Cotygodniowy komentarz z Gościa Niedzielnego (9/2001)
Bezrobocie rośnie lawinowo i w styczniu dotknęło już 2 mln 835 tys. osób. Rzeczywistość ludzi pozostających bez pracy jest jednak o wiele czarniejsza, niż wynika ze statystyk. Wielu z nich nie jest zarejestrowanych w urzędach pracy, a ponad trzy czwarte tych, którzy figurują w statystykach, nie ma prawa do zasiłku. Większość pracy szuka od lat i jest na nią za stara, za młoda lub za mało wykształcona. W rejonach popegeerowskich, mało uprzemysłowionych lub przechodzących restrukturyzację — zdarza się, że pracy nie ma nawet co drugi mieszkaniec w wieku produkcyjnym. Dobrych wiadomości nie mają też demografowie. Za kilka miesięcy do urzędów pracy zgłosi się kolejny rocznik absolwentów z „wyżu demograficznego” oraz świeżo upieczeni magistrowie, których też będzie więcej niż w latach poprzednich. Żeby zatrzymać wzrost bezrobocia na obecnym — i tak bardzo wysokim poziomie — należałoby w najbliższych dziesięciu latach stworzyć 1,5 miliona miejsc pracy.
To się nie uda bez zdecydowanego pobudzenia gospodarki, o czym mówią już zgodnym głosem politycy, pracodawcy i związkowcy. Trzeba więc zadbać o lepsze warunki makroekonomiczne, w pierwszej kolejności o obniżkę stóp procentowych, która pozwoli na zaciąganie tańszych kredytów, m.in. inwestycyjnych. Inwestycje to nowe miejsca pracy. Rozwój przedsiębiorstw hamuje też utrzymujący się od kilku miesięcy bardzo niski kurs dolara, który powoduje, że eksport stał się mniej opłacalny. A przecież to właśnie eksport ratuje wiele przedsiębiorstw przed upadkiem, bowiem popyt konsumpcyjny w kraju jest coraz niższy.
Wysokie koszty zatrudnienia pracowników: podatek, ZUS, składka na PFRON, zasiłek w pierwszych tygodniach choroby, wysokie stawki za nadgodziny... — skutecznie odstraszają pracodawców od powiększania liczebności załogi. Podobnie jak niektóre niekorzystne dla nich rozwiązania zawarte w kodeksie pracy, narzucające wysoki — ich zdaniem — pułap płacy minimalnej, czy też mało elastyczny tryb zawierania umów na czas określony. Zmiana tych przepisów budzi jednak sprzeciw większości związków zawodowych, które bronią praw pracowniczych, ale czasami również przywilejów.
Potrzeba więc zgody polityków i związkowców na pewne preferencje dla przedsiębiorców tworzących nowe miejsca pracy. Tylko taka forma interwencji w gospodarce jest dopuszczalna i przyniesie trwałe efekty. Na nie jednak będziemy musieli poczekać co najmniej kilka lat. Do tego czasu potrzebne jest jeszcze jedno zdecydowane działanie państwa: zwiększenie środków na pomoc społeczną.
opr. mg/mg