Ojciec Papczyński nie tylko głosił słowo, ale też publikował
Ojciec Papczyński nie tylko głosił słowo, ale też publikował, między innymi wydał drukiem serię wielkopostnych kazań Orator crucifixus (Ukrzyżowany Mówca) w formie rozważań i dialogów osnutych na kanwie siedmiu ostatnich słów Jezusa wypowiedzianych z krzyża.
Mówił przekonująco i składnie. Nie bez powodu był cenionym wykładowcą retoryki w szkołach swojego zakonu. Nauczał w kolegiach w Podolińcu, Rzeszowie i Warszawie. Przede wszystkim jednak był znany jako autor poczytnego, aż czterokrotnie wznawianego dzieła o sztuce wymowy: Prodromus Reginae Artium (Zwiastun królowej sztuk), które okazało się w tamtych czasach prawdziwym bestsellerem.
Był też cenionym spowiednikiem. Nie wszyscy księża mieli wówczas pozwolenie na spowiadanie. Od spowiedników wymagano odpowiednich kwalifikacji, przede wszystkim wiedzy, zwłaszcza teologicznej, oraz wysokiego poziomu moralnego, na co zwracano szczególną uwagę. Z pomocy duchowej ojca Stanisława korzystali między innymi nuncjusz apostolski Antonio Pignatelli, który później został papieżem, oraz biskup płocki Jan Gębicki, któremu ojciec Papczyński zadedykował jeden ze swoich panegiryków.
W owym czasie panegiryki stanowiły znaczną część wydawanych drukiem utworów, lecz jako formy okolicznościowe na ogół nie miały większej wartości literackiej. Jednak utwory ojca Papczyńskiego, oparte na gruntownej znajomości sztuki pisarskiej i świadczące o niezaprzeczalnym talencie ich autora, szczęśliwie uniknęły zaliczenia w poczet większości owych poślednich mów.
O osiągnięciach ojca Stanisława na polu kaznodziejskim, duszpasterskim, naukowym i wreszcie pisarskim zadecydowały nie tylko jego uzdolnienia i pracowitość, ale też wykształcenie i formacja, które otrzymał w zakonie. Wykształcenie i poziom życia duchowieństwa diecezjalnego pozostawiał na ogół wiele do życzenia. Choć także zakony nie były wolne od słabości, to jednak zakonnicy byli zwykle lepiej wykształceni i prezentowali wyższy poziom duchowy i moralny od księży diecezjalnych. Jeszcze sto lat później znany kronikarz i obserwator życia religijnego Hugo Kołłątaj zanotuje uszczypliwie: „Ile razy trzeba było spowiadać się albo zachciało się posłuchać lepszej nauki, trzeba jej było szukać w kościele zakonników, nie żeby tam dobrze szły rzeczy, lecz że szły lepiej” *.
Do obu wspomnianych wyżej znanych penitentów ojciec Stanisław miał szczęśliwą rękę. Pierwszy z nich, Antonio Pignatelli, Włoch, starszy od niego o szesnaście lat, po studiach w rzymskim kolegium jezuitów został zatrudniony w prałaturze w Rzymie. Aż trzykrotnie był nuncjuszem apostolskim: we Florencji, w Warszawie (przez 8 lat) i w Wiedniu. Po zakończeniu misji dyplomatycznych został mianowany sekretarzem Kongregacji ds. Biskupów i Zakonników, potem kardynałem, a następnie arcybiskupem Neapolu. W wieku 76 lat został wybrany na papieża i przyjął imię Innocenty XII. Z wielką gorliwością podejmował służbę na rzecz ubogich, których gościł w pałacu laterańskim, wybudował też dla nich hospicjum. Dobra materialne, które inni papieże często rozdzielali bliskim, on rozdawał ubogim, nazywając ich swoimi krewnymi. Wydał bullę piętnującą nepotyzm, zgodnie z którą spośród krewnych papieża do kolegium kardynalskiego można było dopuścić tylko jednego, i to z ograniczonymi dochodami. Innocenty XII ograniczył też wydatki dworu papieskiego. Założył Kongregację ds. Dyscypliny Kościelnej i Zakonów. Popierał ponadto rozwój misji. Marii Kazimierze, wdowie po królu Janie III Sobieskim, którą poznał podczas pobytu w Warszawie, udzielił gościny w Rzymie i roztoczył opiekę nad jej synami. On właśnie będzie tym papieżem, który zatwierdzi później Zakon Marianów.
opr. aś/aś