Co święta Teresa ma wspólnego ze słynną francuską śpiewaczką? Wiele. Gdy mała Edith przebywała u babki i w tym czasie zachorowała na oczy, ta zabrał ją do Lisieux. Przyszła gwiazda francuskiej piosenki została uzdrowiona i do końca swoich dni, pomimo bardzo pokręconej historii życia pozostała wierna Teresie.
Pamiętacie Edith Piaf? Pamiętacie. Nie można nie zapamiętać tak dramatycznego vibrato w głosie i jeszcze bardzie dramatycznego życia. Była córką śpiewaczki ulicznej, która szybko ją porzuciła, i cyrkowego akrobaty, który powierzy wychowanie małej Edith swojej matce. A że prowadziła on dom publiczny, to właśnie w nim dziecko spędziło kilka na wcześniejszych lat. To musiało się na niej odbić: dzieciństw częściowo spędzone w domu publicznym, dorosłość w nieustannym uzależnieniu od nielegalnej miłości i niezdrowe ilości leków znieczulających. Non, rien de rien, non, je ne regrette rien – słuchane po raz pierwszy zdaje się lirycznym credo a w rzeczywistości jest przecież rozliczeniem z całym życiem Niczego nie żałuję – ani dobra, którego doświadczałam, ani zła, które mi wyrządzono.
Pamiętacie św. Teresę z Lisieux? Pamiętacie. Ale uwaga – o mały włos moglibyście nie pamiętać! W jaki sposób dwudziestoczterolatka miałaby zapracować na to, by ją zapamiętano p śmierci? Nawet jej rodzone siostry, również zakonnice, nie z bardzo przychylne były rozpoczęciu procesu kanonizacyjnego. A jednak. Jeden z najstarszych filmów w internecie to zapis ekshumacji jej ciała. Choć w jej pogrzebie uczestniczyła garstka już przy ekshumacji otaczają ją tłumy, purpuraci i dostojnicy a trumna jest przewożona z królewskim wręcz przepychem Papieże – jak wspomniał Franciszek Kucharczak w bieżącym numerze „Gościa” – prorokowali, że będzie „największą świętą nowych czasów i „gwiazd pontyfikatu”. Co takiego zatem się stało? Opublikowano jej zapiski, czyli „Dzieje duszy”. Książka ta – przyznam ze wstydem – przez całe życie wydawała mi się zapisem zbyt emocjonalnym, wręcz dziecięcym. Owszem, jest, ale nie tylko Oto „mała” Tereska wychodzi na scenę tych naszych nowych czasów i mówi: możesz robić wiele i bardzo się starać, ale jeśli w tym wszystkim nie odnajdziesz prostej drogi do szczęścia którym jest zaufanie Jemu, to... twoje starania raczej na nic się dadzą. Do tego to szaleństwo – ofiara z siebie za mordercę pragnienie wyjazdu na misje, gorąca modlitwa za kapłanów. Umierała w ogromnym cierpieniu. I wciąż dziękowała, nie żałowała niczego, co ją spotkało.
Co święta Teresa ma wspólnego ze słynną francuską śpiewaczką? Wiele. Gdy mała Edith przebywała u babki i w tym czasie zachorowała na oczy, ta – wraz z innymi mieszkankami prowadzonego przez siebie domu publicznego – zabrał ją do Lisieux (nie tak słynnego jak dzisiaj, dodajmy). Przyszła gwiazda francuskiej piosenki została uzdrowiona i do końca swoich dni, pomimo bardzo pokręconej historii życia pozostała wierna Teresie. W rocznicę jej śmierci zawsze był w Lisieux, by się modlić. Medalik z jej wizerunkiem nosiła na szyi. Podobno przed każdym występem mówiła: „Śpiewam dla ciebie, Tereso”. Jest coś urzekającego w połączeniu historii dwóch tak odmiennych kobiet. Może deszcz róż, który jeśli już pada, to niewyłącznie na miejsca święte? A może to „niczego nie żałuję”, nawet zła, które mi wyrządzono?
„Gość Niedzielny” nr 17/2023