„Postępowi teologowie” walczą z dyskryminacją kobiet i mniejszości seksualnych. Czy to dobry kierunek?

Nowa fala „wyzwolicieli” zrobi w Kościele więcej szkód, niż zrobiła to teologia wyzwolenia – stawia tezę o. Dariusz Kowlaczyk SJ, odwołując się do najnowszej książki o. Clodovis’a Boffa „Kryzys Kościoła katolickiego a teologia wyzwolenia”.

Jezuita w felietonie „Mądry teolog po szkodzie” jako punkt rozważań bierze opublikowaną niedawno książkę o. Clodovis Boff, którą napisał we współpracy z ks. Leandro Raserą. Nosi ona tytuł „Kryzys Kościoła katolickiego a teologia wyzwolenia”. Autorzy wzywają w niej Kościół katolicki w Ameryce Łacińskiej do powrotu do tego, co najważniejsze, czyli do Jezusa Chrystusa, jedynego Zbawiciela. „To Chrystus ma stać w centrum misji Kościoła, a nie zideologizowana walka z ubóstwem lub zmiany klimatyczne” – pisze jezuita.

I zauważa, że ponad pół wieku szerzenia teologii wyzwolenia żadnej spodziewanej odnowy Kościoła nie przyniosło. „Wręcz przeciwnie! W Brazylii liczba katolików drastycznie maleje, a uczestnictwo w Mszy niedzielnej już dawno spadło poniżej 10 proc. Fanatycy teologii wyzwolenia będą oczywiście twierdzić, że kryzys bierze się stąd, iż nie wprowadzono jej w życie w wystarczającym stopniu. To dość typowe myślenie dla wszelakiej maści marksistów-rewolucjonistów. Rewolucja nie przyniosła spodziewanych efektów? To znak, że trzeba jeszcze więcej rewolucji itd. Zero krytycznej refleksji nad wyznawaną ideologią” – pisze.

Zwraca także uwagę, że „katolicy w Ameryce Łacińskiej zauważyli bezowocność marksizującej wersji katolicyzmu, która żadnych problemów społecznych nie rozwiązuje, za to gubi duchowy, transcendentny wymiar wiary w Boga”. „Z tego powodu wielu odwróciło się od Kościoła katolickiego i zwróciło w kierunku różnych grup protestanckich lub sekt ezoteryczno-pogańskich. Sami ubodzy okazali się niezbyt zainteresowani zideologizowaną teologią wyzwolenia. Nie czuli, że duchowni z Che Guevarą na piersiach mogą ich z czegokolwiek wyzwolić” – zwraca uwagę.

Za Clodovis’em Boff’em przestrzega przed „duszpasterstwem wyzwolenia”, które redukuje się do jakiegoś skrzydła „ruchu ludowego” i upodabnia do organizacji pozarządowych, a zapomina o Bogu objawionym nam w Jezusie Chrystusie. „Dziś na Zachodzie mamy nową odmianę teologii wyzwolenia, neomarksistowską. Bo zmieniła się klasa uciśnionych. Nie są to już chłopi i robotnicy, ale kobiety i tzw. mniejszości seksualne. Postępowi teolodzy walczą z dyskryminacją kobiet, która miałaby polegać na braku dostępu do sakramentu święceń, oraz z rzekomym wykluczaniem osób homoseksualnych, których związki nie są przez Kościół – z wyjątkiem Niemiec i Austrii – błogosławione. Obawiam się, że ta nowa fala „wyzwolicieli” narobi jeszcze więcej szkód, niż zrobiła to klasyczna, marksistowska teologia wyzwolenia. Czy przyjdzie jakieś opamiętanie? Przykład o. Clodovisa Boffa pokazuje, że nie jest to niemożliwe. Aczkolwiek szkoda, że tego rodzaju teolodzy nie widzą zła wcześniej, jak dopiero po szkodzie. Ale lepsze to, niż tkwić w zaślepieniu do końca” – pisze felietonista „Idziemy”.

 

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama