Na XIII Ogólnopolskim Spotkaniu Młodych na Polach Lednickich zebrało się 75 tysięcy młodych chrześcijan
Na XIII Ogólnopolskim Spotkaniu Młodych na Polach Lednickich zebrało się 75 tysięcy młodych chrześcijan. Dla kilkuset z nich wstępem duchowym była blisko trzynastogodzinna podróż pociągiem. Pociągiem niezwykłym...
Pociąg specjalny „Święty Jacek” z Przemyśla do Lednogóry przez Katowice, Wrocław, Poznań wjeżdża na tor dziesiąty przy peronie piątym — głos spikera wdziera się w ciszę sennego poranka. Nie przebrzmiał jeszcze pisk hamulców, gdy z wagonów wyskakuje na peron grupa rozśpiewanej młodzieży. Dworcowe gołębie podrywają się do lotu wystraszone hałasem. Pryska nastrój krakowskiego spleenu. Wsiadam do wagonu konferencyjnego...
Gdy pociąg rusza, wagon zapełnia się ludźmi. Są przedstawiciele gospodarza — spółki PKP Intercity, o. Włodzimierz Wieczorek, duszpasterz pociągu „Święty Jacek”, ksiądz Jacek „Wiosna” Stryczek, dziennikarze... I Ambasada Lednicy — studenci z Bydgoszczy, dzięki którym pociąg widać i słychać już z daleka... — Ambasada została założona dwa lata temu, ale wspólnie działamy dłużej. Kiedy startował „Święty Jacek”, nie byliśmy jeszcze Ambasadą, a już go robiliśmy — tłumaczy Michał. — Dla mnie to będzie już czwarta Lednica, mój brat Krzysiek w tym roku debiutuje. Ale dla Agi to pewnie ze dwudziesta — dodaje ze śmiechem. Oburzona Agnieszka prostuje — Nieprawda, ja na Lednicę jadę po raz piąty.
— „Święty Jacek” wyruszył po raz trzeci. Razem z Grzegorzem Wroną pilnujemy, by wszystko było w porządku — mówi Maria Kaczmarczyk z PKP Intercity. — W pociągu czas inaczej upływa, można się pomodlić, można potańczyć, a na Polu Lednickim mamy dla siebie sektor blisko ołtarza.
Trasa Przemyśl—Lednogóra liczy 709 kilometrów. Drugie tyle z powrotem. Dla członków Ambasady Lednicy to tylko fragment trasy. — W drodze jesteśmy od wczoraj, od 10 rano. Ja jeszcze nie spałem — mówi Michał. Ale nie narzeka. — Wcześniej ludzie też jeździli na Lednicę pociągami, ale tam nic się nie działo. Spali, czytali. A to jest skład „z jajem”, tu stale się coś dzieje, „dymimy” na peronach.
Ale pociąg to nie tylko zabawa. — Zapamiętajcie. Pierwszy wagon, przedział czwarty. Tam czeka na was kapłan. Możecie przystąpić do sakramentu pojednania — woła do mikrofonu Tadziu.
Tadziu, czyli Tadeusz Syka. Założyciel Ambasady. Ojciec Jan Góra powierzył mu zadanie opieki nad pociągiem. Tadziu zawiózł papieżowi Benedyktowi XVI bilet na „Świętego Jacka”. Kopia biletu jedzie z nami. Nie tylko ona. Do flagi z symbolem Lednicy przymocowano tablicę z nazwą ulicy: „Ducha Świętego”. — To znak, że jesteśmy w pociągu Ducha Świętego — mówi Tadziu.
Dojeżdżamy do Katowic. Na peronie orkiestra górnicza kopalni „Kleofas”. Jej dźwięki wyganiają z podróżnych resztki snu. Muzyka pobudza do tańca. Tak będzie na każdym z postojów — wielobarwny tłum młodzieży tańcem i śpiewem chwalić będzie Pana i głosić światu radość życia. W Kędzierzynie-Koźlu, Wrocławiu, Poznaniu... Na liście przebojów królują: Tak, tak Panie i Taki mały, taki duży.
Jedziemy dalej, słuchając konferencji księdza Stryczka o czasie. — Jeśli podejdę dobrze do swojego czasu, będę kimś, ta moja jedna chwila może oznaczać dużo chwil kogoś, kto w siebie nie inwestował. Trzeba zacząć coś robić, ale zaraz potem sprawdzić, czy przynosi to owoce, a jeśli nie to wymienić, by wreszcie pojawiły się dobre owoce — dobiega z głośników w całym pociągu. Prawie całym — do wagonu konferencyjnego przychodzi słuchać młodzież z przedziałów, w których technika zawiodła.
Czas płynie nieubłaganie. Wędruję po pociągu. Przede mną idą ambasadorki Ewa i Agnieszka. Sprzedają okolicznościowe koszulki. Nagle małe zamieszanie. Dziewczęta ze śmiechem wyganiają z przedziału drzemiących kolegów — Kubę i Pawła. Chłopcy udają, że śpią, dziewczyny dają za wygraną i ruszają dalej. Kuba i Paweł przedział wybrali nieprzypadkowo: towarzyszą im studentki z Krakowa Kasia i Dorota. — Ładnie to tak się obijać? — pytam. — Jestem przemęczony — odpowiada uśmiechnięty Kuba. Poważnieje i dodaje — Wysiadam w Poznaniu, bo muszę wracać do pracy. Ale pociągu nie mogłem sobie odpuścić, bo tu jest atmosfera. To jest wstęp, początek, wchodzimy w atmosferę Lednicy, to jest już droga, to nie jest zmarnowany czas, a Lednica to nie są tylko same Pola. W pociągu można zobaczyć, jak człowiek przygotowuje się na to spotkanie, jak o nim myśli...
Kilka przedziałów dalej jadą Asia i Marcin z Podkarpacia. Dla niej to już trzeci wyjazd, on jedzie pierwszy raz. — Chcę zobaczyć, jak to wygląda, poznać ciekawych ludzi, takich jak koledzy z Ambasady. Przyszli z koszulkami, chcieli je sprzedawać, a potem posiedzieli z nami dwadzieścia minut, porozmawiali — mówi Marcin. Asia i Marcin w tym roku zdawali maturę. — Lednica jest dobrym czasem na przemyślenia, na wyciszenie się, można w modlitwie zapytać o radę Boga. Można znaleźć spokój wewnętrzny, by zdecydować co dalej — tłumaczy Asia. — Na Lednicy zapraszamy na herbatę — żegnają mnie i te proste słowa sprawiają, że nie czuję się jedynie obserwatorem. — W pociągu stawiamy na wspólnotę — mówi później o. Wieczorek — na to, by dostrzec drugiego człowieka, być razem.
Na herbatę zaproszona została też siostra Jana ze Zgromadzenia Sióstr Świętego Feliksa z Kantalicjo. Na Lednicę jedzie z podopiecznymi z gimnazjum w Oleszycach. W sumie 19 osób. To najgłośniejsze przedziały w pociągu. — Przed wami jeszcze wiele drogi, starczy wam sił? — pytam. — Jaaasne! My nie damy rady? Nawet transparent mamy. Same go przygotowałyśmy — odpowiadają dziewczęta, po czym zasypują mnie pytaniami o „Posłańca”, Wydawnictwo WAM, aparat fotograficzny, a nawet prognozę pogody. — Ci młodzi ludzie są niezmiernie ciekawi świata. To dobrze — komentuje siostra Jana.
Mijam grupę zmierzającą na adorację relikwii błogosławionego Czesława. Pieczę nad relikwiami sprawuje o. Andrzej Konopka, były przeor wrocławskich dominikanów. Jadą z Wrocławia. Ojciec Konopka przekornie podkreśla, że należy zmienić nazwę pociągu. Relikwie św. Jacka Odrowąża, brata błogosławionego Czesława, również miały jechać z nami, ale z bliżej nieustalonych przyczyn na Lednicę dotrą samochodem. Ojciec Konopka jest niepocieszony.
Kolejne wagony, prowadzone przez ambasadorów, przechodzą do wagonu konferencyjnego, by oddać cześć relikwii i otrzymać błogosławieństwo. Atmosfera wśród ambasadorów staje się nieco nerwowa. W kolejce do adoracji czekają trzy wagony, a zbliżamy się już do końca podróży. Jakże ten czas szybko leci...
Po blisko 13 godzinach jazdy „Święty Jacek” dociera do Lednogóry. Tłum kilkuset podróżnych ledwie mieści się na małym peronie. Pociąg odjeżdża, by wrócić w niedzielę rano. Będziemy go niecierpliwie wyczekiwać przed świtem, przemoczeni do suchej nitki i zmęczeni dziesięciokilometrowym nocnym powrotem z Pól Lednickich. Po to, by w cieple przedziałów dzielić się wrażeniami, odsypiać nieprzespaną noc i... umawiać na kolejny rok.
Łukasz Kraczka — absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego, pracownik Wydawnictwa WAM.
opr. aw/aw