Cotygodniowy felieton z Gościa Niedzielnego (23/2000)
Trudno zaprzeczyć, że ochrona zwierząt to temat wciąż aktualny. Zamysł nadania ochronie zwierząt rangi konstytucyjnej zwrócił na nowo uwagę na ogólniejszą tendencję poszerzania zakresu tzw. wartości konstytucyjnych, tzn. takich, które zostają zapisane w konstytucji i — chronione dzięki temu na wyższym poziomie — nie podpadają pod zwyczajną debatę polityczną. Pierwsze nowoczesne konstytucje zawierały tylko zasady funkcjonowania władzy podzielonej na ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą oraz krótki zestaw praw jednostki, ograniczony do wolności osobistych, praw politycznych i gwarancji własności prywatnej.
Ale niebawem, bo cztery lata po uchwaleniu konstytucji USA, wprowadzono do niej dziesięć poprawek, tzw. kartę praw. Już w wieku dziewiętnastym, ale jeszcze bardziej w dwudziestym, rozbudowuje się prawa zapisywane w konstytucjach. Do praw wolnościowych doszły socjalne, ekonomiczne i kulturalne — prawa podstawowe „kolejnych generacji”. Bodźcem pobudzającym do formułowania i zapisywania tych praw jest zazwyczaj ich (faktyczne lub domniemane) zagrożenie. Ich proklamowanie w konstytucji to wyraz przekonania, że te prawa należą się człowiekowi jako wynikające z jego godności. Właśnie dlatego mówi się o „prawach”.
Nasuwa się jednak pytanie, czy i które spośród tych praw można uznać za możliwe do wyegzekwowania roszczenia, jak je sprecyzować i jak zapewnić ich efektywność? Przede wszystkim zaś trzeba wskazać ich adresata: kto ma obowiązek je wykonać — np. jeśli mówi się o prawie do pracy czy do mieszkania, to kto ma obowiązek dać pracę i mieszkanie? Stąd praw tych nie można dochodzić w sądzie na podstawie konstytucji, ich zapis w konstytucji to deklaracja programu i celów państwa: chociaż nie można sformułować zaskarżalnego roszczenia, to jednak państwo ma obowiązek podejmowania działań służących realizacji tych praw, przede wszystkim przez odpowiednie ustawy, promujące aktywność ludzi (a więc nie dawać pracy, lecz stwarzać prawne warunki rozwoju gospodarczego).
Tak też jest z ochroną zwierząt. Odpowiednie ustawy mogą jej służyć w konkretnych dziedzinach, np. ochrona zwierzyny leśnej, humanitarne obchodzenie się ze zwierzętami domowymi, dyscyplinowanie ich wykorzystywania do celów badawczych. Obowiązki państwa w tej dziedzinie nie ulegają wątpliwości, także ze względu na człowieka — zarówno dzisiejszego, jak też przyszłego. Jednak zapisanie w konstytucji ochrony zwierząt jako celu państwa byłoby przesadą i przyniosłoby więcej szkody niż pożytku. Chociażby dlatego, że nie można wszystkich zwierząt podciągnąć pod jeden prawny strychulec. Bo istnieje wszak różnica między śledziem i koniem, muchą i bocianem, a nawet między psem i świnią (chociaż jedno i drugie to zwierzę domowe). Generalny zapis w konstytucji, gdzie można użyć tylko ogólnej nazwy „zwierzę”, byłby nie do zrealizowania i ośmieszałby samą ideę, boć wtedy żadne prawo nie mogłoby pozwolić np. na deratyzację, nie mówiąc już o kwestii, co począć z robactwem.
Owa forsowana przez ekologów — na szczęście nieudana — próba „konstytucjonalizacji” ochrony zwierząt pokazuje, że przy sięganiu po środki prawne, nie wystarczają wzniosłe cele i dobre chęci.
opr. mg/mg