Cotygodniowy felieton z Gościa Niedzielnego (14/2000)
Piszę ten felieton w pierwszym dniu papieskiej pielgrzymki do Ziemi Świętej i próbuję od relacji z bieżących zdarzeń odbić się jak od trampoliny i poszybować myślą ku idącym czasom, nadzwyczajnym perspektywom, niepojętym zagrożeniom. Na naszych oczach pojawia się szansa, że trzy wielkie religie monoteistyczne wyjdą ku sobie z trzech warownych twierdz zbudowanych z poczucia krzywdy, zagrożenia, podejrzliwości.
Polityczne bariery nie pozwoliły Janowi Pawłowi II zacząć pielgrzymiki w Ur, leżącym obecnie w Iraku. Gdyby jednak polityka tych barier nia postawiła, to i tak tylko w marzeniach moglibyśmy sobie wyobrazić idealny początek — spokojną, braterską rozmowę o tym, co się z nami stało od czasu, gdy Abraham ruszył w stronę ziemi Kanaan.
Do takiej rozmowy nikt nie jest jeszcze gotów. Czy jednak z papieskich słów i działań nie można odczytać nadziei na to, że nurt porozumienia i zgody przebije się przez piaski wzajemnych uprzedzeń za jakiś czas? Już dziś wyznawców trzech wielkich religii porzerażają sekularyzacja i materializacja niesione przez globalizm rynku i mediów, siły, które powodują odpychanie, izolację biedy, krzywdy i nędzy — w wymiarze światowym, a także w każdym z państw świata, nie wyłączając najbogatszych. Dziś mamy zmartwienia, które są w pewnym stopniu wspólne. Czy jutro los nie skłoni nas do obronnego współdziałania? Jeśli dziś Papież przypominał, że „trzy monoteistyczne religie uznają pokój, dobro i szacunek dla osoby ludzkiej za swe najważniejsze wartości”, to znaczy, że cierpliwie przygotowuje grunt do trójstronnej rozmowy, jaka może stać się jednym z najważniejszych duchowych i intelektualnych wyzwań niedalekiej przyszłości. Jeżeli nie potrafimy sobie tego wyobrazić, to znaczy, że z naszą wyobraźnią jest nie najlepiej.
Ćwiczoną, sprężystą wyobraźnię powinni mieć politycy, posłowie, senatorowie. Jak bez tej cechy przygotowują narodowi i państwu przyszłość? Wejście z PSL-em w układy w sprawie powoływania Instytutu Pamięci Narodowej miało na celu uniknięcie weta prezydenta przy uchwalaniu ustawy powołującej Instytut. Był to błąd wynikający z zaniku politycznej wyobraźni — jak można było sobie wyobrazić, że formacja polityczna wywodząca się ze stronnictwa podległego PZPR dopuści do funkcjonowania takiej instytucji? To, że teraz koalicja kontynuuje żałosne przedstawienie w sporach o prezesa kolejną odsłoną „Jak wy nam Borusewicza, to my wam Polaczka” nie ma większego znaczenia. Zwłoka trwa już dość długo, aby skompromitować koalicję, a na uruchomienie IPN dalej się nie zanosi.
Z uwagą śledziłem obrady Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego i nawet ucieszyłem się z wyboru Jana Marii Rokity na prezesa. To człowiek zapalczywy, inteligentny, pomysłowy, nie będzie z nim nudno. Chyba potrafi grać w drużynie. Z niepokojem jednak dowiaduję się, że przygotowując się do wyborów parlamentarnych za półtora roku, SKL ostrzy sobie zęby na część elektoratu Unii Wolności. Panowie uruchomcie wyobraźnię! Z kim będziecie tworzyć koalicję, jeśli wam się powiedzie? Czy nie czas sobie przypomnieć, że macie przymiotnik „Ludowe” w nazwie? Czy sprawa „Polska wieś we wspólnej Europie” nie jest najtrudniejszą i najambitniejszą zarazem z tych, które można dla pożytku kraju i własnej popularności rozwiązać? Czy nie czas zwrócić się do wiejskich wyborców z zapytaniem, czy sojusznik SLD, blokujący powstanie Instytutu Pamięci Narodowej, a więc uniemożliwiający artykułowanie prawdy o rozstrzelanym PSL-u czasów stalinowskich ma prawo do tradycji Witosa i Mikołajczyka?
opr. mg/mg