Program duszpasterski 2012/2013 został opatrzony hasłem "Być solą ziemi". Warto podjąć wysiłek poszukiwania tej szczypty soli w naszym życiu, by zrozumieć, że naprawdę możemy być tymi, którzy nadają smak życiu
O wyzwaniach dla współczesnego Kościoła
z abp. Stanisławem Gądeckim, metropolitą poznańskim
ROZMAWIA ks. Przemysław Węgrzyn
redaktor naczelny
Z oddalenia czasem widać więcej, a minął już prawie miesiąc od zakończenia synodu biskupów w tym wyjątkowym roku, Roku Wiary. Które z wyzwań formułowanych w trakcie obrad synodu wydaje się Księdzu Arcybiskupowi najbardziej inspirujące?
— Zapewne to, które mówi, że wszystko musi zacząć się od własnego nawrócenia, że nie można uprawiać żadnej nowej ewangelizacji bliźnich bez wcześniejszego własnego nawrócenia. Nastawienie nowego ewangelizatora kiedyś i dzisiaj pozostaje niezmienne. Najpierw sam musi być w pełni związany z Chrystusem, dopiero potem może powiedzieć drugiemu człowiekowi coś znaczącego.
Dlaczego papież zwołał ten synod właśnie teraz, dlaczego właśnie w roku 2012 ogłosił Rok Wiary? Czy jest to związane tylko i wyłącznie z rocznicami Soboru Watykańskiego II oraz promulgowania Katechizmu Kościoła Katolickiego, czy raczej z pewnymi oczekiwaniami Ojca Świętego dotyczącymi Kościoła powszechnego?
— Synody mają swoją cykliczność, która zakłada kilka lat przerwy pomiędzy jednym a drugim. Podobnie było teraz. Po kilku latach przerwy po synodzie dotyczącym Słowa Bożego przyszedł czas na synod o nowej ewangelizacji. Myślę, że nie należy traktować tego synodu wyłącznie jako myśli papieża, który dostrzegł dwie rocznice, ale także jako zauważenie pragnienia ojców synodalnych poprzedniego synodu, którzy sugerowali temat nowej ewangelizacji.
Po takim spotkaniu jak synod oczekuje się przełomu, sygnału, który zmienia nasze dotychczasowe, być może nawet błędne myślenie. A jak jest teraz?
— Patrząc na naszą ojczyznę, dostrzegam, że coś zaczyna się dziać. Nie tylko zaczęto mówić o nowej ewangelizacji, ale powstał już odrębny Zespół KEP ds. Nowej Ewangelizacji — przy Komisji Duszpasterstwa Konferencji Episkopatu Polski. Bp Grzegorz Ryś zaczął gromadzić szkoły nowej ewangelizacji, wszelkie ruchy ewangelizacyjne. Odbył się pierwszy kongres dotyczący nowej ewangelizacji, na który przybył abp Fisichella — przewodniczący Papieskiej Rady ds. Nowej Ewangelizacji. Dzieją się zatem ważne wydarzenia, ale bez głębszej refleksji mogą nie przynieść oczekiwanego rezultatu. Sądzę, że w każdej diecezji powinna dokonać się najpierw analiza zakończonego synodu, zarówno jego orędzia, jak i tekstów wprowadzających. Najpierw przez Radę Kapłańską, następnie przez diecezjalne Rady Duszpasterskie. Potem można rozpocząć wprowadzanie w życie tego, co niezbędne poszczególnym diecezjom.
Ale co robić, by to tak powszechnie używane pojęcie „nowa ewangelizacja” się nie rozmywało?
— Boję się tego. Już sam podmiot nowej ewangelizacji pokazuje, jak to hasło może być poszerzane. Ojciec Święty na początku synodu na rozpoczęcie Roku Wiary mówił o głównych nurtach działalności Kościoła, a więc o misji ad gentes, skierowanej do tych, którzy Chrystusa nie znają, potem o duszpasterstwie ogólnym, które prowadzone jest w każdej parafii, a na końcu o nowej ewangelizacji, która miałaby być skierowana do tych, którzy zostali ochrzczeni, a odpadli od Kościoła. Natomiast w homilii na zakończenie synodu papież poszerzył znacznie pojęcie podmiotu nowej ewangelizacji. Powiedział, że nowa ewangelizacja jest potrzebna w misji ad gentes, w życiu sakramentalnym, a także pośród tych, którzy nie żyją według Ewangelii. A zatem chodzi także o tych, którzy pojawiają się w Kościele, ale w ich życiu Ewangelia nie jest realizowana. Jeśli zaś idzie o samo pojęcie nowej ewangelizacji, to podobnie jak u bł. Jana Pawła II, chodzi o duszpasterstwo, które rozpoczyna się w nowym okresie, w nowych okolicznościach i za pomocą nowych środków. Jan Paweł II wyjaśnił to w homilii wygłoszonej w Mogile 9 czerwca 1979 r., kiedy mówił, że przed tysiącem lat stanął tam pierwszy krzyż, a teraz po tysiącu lat — w miejscu, które miało być pogańskie — stanął drugi krzyż i od tego momentu zaczyna się nowa ewangelizacja, czyli głoszenie Ewangelii wobec nowych ludzi, w nowym środowisku, z poszukiwaniem adekwatnych środków do wyrażenia Dobrej Nowiny
W synodzie brało udział wielu biskupów z różnych krajów i kontynentów. Jak była zorganizowana praca tak dużej liczby osób?
— Wszystkich ojców synodalnych było aż 262, dodatkowo audytorzy (49 świeckich kobiet i 45 świeckich mężczyzn). Razem z grupami pomocniczymi w synodzie wzięło więc udział ok. 400 osób. Główny trzon synodu stanowili ojcowie synodalni z różnych stron świata (kardynałowie, przedstawiciele Kurii Rzymskiej, biskupi, przedstawiciele katolickich Kościołów wschodnich). Naturalnie językiem oficjalnym, w którym czytano dokumenty, był język łaciński. Główne teksty w całej rozciągłości były czytane po łacinie, lecz jednocześnie były tłumaczone na pięć języków kongresowych (włoski, francuski, niemiecki, angielski i hiszpański). W gronie ojców synodalnych łatwo się porozumiewać, gdyż poza salą każdy swobodnie posługuje się językiem nowożytnym. Natomiast w sali obrad dostępne są symultaniczne tłumaczenia wszystkich wystąpień w pięciu wymienionych językach. Gremium synodalne jest bardzo zdyscyplinowane, od samego początku jest narzucony rygor pięciominutowej wypowiedzi na sesjach generalnych, a w wolnych głosach wypowiedzi trzyminutowej. To sprawia, że dyskusja jest bardzo zdyscyplinowana, ale równocześnie bardzo trudna, gdyż co pięć minut pojawia się nowy temat przedstawiany w sposób bardzo skondensowany. Trzeba dużej koncentracji, by od rana do wieczora wsłuchiwać się w każde wystąpienie.
W czasie sesji generalnej poruszył Ksiądz Arcybiskup temat dorosłych katechistów, katechizujących innych dorosłych.
— Tak, ponieważ jest to nasze diecezjalne przedsięwzięcie. Żałuję tylko, że w owych pięciu minutach nie da się zaznaczyć, iż — mówiąc o katechistach — nie mamy na myśli dokładnie tego samego, co w Ameryce Południowej czy w Afryce. Tam dorośli katechiści zasadniczo prowadzą liturgię niedzielną, głoszą teksty przygotowane przez proboszcza w filiach, do których nie jest on w stanie docierać regularnie. Nasza wizja katechisty jako katechizującego innych dorosłych jest inna. Spotkała się z dużym zainteresowaniem, przekonałem się o tym osobiście. Rozmawiałem na ten temat m.in. z bratem Aloisem z Taizé, który także podkreślił wagę przedsięwzięcia.
Własne nawrócenie na początku nowej ewangelizacji, katechizowanie dorosłych... to zadania chyba nie tylko dla osób duchownych, prawda?
— Tak, synod bardzo podkreśla zaangażowanie ludzi świeckich. Zazwyczaj mówiło się, że głosić Ewangelię może ten, kto ma misję, czyli innymi słowy, ktoś dobrze przygotowany. Ta misja dana przez Kościół jest gwarancją, że to, co głosi, nie jest jego wymysłem, albo pomysłem na życie, tylko prawowiernym nauczaniem opartym rzeczywiście na Ewangelii. Włączenie jak największej liczby świeckich, ludzi dobrze przygotowanych do ewangelizowania, to podstawowa sprawa, bo grona kapłańskiego nie da się rozciągać w nieskończoność. Jest to niemożliwe. Przykładem nowej ewangelizacji mogą być chociażby nadzwyczajni szafarze Komunii św. Świeccy mężczyźni, odpowiednio przygotowani i formowani, mogą zapewnić chorym z parafii Komunię św. w każdą niedzielę. To konkretny przykład, co znaczy ewangelizacja w dzisiejszych czasach. Coś, czego wcześniej nie było, stało się teraz możliwe. Dzięki zaangażowaniu dobrze przygotowanych osób świeckich możemy częściej nieść ludziom Chrystusa. Należy też zwrócić uwagę na to, że najprostszą formą ewangelizowania jest właśnie przekaz od osoby do osoby. Jest to głos, który można słyszeć blisko i nie tylko ex cathedra. W przekazie między dwoma osobami łatwiej drugiego wysłuchać i wnikliwiej odpowiedzieć na jego wątpliwości.
Mówiąc o ewangelizacji, musimy mieć na uwadze, że wchodzimy z Ewangelią w konkretne społeczeństwo i konkretną sytuację w danym społeczeństwie. Jakie są największe zagrożenia dla katolików w Polsce w obecnym czasie?
— Bodajże największym dzisiejszym zagrożeniem jest hedonistyczne podejście do życia. Znikły już ideologiczne przesłanki, które usiłowałyby wprowadzać ateizm motywowany naukowo, jak to bywało do niedawna. Problemem jest banalizacja własnego życia. Dzisiaj usiłuje się wprowadzić ateizm agresywny, o którym w czasie Soboru Watykańskiego II nie słyszano. Powstała forma ateizmu, która nie odwołuje się do rozumu, nie szuka uzasadnienia rozumowego. Raczej stara się przez mieszanie prawd z półprawdami i wprowadzanie zamętu zniszczyć Kościół katolicki, w sposób agresywny różnymi drogami. Z wewnątrz zagraża nam banalny hedonizm — nastawienie życia na samą przyjemność, a z zewnątrz szeroko pojęta agresja medialna, która — jeśli trafi na człowieka nieprzygotowanego — może bardzo mocno zachwiać człowiekiem nieprzygotowanym.
Czy to właśnie ta agresja medialna i chęć krzewienia ateizmu stoją u podstaw walki z Radiem Maryja i Telewizją Trwam i tego, że nie pozwala się im swobodnie działać?
— To nie ma wiele wspólnego z ateizmem. To raczej — w moim przekonaniu — gra polityczna, która dotyczy poczucia kwestionowania autorytetu politycznego u posiadających władzę ze strony tego radia i telewizji. To kwestia poziomu polskiej demokracji. Każdy powinien mieć prawo głosu, bo wolność należy się każdemu. W dojrzałej demokracji każda grupa winna mieć możliwość wyrażenia swojej opinii. Eliminowanie jakiegoś medium, które jest niewygodne, świadczy o braku dojrzałości naszej demokracji w obecnym momencie.
Zapewne śledzi Ksiądz Arcybiskup wydarzenia polityczne w naszym kraju. Wiele osób mówi, że już dawno przestało się nimi interesować, bo nie mają na nic wpływu. Co im odpowiadać?
— Obowiązkiem każdego chrześcijanina jest nie tylko biernie przypatrywać się wszystkim przestrzeniom życia gospodarczego, politycznego, kulturalnego, naukowego i ekonomicznego, ale w nich aktywnie uczestniczyć. Brak ludzi wierzących w każdej z tych przestrzeni spowoduje katastrofę. Kościół z polityki wycofać się nie może, ponieważ polityka to życie. Kościół natomiast musi trzymać się z dala od partyjności. Nie może wiązać się z żadną partią. Polityka nie jest zarezerwowana dla mniejszości niewierzącej. Jeśli ktoś twierdzi, że polityka go nie interesuje, to oznacza, że jego wiara przestała być apostolska. Jeśli coś się nam nie podoba, to musimy starać się to zmieniać.
Chrześcijanin musi stać po stronie prawdy i jej się domagać. Zapytam więc wprost, kiedy poznamy prawdę o katastrofie smoleńskiej i czy mamy szansę kiedykolwiek ją poznać?
— Nie ma nic ukrytego, co by na jaw nie wyszło. Tak mówi Ewangelia, a z Ewangelią nikt nie wygra. W każdej przestrzeni trzeba domagać się prawdy i jej szukać. Myślę, że wszystkie rzeczy w końcu się wyjaśnią po naszej albo nie po naszej myśli. Trzeba tylko cierpliwie poczekać 70 lat.
Aż tyle?
— Dla Biblii 70 lat to liczba doskonała. Oznacza przejście większego okresu w życiu narodu. Tak było w przypadku niewoli babilońskiej trwającej 70 lat. Można też przywołać 70 lat po rewolucji październikowej. Po prostu trzeba cierpliwości.
I jeszcze temat rzeka — stosunki państwo—Kościół. Niby poprawne, ale przecież w tle mamy i problemy z nauką religii w szkołach po usunięciu religii z tzw. planu ramowego nauczania, i mamy też nierozwiązane sprawy finansowe — zwrot zagrabionego majątku, zapowiedź likwidacji Funduszu Kościelnego.
To sprawy odłożone na bok. Co dalej w takim razie?
— W każdej z tych dziedzin trzeba cierpliwie prowadzić dialog, byleby nie stał się on dialogiem głuchych. Bylebyśmy nie byli stawiani wobec dyktatu, a takie wrażenie czasami odnoszę. Religia nie powinna być odkładana poza ramowy program, bo w konsekwencji tej decyzji — tak czy owak — ulega osłabieniu pozycja religii. Już samo mówienie o wyrzuceniu religii poza program ramowy wywołało panikę i pojawiły się głosy, żeby biskup zgodził się na jedną lekcję religii w tygodniu, bo z tego byłyby oszczędności. To są mechanizmy, które powodują zamieszanie w ogólnym systemie, prowadząc do ciągłych niedomówień, co na pewno szkole nie służy. Od 2002 r. religia była w programie ramowym przez 10 lat i nikomu to nie przeszkadzało. Po co zmieniać coś, co dobrze funkcjonuje? Urzędnicy ministerstwa odpowiadają, że przez rozporządzenie z lutego 2012 r. nic się nie zmieniło. Skoro się nic nie zmieniło, to po co zmienialiście? Osobiście, nie wierzę w chęć zmiany rozporządzenia ze strony ministerstwa, choć prawnie tego rodzaju zmiana nie jest niemożliwa.
A jak przebiegają przygotowania do jubileuszu 1050-lecia chrztu Polski?
— Program ten jest coraz bardziej dopracowywany. Podkreślić trzeba tutaj otwartą postawę miasta Poznania. Także Gniezno pragnie włączyć się w te obchody. Oczekujemy, że każda diecezja na swój sposób wejdzie w ten program i owocnie przeżyje to wydarzenie. Najpierw na płaszczyźnie edukacyjnej, potem także w wymiarze religijnym. Jest też otwarta postawa ze strony Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, które wydelegowało swojego przedstawiciela do realizacji tego programu. Pomocą w przygotowaniu i przeżyciu tego jubileuszu chrzcielnego będzie ogólnopolski program duszpasterski, którego realizacja też jest jakąś formą nowej ewangelizacji. Trzeba, abyśmy wszyscy sobie przypomnieli, co to znaczy być człowiekiem ochrzczonym.
Dziękuję za rozmowę.
Przykładem nowej ewangelizacji mogą być chociażby nadzwyczajni szafarze Komunii św. Świeccy mężczyźni, odpowiednio przygotowani i formowani, mogą zapewnić chorym z parafii Komunię św. każdą niedzielę. To konkretny przykład
opr. ab/ab