Nie próbujemy nikogo na siłę nawracać na wiarę katolicką. Wybór wiary musi być wyborem wolnym.
"Idziemy" nr 49/2009
Z ks. Markiem Jaśkowskim, posługującym w parafii Matki Bożej Różańcowej w Tomsku na Syberii, rozmawia Irena Świerdzewska
Dlaczego po 7 tygodniach pracy na Syberii musiał Ksiądz wrócić do Polski?
Wyjeżdżając do Rosji po raz pierwszy, nie można być tam dłużej niż 90 dni na 180. Wróciłem do Polski po 45 dniach, po to, żeby móc wyjechać do Tomska na Święta Bożego Narodzenia. Te przepisy wizowe dotyczą wszystkich, nie tylko księży.
Takie ograniczenia utrudniają chyba pracę w parafiach, gdzie i tak brakuje kapłanów?
W parafii jest nas tylko dwóch. Ksiądz Andrzej Duklewski, który pracuje tam od 12 lat, i teraz ja. A przecież, jak powiedział miejscowy biskup Josef Werth, Tomsk jest jedną z najaktywniejszych i największych parafii w diecezji Nowosybirsk. W naszej diecezji pracuje około 50 księży, którzy są tylko w większych miastach.
Kościół na Syberii jest dla nas pewną egzotyką. Jak się prowadzi pracę duszpasterską przy tak dużych odległościach?
Parafia Tomsk terytorialnie ma większy obszar niż cała Polska. Samo miasto liczy ok. 600 tys. mieszkańców, katolicy stanowią ok. 500 osób. Parafia obejmuje też tomską obłast, czyli powiat, a w nim ponad 40 punktów dojazdowych, gdzie są niewielkie grupy katolików liczące po kilka-kilkanaście osób. Obecnie ja odpowiadam za odwiedzanie tych miejsc. Podczas mojej nieobecności raczej nikt tam nie dotrze. W niektórych miejscowościach, w których byłem we wrześniu, poprzednia Msza św. odprawiana była na Wielkanoc. W niedziele odprawiamy Msze św. tylko w Tomsku. W ciągu tygodnia docieramy również do punktów bliżej położonych, czyli do 300 km, gdzie jeszcze są drogi asfaltowe; dalej zaczyna się tajga i przeprawa przez nią jest trudna. Najdalsze punkty parafii oddalone są nawet tysiąc kilometrów od Tomska. Tam najlepiej docierać statkiem, zatem podróż rzeką Ob trwa 2 dni. Można też lecieć samolotem do dużego miasta w pobliże naszych miasteczek i wiosek na krańcach parafii. Można próbować jechać samochodem, jednak zawsze jest ryzyko, czy uda się. Latem przeprawę mogą utrudnić błota, a zimą zaspy.
Katolicy na Syberii to głównie potomkowie przesiedlonych tam Polaków?
Często są to osoby z polskimi korzeniami, jednak nie zawsze przyznają się, że sami są Polakami. W parafii mamy jedną „typowo polską” wieś, leżącą 240 km od Tomska. Tam, w Biełastoku, katolicy przyznają się do polskich korzeni, do polskości, jednak już tylko nieliczni posługują się językiem polskim. Niektórzy znają zaledwie kilka modlitw po polsku. Na co dzień mówią po rosyjsku.
Kościół tworzą nowo nawróceni, czy ci, którzy byli przed laty ochrzczeni?
W wioskach są ludzie starsi, którzy są katolikami od wieków. Trudno o nowych katolików, ponieważ nie ma tam stałego duszpasterstwa, nie ma też kościołów. Z katolikami spotykamy się w domach i to bardzo rzadko. Inaczej wygląda sytuacja w Tomsku. Tu możemy zauważyć dwie grupy – jedna to również katolicy z dziada pradziada, najczęściej potomkowie zesłańców. Druga grupa to ludzie, którzy teraz odnajdują swoje miejsce w Kościele. Każdego roku do chrztu przygotowuje się ok. 20–30 osób. Dynamika Kościoła na Syberii jest bardzo różna. Są takie miejsca, gdzie pomimo bardzo ofiarnej pracy kapłanów nowych wiernych nie widać. Dzięki Bogu w Tomsku jest inaczej, zapewne także dlatego, że Kościół w Tomsku ma piękną tradycję. Świątynia, która ma już prawie 200 lat, została zbudowana przez zesłańców w centralnym miejscu Tomska, przy najstarszej ulicy. Ponadto Tomsk jest miastem uniwersyteckim. Młodzież z całej okolicy przyjeżdża tu na studia. Często również owi studenci zasilają szeregi naszej katolickiej młodzieży.
Nie bez powodu mówi się więc, że Kościół syberyjski to Kościół ludzi młodych?
Młodzi powoli równoważą liczbę ludzi starszych. Młodzież katolicka jest bardzo oddana – przyprowadza kolegów i koleżanki na Msze św., spotkania w grupach, próby chóru. W ten sposób ci nowi zaczynają zachwycać się wiarą katolicką, rozmawiać z księdzem i chcą przyjąć chrzest. Przygotowanie do chrztu, katechumenat trwa najczęściej ok. 2 lat. Ci młodzi ludzie przeżywają często trudności, nawet ze strony swojej rodziny, swoich najbliższych, nierzadko cała rodzina jest przeciwko nim, a jednak trwają mocno w wierze. Pewna dziewczyna opowiadała, że aby móc codziennie czytać Pismo Święte musiała wchodzić do łazienki, odkręcać wodę, stwarzając pozory, że się myje. Piękne jest, że ci młodzi ludzie czują się już odpowiedzialni za innych. Pewna studentka bardzo przeżywała, że jeszcze nikogo ze swoich znajomych nie przyprowadziła do Kościoła, a sama jest dopiero pół roku po chrzcie. Ci, którzy już odnajdą Pana Boga, przyjmą chrzest, są bardzo gorliwi, oddani, często przychodzą na codzienne Msze św., bardzo dokładnie przygotowują się do sakramentu spowiedzi.
Jak wygląda codzienna praca duszpasterska w Tomsku?
Codziennie odprawiana jest Msza św., a w dni świąteczne, soboty i niedziele są nawet dwie Msze św. Jest wiele spotkań z grupami parafialnymi. W soboty prowadzę spotkania z młodzieżą: rozważamy fragmenty Pisma Świętego – niedzielną Ewangelię, jest konferencja, dyskusje, a potem luźne spotkanie. Siostry prowadzą spotkania w grupach z dziećmi, starsi spotykają się we wspólnocie rodzin. Bardzo ważne są spotkania proboszcza z katechizatorami, którzy potem spotykają się z katechumenami i przygotowują ich do chrztu. Jest kilku katechizatorów i kilka osób ich wspomagających. Pomocą charytatywną zajmują się siostry ze Zgromadzenia Matki Bożej Miłosierdzia (od Matki Teresy z Kalkuty). Prowadzą przytułek dla bezdomnych, wydają obiady. W Tomsku mamy też drugi zakon sióstr eucharystek. Do duszpasterskiej codzienności należy też zaliczyć liczne i długie rozmowy indywidualne, które często są próbą odpowiedzi na najprostsze i najbardziej podstawowe pytania dotyczące wiary.
Zanim mogły powstać przed 20 laty katolickie parafie, to miejscowa ludność przez lata żyła tu bez posługi duszpasterskiej, bez możliwości korzystania z sakramentów?
Owszem, przez wiele lat nie było tu żadnego kapłana. Potem, gdy czasy już na to pozwalały, zaczęli się pojawiać kapłani. Pierwsi z nich na różny sposób organizowali duszpasterstwo, szukali katolików, np. zaczynali od odwiedzania cmentarzy. Szukali nazwisk brzmiących po polsku czy po niemiecku, potem docierali do rodzin zmarłych, pytając czy są katolikami. Tamci ludzie często nie potrafili określić, kim właściwie są. W dzieciństwie chodzili do kościoła, ale nie pamiętali czy był on katolicki czy prawosławny. Byli wśród nich i tacy, którzy cieszyli się, że po 70 latach spotkali księdza i przed śmiercią zdążą przyjąć sakramenty. Parafia w Tomsku funkcjonuje od jakichś 20 lat. Pewien ksiądz, który jako jeden z pierwszych rozpoczynał pracę duszpasterską na Syberii, opowiadał, że jeździł od miasta do miasta, żeby przyjrzeć się, gdzie może osiąść. W końcu z racji obecności kościoła w Tomsku doszedł do wniosku, że tu są największe perspektywy na zgromadzenie wspólnoty. Kościół w mieście zachował się, bo w najtrudniejszym czasie zaadoptowany został na planetarium.
Jak wyglądają stosunki katolików z prawosławnymi na Syberii.? Nie oskarża się katolików o prozelityzm?
Wiemy, że prozelityzm jest drażliwym tematem. Nie próbujemy nikogo na siłę nawracać na wiarę katolicką. Wybór wiary musi być wyborem wolnym. Dlatego np. jeżeli ślub chcą zawrzeć katoliczka i prawosławny, to raczej stronę prawosławną kierujemy do spowiedzi do cerkwi prawosławnej. Staramy się, żeby nie być posądzanymi o prozelityzm. W relacji ze świeckimi nie odczuwamy wrogości ze strony prawosławnych. Niekiedy podejmowane są pewne akcje wspólnie przez katolików i prawosławnych. Na przykład jeździmy do instytutu dla osób psychicznie chorych (SzPI). Często zdarza się, że prawosławni przychodzą do nas, kapłanów katolickich, by porozmawiać. Okazuje się, że przychodzą też na liturgię, jak tłumaczą, bo tu słyszą zrozumiały dla nich język rosyjski. Kościół prawosławny korzysta z języka starocerkiewnego.
A co z pozostałymi ludźmi? Daje się zauważyć, że im Pan Bóg jest potrzebny?
Zdecydowana większość to ludzie niewierzący, nieochrzczeni. U tych ludzi daje się zauważyć głód Pana Boga. Można ich rozpoznać, kiedy zaglądają czasem do kościoła, czegoś szukają, pytają, nie wiedzą jak się zachować, czują się wyraźnie zagubieni. W piątki i w soboty przed kościołem spotkać można wiele par nowożeńców. Wracając z urzędowej ceremonii ślubnej zatrzymują się przed świątynią, żeby na zewnątrz zrobić sobie zdjęcie. Sądzę, że to są osoby niewierzące, które nie odkryły w sobie jeszcze takiego głodu Pana Boga, żeby chcieć przejść przygotowanie i przyjąć sakrament chrztu.
Jako kapłani mamy nastawienie misyjne, a więc chcemy zajmować się nie tylko tymi, którzy są w Kościele. Chcemy szukać nowych osób, wychodzić do nich, być otwartymi, a nade wszystko modlić się, aby ci ludzie, wśród których żyjemy, odnaleźli drogę do Chrystusa i do Kościoła.
Biogram:
Ks. Marek Jaśkowski (1976), ukończył Wyższe Metropolitalne Seminarium Duchowne w Warszawie, ostatni rok, jako diakon, w Wyższym Seminarium Duchownym Diecezji Warszawsko-Praskiej. W 2009 r. uzyskał licencjat w Instytucie Studiów nad Rodziną w Łomiankach. Pracował 3 lata w parafii św. Antoniego w Mińsku Maz. i 5 lat w parafii Miłosierdzia Bożego w Warszawie na Saskiej Kępie, w tym roku skierowany do pracy w parafii na Syberii.
Tomsk jest jedną z najaktywniejszych i największych parafii w diecezji Nowosybirsk, a terytorium ma większe niż cała Polska
Nie próbujemy nikogo na siłę nawracać na wiarę katolicką. Wybór wiary musi być wyborem wolnym.
opr. aś/aś