W naszych czasach agresja psychologiczna przeciwko chrześcijaństwu płynie przede wszystkim od podobnych, jak w czasach Oświecenia, inżynierów świadomości społecznej. Z tą różnicą, że znaczenie mass mediów jest obecnie nieporównanie większe – zauważa w felietonie o. Jacek Salij OP.
Dziwnie współcześnie brzmi ten czterowiersz Adama Mickiewicza:
Wygnaliśmy z serc Boga, weźmiem dobra po nim,
Gadać o nim i pisać do niego zabronim;
Mamy nań sto gąb brzmiących i piór ostrych krocie,
A ten zbrodniarz emigrant myśli o powrocie?
W roku 1836, kiedy Poeta opublikował swoje Zdania i uwagi, w środowiskach „oświeconych” było czymś oczywistym, że znaczenie religii i Kościoła w życiu społecznym będzie się coraz bardziej zmniejszało. Z perspektywy tych środowisk wiara, a również zwyczaje oraz instytucje religijne jawiły się jako rzeczywistości czysto ludzkie, w dużej mierze nierozumne, szkodliwe, a na pewno przestarzale.
Adam Mickiewicz nie kwestionuje samego faktu postępującej sekularyzacji. Jednak wystarczyły mu cztery linijki króciutkiego utworu, ażeby złożyć stanowcze świadectwo, że on w Boga wierzy naprawdę, oraz zakwestionować dogmat obowiązujący w ówczesnych zlaicyzowanych środowiskach, jakoby sekularyzacja była procesem z góry zdeterminowanym i nieuchronnym. Inny zaś dogmat oświeconych agnostyków i ateistów, jakoby oni byli promotorami myśli wolnej, jest – zdaniem Mickiewicza – tak ewidentnie niezgodny z faktami, że wielki poeta z dogmatem tym nawet nie dyskutuje, tylko zwraca uwagę na bezmiar agresji intelektualnej, próbującej narzucić wszystkim taki porządek społeczny, jakby Boga nie było.
Otóż warto przypomnieć, że w Piśmie Świętym przedstawiono wiele faktów masowego odejścia od wiary w Boga prawdziwego, a również wiele takich wydarzeń, które mogły się wydawać druzgocącą i ostateczną klęską ludu Bożego.
Zacznijmy od przygody, jaka wydarzyła się prorokowi Eliaszowi. Prorok otrzymał wtedy mocne pouczenie, że porzucenie wiary niekoniecznie jest tak masowe, jak nam się wydaje. Przypomnijmy tamto wydarzenie: Znalazłszy się na górze Synaj, Eliasz ma poczucie, że przymierze, które Bóg zawarł tutaj ze swoim ludem, skończyło się kompletną klęską. Swoją frustrację wypowiedział Eliasz w następującej modlitwie: „Izraelici opuścili Twoje przymierze, rozwalili Twoje ołtarze i Twoich proroków zabili mieczem. Tak że ja sam tylko zostałem, a oni godzą jeszcze i na moje życie” (1 Krl 19,14). Zresztą Eliasz dobrze wie, że sytuacja ta w najmniejszym nawet stopniu nie kompromituje Boga, ale świadczy o tym, że Jego lud na własne życzenie szuka swojej zguby. W odpowiedzi Bóg wyjaśnia prorokowi, że nie jest aż tak źle, jak mu się wydaje: „Zostawię jednak w Izraelu siedem tysięcy” – a w języku biblijnym to znaczy: ogromnie wielką liczbę – „takich, których kolana nie ugięły się przed Baalem i których usta go nie ucałowały” (w. 18).
Pojawia się pytanie, skąd się biorą znaczne nieraz rozbieżności między rzeczywistym stanem religijności w jakimś społeczeństwie a powszechnie przyjętymi opiniami na ten temat.
Mnie osobiście sporo tu wyjaśnia historyjka opowiedziana kiedyś przez prof. Leszka Kołakowskiego o dwóch ścigających się dziewczynkach. Ta, która przegrywała, kiedy zorientowała się, że nie dopędzi koleżanki, zaczęła wołać: „jestem pierwsza, jestem pierwsza, jestem pierwsza”. Wówczas ta, która naprawdę była pierwsza, nerwowo nie wytrzymała, zatrzymała się i zaczęła płakać. Dzięki temu jej konkurentka rzeczywiście do mety dobiegła pierwsza. Stworzenie faktu psychologicznego, w tym przypadku mijającego się całkowicie z obiektywnym stanem rzeczy, okazało się skuteczną manipulacją, dzięki której owa spryciara doprowadziła do zmiany obiektywnego stanu rzeczy.
W czasach Eliasza osobą, która energicznym popieraniem kultu Baala doprowadziła do powstania w społeczeństwie izraelskim opinii, jakoby kult Boga Przymierza miał się już ku końcowi, była królowa Izebel. W naszych czasach agresja psychologiczna przeciwko chrześcijaństwu płynie – jak się wydaje – przede wszystkim od podobnych jak w czasach Oświecenia inżynierów świadomości społecznej, z tą jednak różnicą, że znaczenie mass mediów jest obecnie nieporównanie większe niż wtedy.