W służbie wartościom

Druga kadencja prezydenta Andrzeja Dudy będzie nieco inna od pierwszej. Choćby dlatego, że będzie to kadencja dla niego ostatnia.

Druga kadencja prezydenta Andrzeja Dudy będzie nieco inna od pierwszej. Choćby dlatego, że będzie to kadencja dla niego ostatnia. To zarazem szczyt i finał kariery politycznej na forum krajowym. Uwzględniając, że prezydenta u nas praktycznie nie można odwołać, można stwierdzić, że teraz będzie on się rozliczał już tylko przed Bogiem i historią.

W tej kadencji prezydent będzie z pewnością bardziej niezależny, co nie oznacza, że będzie torpedował dobrze przygotowane i służące dobru wspólnemu ustawy. Będzie miał jednak większy komfort do namysłu nad ich treścią i formą. Może pełnić rolę arbitra i osoby dbającej o zasypywanie podziałów. Pierwsze sygnały, jak choćby zaproszenie swojego rywala z jego małżonką do Pałacu Prezydenckiego, są obiecujące. Prezydent, który powołuje się na swoich politycznych mistrzów w osobach byłego prezydenta śp. prof. Lecha Kaczyńskiego i byłego ministra śp. Władysława Stasiaka, jest zdeklarowanym państwowcem, dla którego kościelna zasada: „Dłużej klasztora niż przeora” przekłada się na maksymę: „Dłużej narodu i państwa niż partii”. Współpraca prezydenta z większością parlamentarną i szefostwem PiS będzie się teraz opierać głownie na wspólnocie wartości. Oczywiście, będzie on musiał zabiegać o przychylność większości parlamentarnej, gdyby chciał skorzystać z przysługującej mu inicjatywy ustawodawczej, z której dotąd korzystał za mało.

Wyniki wyborów prezydenckich, przebieg kampanii i przetasowania po stronie opozycji są wyraźnym sygnałem, że mogą to być również ostatnie lata rządów tzw. Zjednoczonej Prawicy. Olbrzymie transfery pieniędzy w ramach programu 500+, XIII i XIV emerytury, obniżenie wieku emerytalnego, zwolnienia młodych pracowników z podatków PIT i rozbudowana pomoc dla firm w związku z Covid-19 nie przełożyły się znacząco na poparcie dla PiS i urzędującego prezydenta. Najwięksi beneficjenci tych programów częściej chyba nawet popierali Rafała Trzaskowskiego niż Andrzeja Dudę. W ostatniej fazie kampanii główną osią sporu stały się nie sprawy socjalne, tylko światopoglądowe i cały system wartości. Symbolicznie wyrażało się to w alternatywie: „Karta Rodzi ny” czy „Karta LGBT+”. I o dziwo, zwolenników LGBT+ także pod rządami PiS wciąż przybywa.

Z tego doświadczenia Zjednoczona Prawica musi wyciągnąć wnioski. Taktyka ciągłych uników, aby nie zajmować się sprawami wartości definiujących tożsamość prawicowego wyborcy jest drogą do politycznego niebytu. Prowadzi do utraty wiarygodności wobec własnego elektoratu, a w najgorszym scenariuszu do jego tożsamościowej erozji i zaniku. Sama chwalebna skądinąd działalność ministra Jana Józefa Kasprzyka, autorów programu „Niepodległa” i wielu innych w sferze budzenia patriotyzmu nie wystarczy. Ważna jest także ochrona małżeństwa i rodziny we wszystkich dziedzinach życia i umacnianie chrześcijańskiego dziedzictwa narodu. Wiarygodność PiS wygląda w tych sprawach mizernie. Los obywatelskich inicjatyw „Zatrzymaj aborcję” i „Stop pedofilii” jest tego najgorszym przykładem. Rządzący zamrozili jedynie postępy rewolucji obyczajowej w prawodawstwie. Nie zatrzymali jednak lewicowej ofensywy w kulturze, wychowaniu i w mediach. Źle byłoby, gdyby te wygrane wybory okazały się dla obrońców chrześcijańskich wartości jedynie odroczką zanim do władzy wrócą liberałowie ze skrajną lewicą i znów wprawią walec rewolucji w ruch. A będzie to walec bezwzględny. Również dla Kościoła!

Fakt, że prezes PiS Jarosław Kaczyński już po raz drugi spędzał wieczór wyborczy prywatnie na Jasnej Górze chciałbym odczytać, jako coś innego niż unikanie pokazywania się w towarzystwie kandydata swojej partii na urząd prezydenta. Kaczyński lepiej niż ktokolwiek wie, że Andrzej Duda będzie teraz dla niego o wiele trudniejszym partnerem w sprawowaniu władzy niż to było dotychczas. Ale też wie, że wygrana Dudy jest dla PiS koniecznym warunkiem sprawnego rządzenia. Dlatego, chociaż rozmaicie to między obu panami bywało, musiało mu na tej wygranej zależeć. Jeśli uwierzył, że w tej sprawie więcej wskóra na Jasnej Górze niż w Pułtusku, to byłby ważny sygnał. Przydałoby się teraz jakieś duchowe wotum dla Królowej Polski za to zwycięstwo. Inna sprawa, że także hierarchia Kościoła w Polsce musi wiele swoich spraw uporządkować i to w przyspieszonym tempie. Bo ani społeczeństwo, ani tym bardziej politycy, nie będą się identyfikować z wartościami głoszonymi przez ludzi, którzy sami nimi nie żyją.

opr. nc/nc

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama