Chciałbym, żeby to był już ostatni mój komentarz na temat skandali seksualnych z udziałem katolickich duchownych. Zbyt długie zajmowanie się brudami w Kościele ma bowiem podwójnie złe skutki.
Chciałbym, żeby to był już ostatni mój komentarz na temat skandali seksualnych z udziałem katolickich duchownych. Zbyt długie zajmowanie się brudami w Kościele ma bowiem podwójnie złe skutki.
Po pierwsze dla samego piszącego, który czuje się osaczony fetorem szatana. Po drugie zaś – jak zauważył abp Marek Jędraszewski w ostatnim wywiadzie na łamach „Idziemy” – Kościół, zajmujący się głównie samym sobą i swoimi problemami, skazany jest na unicestwienie. Nie realizuje zasadniczej misji, do której został powołany. Pora więc zamknąć ten rozdział w Kościele i zająć się głoszeniem Chrystusa.
Szansa na przesilenie chyba się właśnie pojawia. Osiągnięcie stanu krytycznego w wielu krajach sprawia, że coraz więcej duchownych i świeckich ma odwagę nazwać rzeczy po imieniu. Wcześniej było takich niewielu. W Polsce dosłownie kilku, którzy wbrew politycznej poprawności, odważali się wskazywać na związki miedzy tym, co powszechnie nazywane bywa pedofilią, a działalnością homoseksualnego lobby w Kościele.
Jeszcze wiosną tego roku, za wskazanie powiązań pedofilii z homoseksualizmem wśród duchownych, na pewnym oficjalnym, choć zamkniętym, spotkaniu zostałem zakrakany przez opcję tzw. „Kościoła otwartego”. Padły zarzuty o szukanie kozła ofiarnego i podejście nacechowane „homofobią”, a nawet „rasizmem”, analogicznie jak w hitlerowskich Niemczech. Za co? Bo zwróciłem uwagę, że Kościół nie poradzi sobie z aferami seksualnymi, jeśli wbrew instrukcji Stolicy Apostolskiej z roku 2006, nadal przyjmowani do seminariów i dopuszczani do święceń będą ludzie o „utrwalonych skłonnościach homoseksualnych lub związani z tzw. kulturą gejowską”. A tak dzieje się do dzisiaj w wielu diecezjach – także w Polsce. W ten sposób buduje się lobby gejowskie w Kościele. O jednym z jego przedstawicieli pisze o. Dariusz Kowalczyk na str. 54. Jak ono jest niebezpieczne dla Kościoła, wskazał także papież Franciszek, stawiając je 29 lipca 2013 r. na równi z działalnością masonerii i mafii.
Słusznie więc metropolita Dublina, abp Diarmuid Martin, w kontekście wizyty papieża Franciszka w Irlandii, zwrócił uwagę, że samo przepraszanie za nadużycia seksualne w Kościele, choć potrzebne, to nie wystarczy. Za grzechy w tej dziedzinie już przecież przepraszał wielokrotnie św. Jan Paweł II i Benedykt XVI. Wielokrotnie czyni to również papież Franciszek. Żeby jednak takich spraw unikać na przyszłość: „struktury, które umożliwiły lub ułatwiły nadużycia muszą być złamane, i to złamane na zawsze” – mówi abp Martin. Więcej o charakterze tych struktur mówią także inni biskupi.
Na konieczność zdecydowanego reagowania wobec łamania celibatu nie tylko przez szeregowych księży i zakonników, ale także przez biskupów i kardynałów (!), zawrócił uwagę kard. Sean O’Malley OFMCap, metropolita Bostonu i przewodniczący Papieskiej Komisji ds. Ochrony Małoletnich. Była to jego reakcja na sprawę pozbawionego purpury kard. Theodora McCarricka. – Takie przypadki wymagają czegoś więcej niż przeprosin. (…) Kościół potrzebuje silnej i kompleksowej polityki, aby zaradzić łamaniu przez biskupów przyrzeczeń celibatu w sprawach o przestępcze wyzyskiwanie nieletnich, a także w sprawach dotyczących osób dorosłych – napisał kard. O’Malley.
Na związek oskarżeń o pedofilię z homoseksualizmem, aż w 90 proc. przypadków, zwraca uwagę także bp Marian Eleganti OSB ze Szwajcarii. Podkreśla, że w USA „ofiary nie były dziećmi, miały 16, 17 lat, czy też byli to seminarzyści, i trzeba być ślepym, by zaprzeczać, że mamy tutaj problem z homoseksualizmem w Kościele i że homoseksualizm odgrywa w tych przypadkach istotą rolę”.
Najgłębszej analizy dokonał jednak bp Robert Morlino, ordynariusz diecezji Madison w USA. Potwierdza tezy raportu, że zdecydowana większość dewiacji w Pensylwanii miała charakter homoseksualny i dotyczyła także biskupów i kardynałów. Zwraca równocześnie uwagę na niebezpieczną pułapkę zastawioną na Kościół. „Podjęto wiele starań, aby oddzielić akty, które należą do akceptowanych w dzisiejszej kulturze aktów homoseksualnych, od publicznie nagannych aktów pedofilii. Mówiono wyłącznie o problemie pedofilii, pomimo oczywistych dowodów, że chodzi o aktywność homoseksualną” – napisał.
To wyjątkowo trafna diagnoza. Szczególnie teraz. Wrogom Kościoła o to przecież chodzi, żebyśmy w imię otwartości i miłosierdzia nigdy nie uwolnili się od homoseksualnego lobby, a przez to sami dawali powody do ciągłych ataków na Kościół za „pedofilię”. Tak szach i mat.
"Idziemy" nr 35/2018
opr. ac/ac