Teraz Państwo Hinduskie?

Fundamentalizm religijny i fanatyzm to nie tylko domena islamu. Coraz groźniejsze stają się fundamentalistyczne ruchy w Indiach

Teraz Państwo Hinduskie?

Coraz częstsze zamachy, prześladowania religijne i przymusowe konwersje. Radykalni muzułmanie? Państwo Islamskie? Nie, to hinduistyczne Indie.

Przerażające zbrodnie dżihadystów i coraz większa ekspansja wojującego islamu sprawiają, że tracimy nieco z oczu inne miejsca na świecie, w których chrześcijanie — i nie tylko chrześcijanie — są także prześladowani z powodów religijnych. Kubłem zimnej wody na otrzeźwienie niech będą groźby ze strony hinduskich nacjonalistów, którzy zapowiedzieli właśnie, że w ciągu kilku lat chcą wygnać z Indii wszystkich chrześcijan i muzułmanów. Mając zaś w pamięci dotychczasowe smutne doświadczenia i realną siłę polityczną, jaką dysponują radykalni hinduiści, wcale nie muszą to być tylko czcze słowa.

Hindu Rasztra 2020 r.

W ogromnym tyglu kulturowym i religijnym, jakim są Indie, ponad 80 proc. spośród 1,2 mld mieszkańców kraju, wyznaje hinduizm. Do tego dochodzi około 13 proc. muzułmanów oraz około 2,3 proc. chrześcijan  — co biorąc pod uwagę demograficzną wielkość Indii, daje i tak olbrzymią liczbę około 30 mln wiernych.  Ten religijny krajobraz uzupełniają mniejsze wspólnoty religijne,  m.in. buddyści, sikhowie, parsowie. To jednak tylko religijny folklor - dla zdecydowanej większości mieszkańców kraju hinduizm stanowi nieomal synonim indyjskości, natomiast wszystkie inne wyznania uznawane są za obce, wrogie i budzące złe skojarzenia z kolonialną przeszłością. Nic zatem dziwnego, że radykalne hinduistyczne ugrupowania rosną z każdym rokiem coraz bardziej w siłę, szczególnie od czasu wygrania w ubiegłym roku wyborów parlamentarnych przez Indyjską Partię Ludową (BJP), która stanowi polityczne ramię potężnego nacjonalistycznego ruchu hinduskiego Sangh Parivar. Przypomina to trochę casus partii Sinn Féin w Irlandii, będącej przez wiele lat politycznym przedłużeniem terrorystów z Irlandzkiej Armii Republikańskiej (IRA).

Od  czasu wspomnianych wyborów, coraz większa niechęć do innych religii jest nad Gangesem dostrzegalna gołym okiem. Z czerwcowego raportu hinduskiej organizacji praw człowieka Act Now for Harmony and Democracy (ANHAD) wynika, że w pierwszym roku rządów Indyjskiej Partii Ludowej zanotowano około 600 przypadków przemocy wobec chrześcijan i muzułmanów, co doprowadziło do śmierci 43 osób. Wzrosła również ilość rozmaitych mniejszych i większych szykan ze strony władz wobec wyznawców innych religii oraz liczba przymusowych konwersji na hinduizm.

Sam premier kraju, Narendra Modi, który w przeszłości zasłynął z ostrych, nacjonalistycznych, prohinduistycznych przemówień, zapowiadał po objęciu rządów, że będzie chronił i okazywał szacunek wszystkim religiom. Jego słowa nijak się jednak mają do rzeczywistości. Modi jest oskarżany o bierność i przymykanie oka na eskalację napięć ze strony hinduistyczych radykałów, obsesyjnie dążących do realizacji hindutvy, czyli ideologii „Indie tylko dla wyznawców hinduizmu”. Uważają oni, że aby zbudować prawdziwie hinduistyczne państwo, Hindu Rasztra, należy wypędzić z kraju wszystkich chrześcijan i muzułmanów. Kilkanaście dni temu Ashok Singhal, wpływowy przywódca radykalnej i nacjonalistycznej Światowej Organizacji Hindusów, oświadczył wprost, że do 2020 r. Indie będą krajem czysto hinduistycznym. Temu przemówieniu przysłuchiwało się i oklaskiwało je wielu wpływowych działaczy rządzącej Indyjskiej Partii Ludowej, na czele z Sushmą Swaraj — obecną minister spraw zagranicznych Indii i czołową działaczką Krajowego Korpusu Ochotników, radykalnej organizacji hinduistycznej. Ashok Singhal stwierdził również, że chrześcijanom i muzułmanom trzeba wypowiedzieć wojnę, a ubiegłoroczne przejęcie władzy przez Indyjską Partię Ludową to początek „rewolucji” zmierzającej do „wyzwolenia z trwającego 800 lat niewolnictwa”.

Powrót do domu

Za takimi słowami idą niestety konkretne czyny. I choć teoretycznie Indie są państwem świeckim, którego konstytucja gwarantuje każdemu obywatelowi wolność wyznania, nie przeszkadza to zupełnie w tolerowaniu przez władzę akcji takich jak „Ghar wapsi” — czyli tzw. powrót do domu. Jest to zakrojona na szeroką skalę kampania prowadzona przez hinduistycznych radykałów, polegająca na  przymusowym nawracania wyznawców „obcych religii” na hinduizm jako jedyną prawdziwą, „domową” religię Indii. Szczególnie nasilona jest ona w stosunku do muzułmanów i chrześcijan, których określa się jako „samasya” — „problem” dla kraju.

Sposobów „przekonywania” jest mnóstwo: groźby, zastraszanie, pobicia, podpalenia domów, a nawet... przekupstwo. Ta ostatnia forma jest stosowana szczególnie chętnie wobec rdzennych mieszkańców Indii, zwłaszcza najuboższych, stojących najniżej w indyjskim systemie kastowym lub wręcz z niego wykluczonych, już choćby tylko z samej racji bycia chrześcijaninem. Kuszeni są oni za pomocą talonów na żywność, artykuły domowe, lekarstwa albo wprost — poprzez gotówkę do ręki. W jednym z miast znaleziono ulotki, zawierające nawet konkretny cennik: za konwersję na hinduizm rodzina chrześcijańska miała otrzymać 200 tys. rupii, czyli około 2,9 tys. euro, a muzułmańska jeszcze więcej, bo 500 tys. rupii.

Najczęściej jednak ekstremiści hinduscy używają po prostu siły: podpalane są świątynie, wierni zastraszani, bici, a w skrajnych przypadkach zabijani. Apele opozycji politycznej i przedstawicieli wyznań niehinduistycznych o interwencję władz państwa pozostają jednak bez odpowiedzi. Arcybiskup Bombaju kard. Oswald Gracias stwierdził, że ataki na chrześcijan zwielokrotniły się po dojściu do władzy BJP i „trzeba byłoby być ślepym, żeby tego nie widzieć”. „Nie sądzę, że rząd BJP chce tego, ale obwiniam go o grzechy zaniedbania” — podkreślił Grascias, stwierdzając także, że ten, kto atakuje chrześcijan, „nie jest z całą pewnością ani prawdziwym obywatelem Indii, ani prawdziwym wyznawcą hinduizmu”.

Pomagasz? Zginiesz

Katalog przypadków przemocy i wrogich działań wobec niehinduistów z ostatnich miesięcy jest ogromny. Kościoły, szkoły i klasztory chrześcijańskie były przedmiotem ataków wandali w Delhi, w stanach Karnataka, Ćhattisgarh, Madhya Pradesh, Orisa i w wielu innych częściach kraju. Nie są to tylko zwykłe napady rabunkowe — napastnicy włamują się do świątyń, dokonując często profanacji Najświętszego Sakramentu. Z kolei w dawnej stolicy Indii, w Agrze w stanie Uttar Pradeś na północy kraju, nieznani sprawcy zbezcześcili kilka miesięcy temu cztery posągi Matki Bożej w miejscowym kościele NMP — zrzucili rzeźby z postumentów i zawiązali smycz wokół szyi Maryi z Dzieciątkiem. Miało to miejsce w pobliżu jednego z najbardziej znanych indyjskich zabytków, tłumnie odwiedzanego przez zagranicznych turystów — słynnej świątyni Tadź Mahal. W reakcji na ten czyn przewodniczący Ogólnoindyjskiej Rady Chrześcijan Sajan K. George przywołał słowa ministra finansów Indii Aruna Jaitleya, który stwierdził niedawno, iż są „dowody na to, że większość ataków na kościoły nie ma podłoża religijnego”. W tej sytuacji George zadał pytanie retoryczne: „Czy media powiedzą teraz prawdę?”.

Jednak najbardziej wstrząsająca historia w tym roku wydarzyła się w mieście Ranagath w stanie Bengal Zachodni we wschodnich Indiach. Grupa uzbrojonych mężczyzn napadła tam na klasztor sióstr Jezusa i Maryi i prowadzoną przez nie szkołę. Napastnicy splądrowali i okradli klasztor, bezczeszcząc Najświętszy Sakrament i zabierając naczynia liturgiczne, po czym bestialsko zgwałcili 72-letnią matkę przełożoną wspólnoty i ciężko pobili trzy inne zakonnice. W reakcji na ten czyn indyjscy biskupi oświadczyli, że „było to brutalne i nieludzkie działanie, którego obywatele powinni się wstydzić” i zaapelowali w specjalnym komunikacie do premiera rządu stanowego o podjęcie „odpowiednich działań, aby ująć sprawców” oraz „zapewnić bezpieczeństwo i ochronę siostrom oraz instytucjom religijnym, które swą bezinteresowną służbą przyczyniły się znacznie do rozwoju i postępu naszego umiłowanego narodu”. 

Tymczasem to hinduiści cały czas oskarżają chrześcijan o przymusowe nawracanie. Tym terminem określane jest także rozdawanie ulotek religijnych i egzemplarzy Biblii. W niektórych stanach, np. w Madhya Pradesh, można za coś takiego trafić do więzienia albo zostać pobitym przez miejscową policję, tak jak w Radżasthanie w zachodniej części kraju.

Podobnie traktowana jest działalność katolickich instytucji charytatywnych, w tym nawet znanego ze swojego ogromnego bezinteresownego poświęcenia Zgromadzenia Misjonarek Miłości założonego przez bł. Matkę Teresę z Kalkuty. Sajan K. George powiedział, że „ekstremiści atakują instytucje chrześcijańskie, gdyż nie tolerują, że pomagają one ubogim i uciskanym”.  W jego opinii działalność ośrodków chrześcijańskich „jest sprzeczna z kastowym systemem ucisku, gdyż skoro tylko biedni zdobywają wykształcenie i poznają swoje prawa, trudno jest ich potem podporządkować sobie”.

Z ust hinduistów padają także coraz bardziej radykalne propozycje, takie jak choćby przymusowa sterylizacja chrześcijan i muzułmanów, z którą wystąpiła kilka miesięcy temu  Sadhvi Deva Thakur, wiceprzewodnicząca radykalnego ugrupowania hinduskiego All India Hindu Mahasabha. Jej zdaniem jest to jedyny sposób na powstrzymanie rosnącej liczby wyznawców islamu i chrześcijaństwa w Indiach.

A w tle cały czas czai się strach przed powtórką krwawych wydarzeń z Orisy w 2008 r. Podczas antychrześcijańskich pogromów na masową skalę, z ręki hinduistycznych fanatyków zginęło wówczas przeszło sto osób, spalono ponad 5,5 tys. domów chrześcijan i zniszczono 300 kościołów. Większość sprawców tamtych wydarzeń pozostaje bezkarna do dziś.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama