekologizmem” i wypowiedzią abp. Marka Jędraszewskiego też jest tego przykładem (piszemy o tym na ss. 16–19). Dla większości dziennikarzy nie jest ważne, co powiedział krakowski metropolita, ważne jest, jaki dać nagłówek informacji o jego wypowiedzi, żeby większość odbiorców miała kolejny raz pożywkę. A to, że nauczanie papieskie, encyklika Laudato si’, antropologia biblijna mówią tak samo, schodzi na drugi plan.
Kolorowe ptaszysko może nawet ładnie wyglądać. Jednak nadmiar koloru, który ma przyciągnąć, w przypadku jednostki myślącej powinien budzić niepokój – „chcą mnie wmanewrować”. Szkoda, że ten współczesny trend przyciągania tytułami, sensacjami, półprawdami staje się coraz powszechniejszy. Mogę jedynie wyrazić nadzieję, że katolickie media w tym kierunku nie idą i nigdy nie pójdą.
ks. Adam Pawlaszczyk - redaktor naczelny tygodnika "Gość Niedzielny"
opr. ac/ac