Przyczyn, dla których odpowiedź na pytanie o prywatny i publiczny charakter religii stała się dzisiaj szczególnie pilna, jest co najmniej kilka
"Idziemy" nr 28/2012
Przyczyn, dla których odpowiedź na pytanie o prywatny i publiczny charakter religii stała się dzisiaj szczególnie pilna, jest co najmniej kilka. W ubiegłym tygodniu sąd apelacyjny w Kolonii uznał, że obrzezanie jest rytuałem zabronionym, ponieważ powoduje trwały uszczerbek na zdrowiu i narusza prawo dzieci do wyboru wyznawanej religii. Wyrok spowodował w Niemczech masowe protesty nie tylko muzułmanów i wyznawców judaizmu, lecz także chrześcijan. Jak twierdzi Piotr Semka w „Rzeczpospolitej”, powinien zaniepokoić również nas, ponieważ jest przejawem coraz większej ingerencji państwa w sprawy praktyk religijnych. Mamy też kolejną antykatolicką hucpę w polskim parlamencie, zmierzającą do całkowitego wyparcia religii z życia publicznego. I wreszcie wakacje, kiedy to wielu z nas bywa wystawionych na pokusę tak skrajnej prywatyzacji swojej wiary, że graniczy już z duchową apostazją. Gdzie zatem przebiega granica miedzy prywatnym i publicznym charakterem religii?
Z religią jest trochę jak z małżeństwem. Ono także polega na szczególnej międzyosobowej relacji, która wyrasta z miłości i staje się źródłem dobrowolnie przyjętych zobowiązań. Małżeństwo jest sprawą absolutnie prywatną, gdy chodzi o to, że nikt nie powinien ingerować w decyzję o zaślubinach z konkretną osobą lub o zaślubinach w ogóle, o ile decyzja ta nie narusza istotnych praw innych osób i nie stoi w sprzeczności z prawem naturalnym. Małżeństwa żadna władza nie może nakazać ani zakazać. Ale w momencie, kiedy decyzja zostanie już podjęta i dopełniona, zaczyna rodzić pewne skutki społeczne, z którymi w praworządnym świecie wszyscy powinni się liczyć. W tym znaczeniu małżeństwo staje się sprawą publiczną. Małżonkowie noszą na placach obrączki jako oznakę swojego stanu, przyjmują wspólne nazwisko, za wiele spraw ponoszą wspólną odpowiedzialność przed prawem i zyskują pewne przywileje – także pracownicze, podatkowe i socjalne. Sprowadzanie małżeństwa do wyłącznie prywatnej sprawy dwojga osób byłoby tutaj całkowicie niedorzeczne. Państwo, jako instytucja będąca na służbie ludzi, musi uznać ich prawa w imię szacunku dla wolności człowieka i zachowania ładu publicznego.
Podobnie religia jest sprawą prywatną głównie w tym wymiarze, w jakim chodzi o jej wybór lub odrzucenie. Tutaj państwo ani żadna inna władza nie ma prawa ingerować. Ale już fakt przyjęcia i wyznawania określonej religii, która nie stoi w sprzeczności z prawem naturalnym i zasadami współżycia społecznego, rodzi skutki w życiu publicznym. Ludziom wierzącym przysługuje więc prawo do szacunku, do publicznego wyznawania swojej wiary także przez znaki i obrzędy religijne, do kierowania się własnym kodeksem moralnym, do wychowania swoich dzieci w swojej wierze i do udziału w życiu wspólnot religijnych. Państwo może ingerować w sprawy tych wspólnot tylko na takiej samej zasadzie, jak ingeruje w sprawy rodziny, gdy zagrożone jest czyjeś życie, zdrowie lub inne ważne dobro. Trzeba jednak bronić rodziny i religii przed takimi uzurpacjami państwa, jak „delegalizacja” obrzezania w Niemczech, czy ubiegłoroczny wyrok w Szwecji o pozbawieniu praw rodzicielskich małżonków z Włoch, którzy „używali przemocy”, wyciągając swoje dziecko ze sklepu.
Na koniec rada dla wczasowiczów: uleganie pokusie takiej „prywatyzacji” swojej wiary, że staje się ona niezauważalna, jest tym samym, co zdejmowanie ślubnej obrączki na wakacyjnym raucie. Miejmy odwagę pytać w hotelach choćby o piątkowe menu czy o najbliższy kościół i godziny Mszy Świętych. Często obsługa jest na te pytania przygotowana – wiem, bo sprawdzałem.
opr. aś/aś