Myślę, jak zrobić dużo, mając mało czasu

Jezus mówił, że trzeba kochać ubogich, a Marks, że należy nienawidzić bogatych. I nam się wydaje, że to jest religia katolicka. To nieprawda. Przecież nawet w Polsce mamy świętych królów, ludzi bogatych...

Z ks. Jackiem Stryczkiem, prezesem Stowarzyszenia WIOSNA, Duszpasterzem Ludzi Biznesu, inicjatorem SZLACHETNEJ PACZKI, znawcą biznesu i autorem książki Pieniądze w świetle Ewangelii. Nowa opowieść o biedzie i zarabianiu, rozmawia Ewelina Heine.

Myślę, jak zrobić dużo, mając mało czasu

Ewelina Heine: Bardzo się cieszę, że mogę z księdzem przeprowadzić wywiad. Jest ksiądz niezwykle interesującą, acz kontrowersyjną osobą. Z jednej strony ksiądz, z drugiej coach i trener biznesu. Czy jest możliwe pogodzenie tych dwóch ról?

Ks. Jacek Stryczek: Nie jestem coachem, chyba że dla moich znajomych. Bo właśnie niedawno zdałem sobie sprawę, że właściwie wszyscy, z którymi spędzam czas, poprawili swoją sytuację materialną. Prawdą jest, że znam się na biznesie, a paradoksem to, że nauczyłem się tego z miłości do ludzi. Jak na razie mnie samego pieniądze nie kręcą. Są potrzebne SZLACHETNEJ PACZCE. A potem, pomagając ludziom, odkryłem, że bardziej od pomocy materialnej, potrzebują szkoły zaradności życiowej. Więc jestem – dla nich. A czy to jest kontrowersyjne? W moim mniemaniu to ja jestem normalny, czyli ci, dla których to jest nienormalne…

EH: Pieniądze – gorący temat. W swojej książce stawia ksiądz tezę, że chrześcijanin powinien się bogacić. Temat bardzo trudny i niezwykle rzadko poruszany w Kościele katolickim. Skąd pomysł i odwaga na napisanie książki Pieniądze w świetle Ewangelii. Nowa opowieść o biedzie i zarabianiu?

Nie wydaje mi się, żeby to był temat „akościelny”. Raczej zostaliśmy wychowani w komunistycznym kraju, w którym zrodziła się nowa religia, którą nazywam „katomarksizmem”. Otóż Jezus mówił, że trzeba kochać ubogich, a Marks, że należy nienawidzić bogatych. I nam się wydaje, że to jest religia katolicka. To nieprawda. Przecież nawet w Polsce mamy świętych królów, ludzi bogatych. Katolicyzm przez wieki budował europejską cywilizację, z całą jej zamożnością, która sprowokowała choćby podbijanie innych kontynentów. Dlatego próbuję ten nasz lokalny miszmasz odkłamać.

EH: Z niezwykłym zaangażowaniem oraz życiową pasją realizuje ksiądz swoją misję oswajania chrześcijan z tematem bogactwa. Dlaczego Kościół unika tematu pieniędzy i bogactwa?

Unika, ale u nas w Polsce. Nie ma takiego problemu na przykład w Stanach. Przy tej okazji warto wspomnieć Papieża Franciszka. Jego doświadczenie życiowe jest bardzo dramatyczne. Argentyna to kraj ogromnych kontrastów społecznych, niewielu ma pieniądze, a reszta bieduje. I dlatego papież słusznie mówi, że takie egoistyczne bogactwo jest złe. „Nikt nie żyje tylko dla siebie” – mówi św. Paweł.

EH: Co Jezus mówi na temat pieniędzy i bogatych ludzi?

Dla Jezusa pieniądze są rodzajem testera: z jednej strony pokazują, że ktoś jest sprawczy. Tak jest w przypowieści o talentach (talent to jednostka monetarna o wartości ok. 34 kg złota). Ten, kto okazał się skuteczny i je pomnożył (czyli jest sprawny biznesowo), będzie postawiony nad naprawdę wielkimi rzeczami (czyli Bóg powierzy mu funkcję w Królestwie Niebieskim). Z drugiej strony mamona jest niegodziwa, kusi człowieka. I to jest druga próba – nie dać się uwieść pieniądzom i ich sile. Bogatemu trudno jest wejść do Królestwa, bo myśli, że jest ważniejszy dzięki pieniądzom, a nie dzięki temu, kim po prostu jest. Bóg nie koleguje się z pieniędzmi, ale z fajnymi ludźmi. Poza tym w nauczaniu Jezusa nie widać zbyt wielu różnic miedzy bogatymi a biednymi. Ubogi w duchu to ten, kto nie jest przywiązany do tego, co posiada. Nie chodzi o to, ile ma, ale jak…

EH: Księdza niekonwencjonalne kazania cieszą się wielkim zainteresowaniem wiernych, zwłaszcza ludzi młodych. Czy współczesny Kościół powinien szokować i zaskakiwać?

No właśnie ja nie widzę w tym nic szokującego. Moje kazania przypominają te, które głosili prorocy czy Jezus: dużo ekspresji, wykorzystanie różnych przedmiotów. To sama klasyka kaznodziejstwa. Tak to działało przez wieki. Myślę, że problem bardziej dotyczy tego, że zbuntowałem się na te wszystkie kalki myślowe, stereotypy, na których mnie wychowywano w naszym kraju. Od początku mi to „nie pasowało”, a potem odkryłem, że w większości te całe mądrości są zwykłą głupotą. Jak choćby pomaganie żebrakom, nienawiść do bogatych, czy fałszywa pokora na spotkaniach, a potem obgadywanie wszystkich. Tylko, że dla mnie kontrowersyjne jest trwanie w tej głupocie, a nie mój bunt.

EH: Jest ksiądz autorem licznych krótkich filmików na temat bogactwa, bogacenia się i zdrowego podejścia do pieniędzy. Skąd się wziął pomysł na tego typu nagrania?

Cóż, mam to w sobie. Jestem po pięciu latach bardzo matematycznych studiów na AGH, a potem następnych pięć lat filozofii i teologii. Mogę powiedzieć, że dziesięć lat spędziłem „w myśli”. A następnie na nowo zacząłem uczyć się ludzi. Przez pierwsze dwa lata po seminarium czytałem tylko bajki, by nauczyć się „ludzkiego języka”. Dzisiaj mam wrażenie, że tłumaczę niesłychanie skomplikowane koncepcje w prosty sposób. Aż czasami ludzie myślą, że to jest naprawdę takie proste. Nie jest. Wystarczy poczytać na ten temat książki.

EH: Jest ksiądz inicjatorem SZLACHETNEJ PACZKI. Jak należy pomagać biednym, by zaczęli marzyć i realizować swoje marzenia?

To, od czego zaczęliśmy Paczkę, to zwykły szacunek dla tak zwanych biednych. I słuchanie ich. Wtedy niewiele mieliśmy im materialnie do zaproponowania. Szacunek to już dużo w kraju, gdzie innych nie szanuje się dla zasady. Biedny dla wielu ludzi jest tak słaby, że można nim pomiatać. A marzenia? Według mnie rodzą się w czasie spotkania. To drugi człowiek daje nadzieję, nie pieniądze. Dlatego nieustannie zwalczam głupią przypadkową pomoc bez spotkania. W naszym kraju wielu ludzi żyje z tego, że wyglądają na biednych. Potrafią się utrzymać, ale marzeń nie mają.

EH: Tematem przewodnim tego numery magazynu „meLADY” są słowa amerykańskiej autorki Meg Meeker: „Znajdź swoją pasję. Zbuduj na niej swoje marzenia”. W jaki sposób pasja może pomóc człowiekowi w życiu?

W moim przypadku pasja była trochę wymuszona. Jako nastolatek czułem, że jest mi źle. I musiało być naprawdę okropnie, bo zacząłem szukać szczęścia. A jego brak był tak trudny, że „musiałem brnąć do przodu”. Dopiero potem, jak już szczęście znalazłem, pojawiło się nowe okrycie: robienie czegoś bez sensu jest destrukcyjne. A jak się do czegoś przyłożę, mam zastrzyk endorfin. Więc podążam za nimi i przykładam się do wszystkiego, nawet do najmniejszych spraw, którymi się zajmuję.

EH: Na swojej drodze duszpasterskiej z pewnością spotkał ksiądz wielu różnych ludzi. Po czym rozpoznać człowieka żyjącego z pasją?

Nie wiem, czy słowo pasja należy do mojego słownika. Raczej posługuję się słowem INDYWIDUALNOŚĆ. Nie „indywidualista”, bo to po prostu człowiek, który chce się wyróżnić. A indywidualność wpływa na bieg życia świata, a nie świat na niego. Człowiek, który nie jest indywidualnością (w moim rozumieniu) narzeka. Indywidualność robi wiele, żeby świat zmienić na lepsze. Nie cierpię „narzekaczy”, koleguję się jedynie z indywidualnościami. Albo pomagam ludziom takimi się stać. W moim środowisku nikt nie narzeka.

EH: Czy pasja może pomóc osiągnąć bogactwo?

I znowu pasja: bo dla mnie czasami może być ślepa. Po prostu się czymś nakręcam. Oczywiście, ludzie nakręceni mogą osiągnąć wiele. Ale dla mnie pierwsze pytanie dotyczy tego, czy to ma sens. To tak, jakby porównać samochód ze wspaniałym silnikiem (pasja) i chęć dotarcia do Przylądka Dobrej Nadziei. Dlatego same pieniądze mnie nie kręcą, ale już to, że dzięki nim świat będzie lepszy – jak najbardziej. Zresztą, poznałem paru bogatych ludzi. Jedni są nakręceni i nie widzą niczego poza zyskiem, drudzy się wypalają, a jeszcze inni zmierzają w kierunku sensu. Być może jest tych osób po jednej trzeciej na każdy segment.

EH: Jak w księdza mniemaniu powinna wyglądać realizacja życiowego postulatu: „Bycie bogatym a misja zbawiania świata”?

Generalnie do życia nie potrzebujemy wiele: dwa tysiące kalorii dziennie, suche miejsce do spania, ubranie, kosmetyki, jakieś rozrywki. I dużo miłości. Dlatego od pewnego poziomu zamożności nie można uciec od pytania: „Po co się to robi?”. Dla mnie są dwie kategorie posiadania: mam dużo, a mało potrzebuję; mam mało i mało też potrzebuję. Chciałbym, aby takie było polskie społeczeństwo: zamożne, czyli każdemu wystarczy, bo sobie zarobił tyle, ile potrzebuje. A co zrobić z resztą? Skąd mam wiedzieć! Jeden stworzy nowe miejsca pracy, drugi innowacyjny produkt, a kolejny rozda wszystko albo zdemoralizuje swoją rodzinę spadkiem. Pomysłów na „zbawienie” może być wiele. Przynajmniej tyle samo, ile na zatracenie siebie z powodu nadmiaru.

EH: A prywatnie. Jaką osobą jest ks. Jacek Stryczek? Co jest księdza największą życiową pasją?

Myślę o sobie, że jestem myślicielem. W większości spędzam czas sam ze sobą. Nie jestem działaczem, choć wychodzi na to, że dużo robię. No właśnie, myślę jak zrobić dużo, mając mało czasu. Właśnie leżałem w słońcu i przez zamknięte powieki obserwowałem drzewa. Były inne niż zwykle, a w ich tajemniczych konarach zobaczyłem moje marzenia. Ja tak właśnie patrzę na świat – przez zamknięte powieki. Dlatego wszystko widzę inaczej niż inni. A wiele razy okazuje się, że właśnie lepiej to widzę. Bo są owoce. A teraz płynę…

Dziękuję za rozmowę!

"MeLADY" nr 4/2015

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama