• Opiekun

Ze świętymi w szkolnej ławce

Rozpoczął się nowy rok szkolny i katechetyczny. Warto więc prosić o potrzebne łaski, o światło Ducha Świętego, mądrość i umiejętność na kolejne miesiące wytężonej pracy umysłowej dla wszystkich uczniów, nauczycieli i pracowników szkoły.

Msza Święta inaugurująca nowy rok szkolny to nie jest nowy pomysł, przyjęło się bowiem, że ostatni, jak i pierwszy dzień roku szkolnego, zaczyna się od uroczystej Mszy św. podczas, której powierzamy Bogu trudy kolejnego roku szkolnego. Przyjęło, to może za duże słowo, bo tak było kiedyś, obecnie odchodzi się od tej praktyki, gdyż coraz częściej nie są one mile widziane. Co więcej, rodzice coraz częściej i coraz głośniej sprzeciwiają się takim praktykom, gdyż żądają świeckiej, nie tylko w teorii, szkoły. I o ile łatwiej jest zgromadzić uczniów na Mszy św. w mniejszej społeczności o tyle w dużych miasta jest coraz trudniej i to nie tylko ze względu na to, że uczniowie pochodzą z różnych parafii, ale często dlatego, że uważa się iż nie jest to potrzebne. Spora część uczniów pochodzi z rodzin, które deklarują się jako niepraktykujące, czy wręcz niewierzące. Do tego w obecnym czasie dochodzą jeszcze uczniowie innego wyznania. Z tego co mówią kapłani Msze św., na których błogosławione są tornistry pierwszaków są jeszcze w miarę przyjęte. Ale im uczeń starszy, tym rzadziej uczestniczy w Mszy św. na rozpoczęcie roku szkolnego.

Na wielu stronach internetowych szkół można znaleźć plan rozpoczęcia nowego roku, który obejmuje również spotkanie uczniów i nauczycieli w kościele, co nie każdemu się podoba. Część osób jest zdania, że zmuszanie do udziału we Mszy św. to ograniczanie wolności i narzucanie wyznania. Stawiają pytania, jak rozumieć taką organizację rozpoczęcia roku szkolnego w kontekście konstytucyjnego prawa do wolności sumienia i światopoglądu?

Jak trwoga to do Boga

To powiedzenie zna chyba każdy z nas i jakże często wprowadzamy je w naszym życiu, pewnie czasami nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Tak jest i z uczniami. Choć na początku roku szkolnego uważają, że nie jest im potrzebna Msza św., to w ciągu roku On się przydaje. Kiedy przychodzi zwątpienie w swoje zdolności czy strach przed egzaminem, wówczas wymyślają rożne sposoby jak np. wkładanie pod poduszkę obrazka ze Świętym wraz z notatkami, by ten pomógł je zapamiętać, czy też wzywają jego pomocy, by pomógł w sprawdzianie czy egzaminie. I tak na tej trudnej drodze zdobywania wiedzy i umiejętności nie jesteśmy sami. Kościół daje nam świętych patronów, do których w sposób szczególny mogą zwracać się  uczniowie. Wśród nich jest m.in. św. Józef z Kupertynu, św. Benedykt z Nursji, św. Grzegorz I Wielki czy św. Mikołaj z Miry, z którym jest dobrze się przyjaźnić szczególnie wtedy, kiedy czujemy, że nie damy sobie rady sami, a on jako patron uczonych i studentów mógłby nam wyprosić potrzebne łaski. Również św. Stanisław Papczyński, patron dobrej pamięci. Patronuje on uczniom, szczególnie tym, którzy miewają problemy w szkole. On sam, jako dziecko nie mógł nauczyć się alfabetu, z tego powodu został oddelegowany do pasania owiec. Po oświeceniu przez łaskę Boga stał się zdolnym uczniem, a potem jednym z najwybitniejszych umysłów XVII wieku w Polsce.

 

Brat osioł a jednak orzeł

Jak widzimy, nie wszyscy Święci, których dziś wzywamy w trudnościach w nauce byli orłami. Wielu z nich miało trudności takie jak my wszyscy. Św. Jan Maria Vianney, był człowiekiem prostym, miał duże problemy z nauką a został także patronem proboszczów. Przyjrzyjmy się bliżej tej postaci, gdyż nie ma miejsca na opisywanie wszystkich.

Św. Józef z Kupertynu patron w trudach nauki, sam ledwo nauczył się czytać i pisać. Rówieśnicy wyśmiewali się z niego, bo podczas zabawy lub w szkole niejednokrotnie wpadał w głębokie duchowe uniesienie. Zwyczajnie nie miał zamiłowania ani zdolności do nauki, z dużymi problemami ukończył szkołę podstawową. Aby zarabiać na życie, zatrudnił się u szewca, jednak wkrótce porzucił to zajęcie, ponieważ i to sprawiało mu dużą trudność. Kiedy miał 17 lat poprosił o przyjęcie do zakonu franciszkańskiego, ale spotkał się z odmową. Niezrażony tym niepowodzeniem, zapukał do kolejnej furty, tym razem do klasztoru kapucynów. Ci przyjęli go z otwartymi ramionami, jednak po ośmiu miesiącach i ten klasztor musiał opuścić,  gdyż uznali, że Józef nie nadaje się do wykonywania żadnych zajęć praktycznych, nie potrafi nawet zmywać naczyń. Ten jednak nie poddawał się i po raz drugi zgłosił się do franciszkanów w klasztorze w Grotelli. Ojcowie przyjęli go, ale tylko dlatego, że brakowało im stajennego. Został przydzielony do opieki nad mułem klasztornym. Świadomy swoich problemów, nazwał siebie „bratem osłem”. Józef, pracując jako opiekun, stawał się powoli człowiekiem bardziej zaradnym i praktycznym. Przełożeni, widząc dokonujące się w nim zmiany, powierzali mu bardziej odpowiedzialne obowiązki. Co więcej zgodzili się, aby podjął studia teologiczne. Brat Józef zakończył więc swoją pracę w stajni i przeniósł się do innych, mniej czasochłonnych zajęć w klasztorze, by mógł je połączyć z nauką przedmiotów potrzebnych do tego, aby w przyszłości zostać kapłanem. Nauki pobierał od starszych kapłanów, zakonników przebywających w klasztorze. Nauczanie Józefa wymagało determinacji oraz dużej cierpliwości ze strony profesorów, bo nauka szła jak po grudzie. Swoim poirytowanym nauczycielom Józef odpowiadał pokornie: „Miejcie cierpliwość nade mną, tym większa będzie wasza zasługa w Niebie”.

Podczas egzaminu przed subdiakonatem (tzw. niższe święcenia), pytany przez biskupa, nie odpowiedział na żadne z zadanych pytań. Biskup, przewodniczący komisji egzaminacyjnej, na zakończenie zapytał: „A czy umiesz odmawiać Różaniec? Czy modlisz się do Maryi?”. A św. Józef odpowiedział mu: „Kocham Matkę Bożą”. „Jak kochasz Maryję, to ja cię wyświęcę” - odpowiedział biskup. I tak Józef zdał egzaminy stając się nie tylko dla franciszkanów przykładem i symbolem człowieka, który może zostać wielkim świętym, nawet jeśli mimo usilnych starań i chęci, nie był w nauce „orłem”. W 1628 roku przyjął święcenia kapłańskie. Św. Józef z Kupertynu jest dziś patronem m.in. uczniów i studentów, zwłaszcza podczas egzaminów, lotników i kosmonautów ze względu na liczne wzniesienia w powietrzu.

 

Przewodnicy i opiekunowie w nauce

Uciekając się do Świętych w trudach nauki, czy to modląc się do nich czy wkładając ich obrazek pod poduszkę nie możemy zapominać o Maryi, która jest najpotężniejszą wspomożycielką ze Świętych. Warto też do niej zwrócić się przed nauką o pomoc: „O Najświętsza Dziewico Maryjo, której pobożne wstawiennictwo wyjednało niezliczonym umysłom, niewykształconym i nieumiejętnym przedziwny postęp w wiedzy i pobożności. (…) Ciebie Maryjo obieram za przewodniczkę i opiekunkę moich nauk”.

Nie możemy też zapomnieć o Duchu Świętym, bo nawet najpiękniejsze formułki tracą sens, jeśli są „odklepywane” na zaliczenie. Lepiej pomodlić się własnymi słowami, nawet krótko, choćby spontanicznie np. „Duchu Święty, pomóż mi w nauce, abym dobrze opanował ten materiał”. Ważne jest, by modlitwa wypływała z serca niż była recytowaniem z tekstów bez serca. Modlitwa to nie magia, gdzie za wypowiedziane formułki są jakieś bonusy. Warto przypomnieć tutaj radę św. Ignacego, który mówił, by pracować tak, jakby wszystko zależało ode mnie, a modlić się, jakby wszystko zależało od Boga. Nie można popełniać tego błędu, że z lenistwa nic nie robię, a naraz modlitwą załatwię sprawę. To tak nie działa i trzeba wiedzieć, że najlepsze owoce przynosi własny wysiłek połączony z modlitwą. W Ewangelii według św. Mateusza Jezus mówi tak: „Duchu Święty, który oświecasz serca i umysły nasze, dodaj nam ochoty i zdolności, aby ta nauka była dla nas pożytkiem doczesnym i wiecznym. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen”.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama