Cotygodniowy felieton z Gościa Niedzielnego (42/2000)
Budowniczowie autostrad nie mogą liczyć na mnie jako na sojusznika. Nie chcę być sojusznikiem tego, co bez mojego popychania i tak toczy się jak rozpędzony głaz w skalnej lawinie. Niepotrzebne moje popychanie tam, gdzie działają wielkie konsorcja budowy dróg, transportu, handlu zagranicznego.
W Norwegii równolegle z rozbudową autostrad realizowano program budowy lokalnych dróg. Do każdego miejsca, w którym mieszkają ludzie, prowadzi wstążka równego, trwałego asfaltu. To nie było tanie, bo znaczna część ludności mieszka w rozproszonych osiedlach otoczonych górami, trzeba było budować tunele, mosty nad fiordami i rzekami. Na szczęście Norwegia ma złoża ropy naftowej, rząd jest bogaty.
U nas jest biednie. Nawet Warszawa musiała efektowny most na osi Świętokrzyskiej włączyć w ruch miejski nie w stylu XXI, ale XIX wieku — nie stać nas było na dwupoziomowe skrzyżowania — sygnalizacja świetlna dodatkowo dławić będzie ruch na Wisłostradzie, która i bez tego zatyka się już na wiele godzin każdego dnia. Biednie jest i dlatego przybywa wsi, do których dojazd jest wyprawą w zapomniane czasy, gdzie marny asfalt zamienia się w tor przeszkód.
Polska jest biedna, ale ma wspaniałych społeczników. Miałem ostatnio przyjemność i honor spotkać się z entuzjastami pracującymi nad strategiami rozwoju województwa dolnośląskiego. To są ludzie, z którymi przyjemnie się kłócić, bo nie chodzi im o sławę, zarobek czy ambicje — chodzi im o wymyślanie, jakby tu lepiej, mądrzej, ładniej. O różnych inicjatywach dowiaduję się z zachwytem. Ot, choćby o szkole w Kunkach, koło Olsztynka, która nie dała się zamknąć i istnieje oraz rośnie jako szkoła im. Bezdomnego Burka. A mnie rośnie serce, bo wiadomo, że szkoła nie musi być duża i bogata, musi mieć tylko ducha i serce. W Nadliwiu Fundacja Apostolstwa Eucharystycznego dla Dzieci Niepełnosprawnych Dzieci—Dzieciom z księdzem Krzysztofem Małachowskim na czele chce otworzyć Integracyjną Szkołę Filmową dla Dzieci Niepełnosprawnych. Szalona inicjatywa, więc pewnie się uda.
Społecznicy ze wszystkich stron kraju powinni też skrzyknąć się dla obrony idei dróg lokalnych — asfaltu do każdego polskiego progu. Inaczej wjedziemy autostradami do Europy, a miliony Polaków zostaną za wertepami, wybojami, kałużami i trzęsawiskami, w matecznikach niedostatku, frustracji i wrogości. Taką inicjatywę poparłbym z entuzjazmem.
Wyczytałem w prasie, że Rząd Portugalii zaniepokoił się sygnałami o narastającej wśród dzieci i młodzieży obojętności wobec tradycji państwowych i narodowych. Zafundowano więc uczniom zestaw: mapa Ojczyzny, kaseta z hymnem, flaga narodowa. Zapewne dodano do tego jakiś program lekcji wychowawczych. Czy taka akcja poskutkowałaby w Polsce? A może w Polsce jeszcze nie musimy podejmować starań o umocnienie tożsamości, o identyfikację z symbolami?
W wolnym kraju młodzi mężczyźni mogliby dostawać szkołę patriotyzmu w wojsku. Tak bywało, ale nie wiem, czy i dziś możemy na to liczyć. Armia się redukuje, a w tej zredukowanej tylko połowa to żołnierze z poboru. Poza tym co czwarty poborowy już miał konflikt z prawem — a to właśnie oni, wytatuowani, nadają ton. Brutalizacja obyczajów, wulgaryzacja języka, tolerancja dla pijaństwa, spadek dyscypliny — to wszystko nie tworzy klimatu moralnego do pracy wychowawczej.
Dopóki nas nie stać na asfalt łączący wszystkich Polaków, strzeżmy symboli w rodzinach i w szkołach. Pamiętacie, jak się kiedyś mawiało? Ojczyzna w potrzebie.
opr. mg/mg