Pocieszająca bliskość

Adoracja to czas, w którym doświadczamy bliskości Boga. Nie chodzi o to, co robimy, ale w czyjej obecności jesteśmy. Powinniśmy ją odkryć na nowo!

Rozmowa z ks. Justo Antonio Lo Feudo miała być standardowym spotkaniem dziennikarskim. Jest temat, więc warto pogadać. Rozmowa okazała się jednak dużo bardziej inspirująca, niż się tego spodziewałem. A szczególnie przykłady, które kolejny raz uświadomiły mi, jak bardzo adoracja może otwierać na coś, czego wszyscy nieustannie szukamy: na źródło pokoju. I to takiego pokoju, jakiego nic innego — ani nasze osiągnięcia, ani poczucie, że jakoś się nam w życiu układa czy też po prostu sprawia przyjemność, ani nawet najbardziej kochający nas ludzie — dać nie może.

Do takiego widzenia adoracji przekonywał mnie argentyński ksiądz, a mnie powracały wspomnienia, kiedy rzeczywiście adoracja była moim chlebem codziennym. Dzisiaj nie jest... I gdzieś głęboko wiem, że przynajmniej czasem, tego wewnętrznego pokoju wyraźnie mi brakuje. Nawet jeśli nie tylko adoracja do niego prowadzi.

Na początku mojego kapłaństwa ważnym odkryciem było dla mnie poznanie historii życia abp. Fultona J. Sheena. Potem miałem przez pewien czas okazję pracować w nowojorskiej parafii przy ulicy noszącej jego imię. Każdego dnia mobilizowało mnie to do myślenia o nim, o tym, co zrobił dla tego kraju, dla tych ludzi. I muszę przyznać, że wtedy doceniłem też znaczenie tak prozaicznych znaków jak nazwy ulic. Kluczem do wiarygodności i siły świadectwa tego niezwykłego człowieka, tak bardzo podziwianego przez miliony oglądających jego programy Amerykanów, okazała się... adoracja. Codziennie jedna godzina. Niezależnie od okoliczności. Ponoć nigdy tej godziny nie opuścił.

I tutaj tylko dodam, że ta prosta zasada ostatecznie uratowała moje kapłaństwo. Kiedy przeżywałem okres bardzo głębokiej próby i myślałem, że księdzem dłużej już nie będę, pokój związany z poczuciem, że to jest jednak moja droga, moje rzeczywiste powołanie, przyszedł właśnie stamtąd... z codziennej adoracji.

Wiele lat później, już w Polsce, towarzyszyłem pewnej osobie, która bardzo ucierpiała z powodu nagłego i nieusprawiedliwionego niczym zwolnienia z pracy. Tak tę historię mi ta osoba opowiedziała. Pomyślałem, że zaproponuję jej to samo lekarstwo, jakie sam zastosowałem w czasie mojej „choroby”... adorację. Po kilku miesiącach spotkałem ją i zaciekawiony zapytałem, jak się sprawy poukładały. Odpowiedź była jedna: adoracja mnie uratowała, dała mi pokój, który wydawało mi się, że całkowicie utraciłam.

Zawsze fascynowało mnie poznanie nowych wspólnot w Kościele. Szczególnie tych, które były owocem odnowy soborowej. Z czasem przekonałem się, że kluczem jedności tych wspólnot, także jedności z Kościołem — szczególnie wtedy, gdy pojawiały się trudności związane z kościelną instytucją — były głęboko przeżywane sakramenty. W wielu z tych wspólnot otoczka intelektualna i nawet sama estetyka celebrowania sakramentów była na bardzo wysokim poziomie. Jakoś mi to wówczas imponowało. Odkryłem, że odpowiednie ich przeżywanie może rzeczywiście pobudzać do poszukiwania nowej — odpowiadającej bardziej ludziom współczesnym — formy intelektualnej i estetycznej ich przyjmowania. Zobaczyłem w nich po prostu wcieloną miłość, przede wszystkim miłość, wzajemną miłość. Nie tylko materię łaski i formę celebracji, jak się to klasycznie w języku teologii ujmuje. To było trochę tak, jakbym nagle dotknął istoty: Jezus naprawdę zamieszkał wśród nas. Pewnie dlatego to właśnie Eucharystia, razem z towarzyszącą jej adoracją — czasem bardzo długą, w ciszy, na klęcząco — znajduje się w centrum bardzo wielu nowych wspólnot kościelnych.

Dużo więcej zrozumiałem również z samej sakramentalności Kościoła i dlaczego tak ważne jest przeżywanie sakramentów we wspólnocie, że uczestnictwo w Eucharystii online, jest czymś dobrym, ale daleko niewystarczającym do przeżywania w pełni tego, co ten sakrament daje, kiedy przyjmowany jest we wspólnocie. Nie ma miłości, nawet tej Bożej, w wyizolowaniu od relacji ludzkich.

Zachęcam do lektury rozmowy z ks. Justo Antonio Lo Feudo. Mnie przypomniała ona, że nic nie da mi takiego pokoju, jaki obiecuje z miłością przeżywana adoracja i Eucharystia.

Ks. Mirosław Tykfer, redaktor naczelny „Przewodnika Katolickiego”

 

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama