Pytanie w tytule jest aktualne szczególnie teraz, gdy Kościół modli się o nowych kandydatów do kapłaństwa
Pytanie w tytule jest aktualne szczególnie teraz, gdy Kościół modli się o nowych kandydatów do kapłaństwa, wielu młodych ludzi zastanawia się swoim powołaniem, a w większości diecezji brakuje księży.
Liczba mężczyzn rozpoczynających w Polsce przygotowanie do kapłaństwa w ostatnich latach systematycznie maleje. W roku 2017 na pierwszy rok studiów do wszystkich diecezjalnych seminariach duchownych zgłosiło się w sumie niespełna 550 kandydatów. Nawet jeśli dodać do tego ok. 220 kandydatów do seminariów zakonnych, to i tak mało. Szczególnie kiedy porównamy to z boomem powołaniowym z początku pontyfikatu św. Jana Pawła II.
Spadek liczby powołań można częściowo tłumaczyć niżem demograficznym i nasileniem migracji do Europy Zachodniej. Emigrują przecież głównie ludzie młodzi. Prawdą jest również, że wśród młodzieży brakuje kandydatów nie tylko do kapłaństwa czy zakonów – najbardziej zakonów żeńskich! Brakuje też chętnych do zawierania małżeństwa. Nowe pokolenie wzrasta bowiem w klimacie, który nie sprzyja podejmowaniu jakichkolwiek trwałych zobowiązań.
Na to wszystko nakłada się jeszcze zmiana spojrzenia na kapłaństwo. Pozycja społeczna księdza uległa degradacji. Księża są dzisiaj bodajże najbardziej krytykowaną grupą społeczną. Wystarczy jeden przypadek niegodnego zachowania księdza, by wzniecić niechęć do wszystkich kapłanów. Na tle rosnącej zamożności ogółu obniżył się także status ekonomiczny duchowieństwa. Wybór kapłaństwa dla pieniędzy byłby dzisiaj wyjątkowo nietrafiony. Ale mity o bogactwie księży wciąż funkcjonują. Księża mają świadczyć swoim życiem, że zainwestowali w królestwo nie z tego świata, zgodnie z ewangeliczną zasadą: „Gdzie skarb twój, tam i serce twoje”. Wierni zaś mają prawo rozsądnie od nich wymagać wierności Ewangelii również w tym wymiarze. Ale nikt nie chce być zwyczajnie nękany.
Kapłaństwo przestało być prestiżowe i po ludzku atrakcyjne. Wspomniany boom powołaniowy sprzed ok 30 lat sprawił, że zmieniły się także relacje wewnątrzkościelne. Powstało przeświadczenie, że księży mamy w bród, co pociągnęło za sobą zmiany mentalne po obu stronach. Wyjątkowo liczne roczniki z tamtego czasu jeszcze przez kilkanaście lat zajmować będą probostwa. Wskutek tego wielu dzisiejszych pięćdziesięciolatków liczy się z dożywotnim wikariatem. U niektórych rodzi to frustrację. A sfrustrowany ksiądz to antyświadectwo – raczej zniechęca niż zachęca do kapłaństwa.
Stąd odpowiedź na pytanie, czy dziś warto być księdzem nie jest jednoznaczna. Nawet jeśli ma ją dać człowiek, któremu właśnie stuknęło 33 lata kapłaństwa. Bo wszystko zależy od tego, dlaczego i po co miałoby się księdzem zostać. Jeśli w grę miałyby wchodzić tylko ludzkie motywacje i ambicje, to kapłaństwo nie jest najlepszym wyborem.
Nie warto dzisiaj przejmować święceń kapłańskich, jeśli widzi się w nich tylko uroczyste włącznie do stanu kapłańskiego. Zresztą ten „stan” w naszym świecie już nic nie znaczy. Na kapłaństwo trzeba spojrzeć jako na zjednoczenie z Chrystusem Kapłanem. Nie ma bowiem innego kapłaństwa, jak tylko Chrystusowe, które najpełniej zrealizowało się na krzyżu. Jak bardzo trzeba ukochać Chrystusa, żeby zapragnąć mieć udział takim Jego kapłaństwie i być z tego powodu szczęśliwym?
Dla tej miłości w Kościele łacińskim (bo nie w całym Kościele katolickim) od księży wymaga się celibatu, czyli bezżeństwa. Nie oznacza to bynajmniej zakwestionowania wartości małżeństwa. Jak pisze św. Jan Paweł II w adhortacji Familiaris consortio, tylko ci, którzy prawdziwie cenią sobie wartość małżeństwa i życia rodzinnego, nadają się do życia w dziewictwie! Kapłaństwo nie jest dla egoistów, singli ani dla mężczyzn o utrwalonej orientacji homoseksualnej czy zakorzenionych w „kulturze gejowskiej”. Celibat to ofiara z pięknego małżeństwa w imię niepodzielnej miłości do Chrystusa i Kościoła. Ale czy swoista wyłączność w miłości nie jest wpisana również w małżeństwo?
Sens kapłaństwa, podobnie jak małżeństwa, można zrozumieć tylko z perspektywy miłości, która pociąga za sobą gotowość do ofiarowania siebie. Jeśli ukocha się Chrystusa, wtedy warto być księdzem. Nawet gdyby kapłaństwo nie było pasmem sukcesów, tylko pozostawało naznaczone cierpieniem i niezumieniem – jak heroiczne kapłaństwo ks. Dolinda. Wtedy wszystko warto, bo spełnianie się w miłości – choćby trudne – jest szczęściem. Kto może to pojąć, niech pojmuje.
"Idziemy" nr 16/2018
opr. ac/ac