Choć co roku powtarza się cykl liturgiczny: Adwent, Boże Narodzenie, nic nie pozostaje takie samo - zmieniamy się bowiem my sami i okoliczności naszego życia
Na początku nowego roku liturgicznego można się zastanowić: po co właściwie co roku powtarzamy to samo? Adwent, okres Narodzenia Pańskiego, potem kilka niedziel okresu zwykłego i Wielki Post, okres Wielkanocny, i znów powrót do zielonego koloru, by pod koniec listopada zakończyć rok liturgiczny niedzielą Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata. A tydzień później... No właśnie: Adwent, okres Narodzenia Pańskiego itd.
I choć powtarzamy to samo i w pewnym sensie tak samo, celebrując poszczególne tajemnice życia Jezusa, to jednak nie jesteśmy tacy sami i nie są takie same okoliczności, w jakich przychodzi nam żyć. Dlatego trzeba przyznać mądrość Kościołowi, który co roku zabiera nas w tę samą podróż, choć przecież co roku nie jest ona taka sama.
Jest taka pokusa wśród księży, gdy otwierają lekcjonarz, chcąc się przygotować do niedzielnej homilii, aby powiedzieć: znam ten tekst, wiem, co powiedzieć. A jednak nie chodzi o to, by coś powiedzieć. Ale by powiedzieć to, co właśnie w tym czasie, właśnie teraz, chce Bóg. W seminarium była (zdaje się, że dalej jest) praktyka codziennej porannej medytacji nad słowem Bożym. Do tej medytacji należało się przygotować poprzedniego wieczoru. Niektóre teksty często się powtarzały. Pamiętam, jak ojcowie duchowni zwracali nam uwagę, byśmy mimo wszystko nie ulegli pokusie, że już wszystko o tym tekście wiemy. Jeśli wierzymy, że słowo Boże jest żywe, to wierzymy, że ono jest nam w stanie powiedzieć coś nowego w tej sytuacji życiowej, w jakiej jesteśmy. Właśnie dlatego pewne rzeczy w roku liturgicznym powtarzamy: nie tylko po to, by sobie je utrwalić, ale przede wszystkim dlatego, że one na nowo interpretują nasze życie.
Mocno sobie to uświadomiłem w szczycie pandemii, gdy limit wiernych mogących uczestniczyć w liturgii wynosił zaledwie pięć osób. Pośród braku nadziei, lęku i niepewności jutra wymownie brzmiały słowa wypowiadane podczas kreślenia rylcem po świecy paschalnej: Chrystus wczoraj i dziś. Początek i koniec. Alfa i Omega. Do Niego należy czas i wieczność. Jemu chwała i panowanie przez wszystkie wieki wieków. Amen. Potem słuchałem tekstów ze Starego Testamentu, jak Bóg na różnych etapach historii zbawienia prowadził swój lud. Znałem dobrze ich wymowę teologiczną. A jednak usłyszałem w nich wówczas prawdę o nadziei. Że Bóg jest cały czas ze swoim ludem. Że jest blisko również wtedy, kiedy jest trudno, kiedy jesteśmy bezsilni, kiedy nie wiemy, co zrobić. Że Bóg jest Emmanuelem — Bogiem z nami. Czy właśnie nie takiego Boga będziemy oczekiwali w Adwencie?
Okoliczności sprawiają więc, że to samo odczytujemy na nowo. Słusznie więc Monika Białkowska rysuje kontekst, w jakim wchodzimy w Adwent Roku Pańskiego 2021 (s. 12). Wchodzimy, mając różne oczekiwania, pragnienia i nadzieje. Mając różne doświadczenia. Stając po różnych stronach społeczno-politycznego sporu. Żyjąc w coraz mocniej polaryzującym się społeczeństwie. Bojąc się inflacji, rosnących kosztów życia, braku perspektyw. Widząc dynamicznie zmieniającą się religijność, zwłaszcza młodego pokolenia. Mierząc się z trudnymi tematami w Kościele.
Mam nadzieję, że w „Przewodniku Katolickim” będziemy naszym Czytelnikom towarzyszyć w różnych obszarach ich życia, pomagając znaleźć nadzieję tam, gdzie jej najbardziej brakuje. A przede wszystkim próbując pokazać, gdzie jest nadzieja, która zwieść nie może (por. Rz 5, 5). Jednym ze sposobów tego bycia razem w drodze są komentarze do niedzielnej Ewangelii, które od 1. niedzieli Adwentu przygotowuje dla nas Michał Paluch OP. Cieszę się, że do grona naszych stałych współpracowników dołącza dominikanin, który przez ostatnie cztery lata, jako drugi Polak w historii, pełnił funkcję rektora Papieskiego Uniwersytetu św. Tomasza z Akwinu (Angelicum) w Rzymie.
opr. mg/mg