Cotygodniowy komentarz z Gościa Niedzielnego (1/2000)
Wbrew oczekiwaniom wielu rok 1999 nie przyniósł rozstrzygnięć w - co najmniej kilku - zasadniczych dla Europy, świata i Polski kwestiach. Sukces militarnej interwencji NATO w Kosowie nie zmienił zasadniczo sytuacji ani w samej Jugosławii, ani w enklawie - Miloszević, mimo chwilowego osłabienia własnej pozycji, nie zamierza oddać władzy, nie widać też, by społeczeństwo - po chwilowej eksplozji nieposłuszeństwa - stanowczo tego od niego żądało. Albańczycy powrócili do Kosowa, za to masowo uciekają z niego Serbowie, a witani tam niedawno jak wybawcy żołnierze Sojuszu, walczący w imię obrony praw człowieka, traktowani są jak przeciwnicy, kiedy bronią Serbów. Ogłoszony z dumą Plan dla Bałkanów nadal pozostaje jedynie planem. Mimo wysiłków sił pokojowych trudno oczekiwać, by w najbliższym czasie Serbowie, Chorwaci i Muzułmanie podjęli samodzielnie i w duchu pojednania, trud budowy wieloetnicznego państwa. Nienawiść na Bałkanach trwa. Czy coś w tej sprawie się zmieni, zależy w pewnej mierze i od tego, jakiego wyboru dokona w najbliższym czasie Chorwacja. Niezależnie od tego, kto ostatecznie zostanie w czerwcu rosyjskim prezydentem, Rosja - jak się zdaje - już wybrała: odbudowa silnego państwa (czytaj: imperium) za wszelką cenę, także za cenę śmierci własnych obywateli (tych w rosyjskich mundurach i tych "narodowości czeczeńskiej"). Trwająca od lat społeczna frustracja eksplodowała we wrześniu, po zamachach bombowych w Moskwie i innych rosyjskich miastach falą nienawiści do "obcych" i powszechnym przyzwoleniem dla stosowania przemocy jako instrumentu polityki. Nikt już nie mówi w Moskwie o demokracji i reformach, Zachód z dnia na dzień staje się bardziej przeciwnikiem niż partnerem, do języka polityki i mediów powraca militarny żargon. Rosja coraz wyraźniej staje się wyzwaniem dla europejskiej polityki, tym bardziej że ukraińskie wybory prezydenckie, mimo wygranej Kuczmy, nie przesądziły o rzeczywistym wyborze geopolitycznym samej Ukrainy. A ten wybór może okazać się rozstrzygający dla nowego kształtu kontynentu. Od wyboru Ukrainy zależy bowiem, czy na wschodniej granicy Zachodu pojawią się - mówiąc brutalnie - zasieki z drutu kolczastego, czy też poszerzać się będzie strefa stabilizacji i współpracy. Ukraina sama sobie nie poradzi, a płynący nieubłaganie czas, skraca nie tylko jej, także Zachodowi termin wyboru. Ten wybór jest niezwykle ważny dla Polski - już co prawda zaliczonej w Helsinkach do Zachodu Europy, ale wciąż mającej minimalny wpływ na jego kształt. Decyzje, jakie podejmie Ukraina i decyzje, jakie w ramach euroatlantyckich i europejskich struktur podejmiemy wobec Ukrainy, mogą przesądzić o tym, czy polska granica nie przekształci się trwale w granicę zimnego pokoju. Rok 2000 w polityce międzynarodowej będzie trudny. Mam nadzieję, że wybory i decyzje podejmowane w tym obszarze będą i szybkie i wybiegające dalej niż doraźne interesy poszczególnych państw. Życzę tego politykom i nam wszystkim.