Przysięga w Czerwonym Ratuszu

Znany stał się po tym, jak otwarcie stwierdził: „Jestem gejem i tak jest dobrze”.

"Idziemy" nr 35/2011

Stefan Meetschen

Przysięga w Czerwonym Ratuszu

Dzięki Kazaniu na Górze wiemy, że Jezus zniechęcał do przysięgania: „A Ja wam powiadam: wcale nie przysięgajcie, ani na niebo, bo jest tronem Bożym; ani na ziemię, bo jest podnóżkiem stóp Jego; ani na Jerozolimę, bo jest miastem wielkiego Króla. Ani na swoją głowę nie przysięgaj, bo nie możesz nawet jednego włosa uczynić białym albo czarnym” (Mt 5, 34-36).

Rainer Maria Woelki, który od 27 sierpnia pełni funkcję arcybiskupa metropolity Berlina, nie mógł zastosować się do tych słów. W połowie tego miesiąca, w berlińskim Czerwonym Ratuszu złożył przysięgę na ręce burmistrza stolicy Klausa Wowereita (socjaldemokraci) oraz rządzącej koalicji, czyli socjaldemokratów i postkomunistów. Mimo takiej koalicji nazwa „Czerwony Ratusz” oczywiście pochodzi od koloru cegieł, z jakich jest on zbudowany. I tam właśnie bp Woelki, z Pismem Świętym w ręku, przysiągł szanować rząd i czuwać nad tym, aby w jego diecezji również duchowieństwo wyrażało wobec rządu takowe poszanowanie. Ponadto przyrzekł chronić niemiecki lud przed jakąkolwiek szkodą.

Cały rytuał wydał się nawet liberalnym gazetom berlińskim przestarzały i niepasujący do naszych czasów. Swoją bazę owa „przysięga wierności” znajduje w Konkordacie Pruskim, zawartym między Stolicą Apostolską i Rzeszą w lipcu 1933 roku. Konkordat ten opracowany został przez Republikę Weimarską, jednak podpisał go już sam Adolf Hitler. Charakteryzuje się duchem Kulturkampfu między Prusami i papieżem oraz nieufnością wobec katolików. Po II wojnie światowej Konkordat Pruski został przejęty przez Republikę Federalną Niemiec dla wszystkich nowych ordynariuszy niemieckich diecezji. Ma on tym samym gwarantować wolność wyznania katolikom oraz pozwala na pobieranie podatku kościelnego. Niemniej zobowiązuje również nowo mianowanego metropolitę do składania przysięgi wierności wobec niemieckiej konstytucji.

Sytuacja ta miała miejsce po raz pierwszy od zakończenia II wojny światowej, gdyż za czasów poprzedników bp. Woelkiego Berlin okupowany był przez sprzymierzone państwa alianckie: Francję, Wielką Brytanię, USA i ZSRR. Stąd też łatwiej zrozumieć słowa nowego metropolity, który stwierdził, że obrzęd ten jest „powrotem do normalności”. Do owej „normalności” należy jednak również to, że burmistrz Berlina nie tylko jest zdeklarowanym katolikiem, ale również zdeklarowanym homoseksualistą. Znany stał się po tym, jak otwarcie stwierdził: „Jestem gejem i tak jest dobrze”. Przed ceremonią zaprzysiężenia burmistrz pochwalił naturalnie Kościół katolicki za jego różnoraką aktywność społeczną, podkreślając jednocześnie, że Berlin jest również „otwartym, liberalnym i tolerancyjnym miastem”. Niestety, cechy te nie odnoszą się do nowego arcybiskupa, który zaraz po nominacji został zaatakowany za to, iż obronił doktorat na papieskim uniwersytecie Świętego Krzyża w Rzymie, należącym do Opus Dei.

Przed złożeniem przysięgi bp Woelki wyraźnie stwierdził w swoim przemówieniu, że będzie wyrażał słowa krytyki, kiedy będzie to konieczne, właśnie po to, aby unikać wszelkiej szkody. Następnie wręczył burmistrzowi Pismo Święte, życząc mu błogosławieństwa Bożego w jego pracy. Pokazuje to tylko, że zarówno bp Woelki, jak i burmistrz Berlina wykorzystali cały obrzęd do podkreślenia własnej pozycji i funkcji. Możliwe jest zatem, że w przyszłości wypracują oni nowy układ między Kościołem i miastem Berlin, który wyeliminuje obrzęd składania przysięgi wierności. Jednak ażeby to nastąpiło, muszą najpierw rozwiązać jeden z najważniejszych problemów, czyli kwestię tego, czy religia powinna być w szkole przedmiotem obowiązkowym, czy fakultatywnym.

Jak dotąd burmistrz-katolik zrobił w tej kwestii wszystko, czego żądali partnerzy koalicyjni jego partii – postkomuniści. W wyniku czego szkolny przedmiot religii został przekształcony w obowiązkowe zajęcia z etyki. Dla nowego arcybiskupa Berlina nie jest to łatwa sytuacja, gdyż w Czerwonym Ratuszu zasiadają nie tylko czerwoni, ale również czerwoni podszywający się pod katolików, próbując tym samym zmylić drugą stronę.

Autor jest dziennikarzem gazety „Die Tagespost”

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama