Polityka w cieniu terroru

Cotygodniowy komentarz z "Gościa Niedzielnego" (39/2001)

Od ataku terrorystów na Stany Zjednoczone minęły dwa tygodnie. Reakcje społeczeństw są takie, jakich mogliśmy się spodziewać. Amerykanie skonsolidowani, Europejczycy podzieleni, Polacy pełni obaw, ale gotowi do pomocy. Świat islamski zaszokowany skutkami ataku częściowo się cieszy, w większości jednak uważa krwawy atak za szkodliwy dla Arabów i islamu. Reakcje, o których mówię, mają jednak wymiar przede wszystkim moralny. Po pierwszym szoku przyszedł jednak czas na polityków. Prezydent Bush, przedstawiany przez liberalne media w czasie kampanii wyborczej jako poczciwy głupek, okazał się osobą z charakterem. Jego decyzje akceptowane są przez ponad 90 proc. Amerykanów. A są to decyzje twarde. Wojna z terroryzmem aż do całkowitego zwycięstwa. ?Tragedia, jaka dotknęła Amerykę, wyznaczyła nową misję dla naszego kraju, walkę o wolność nie tylko dla siebie, ale dla całego świata? - mówił przed połączonymi Izbami Kongresu. Były to ważne słowa. Współczesnej polityce brakowało wyraźnych celów, wyraźnych odniesień do świata wartości. Paradoksalnie, zbrodniarze, atakując Waszyngton i Nowy Jork, zmusili Zachód do powrotu ku korzeniom polityki, pośrednio Zachód wzmacniając. Czas pokaże, czy to wzmocnienie ma charakter trwały. Częściowo zależy to od determinacji Europy w poparciu Stanów Zjednoczonych. Europy, a więc i Polski. Otwarte pozostaje także pytanie o rolę Rosji i Chin w procesie walki z terroryzmem. Wyraźnie widać, że politycy rosyjscy postanowili wykorzystać okazję, by na fali potępienia terroryzmu uzyskać akceptację świata dla swoich działań w Czeczenii. Robiliśmy to samo, co teraz Amerykanie - powiada Moskwa, kreując się na pierwszą ofiarę islamskiego terroryzmu. Co gorsza, rosyjska pomoc jest Stanom Zjednoczonym potrzebna. Zarówno ze względu na rosyjskie doświadczenia z Afganistanu, jak i z powodu wpływów rosyjskich w Azji Środkowej. Prezydent Bush podczas przemówienia w Kongresie zwrócił się do premiera Wielkiej Brytanii, mówiąc, że Ameryka nie ma pewniejszego przyjaciela od Zjednoczonego Królestwa. Jeżeli Waszyngton nie będzie mógł w swojej wojnie z terroryzmem liczyć na całą Europę, to okaże się, iż przyjacielem USA staje się Rosja. To zaś postawić może pod znakiem zapytania proces rozszerzenia NATO (kraje bałtyckie), a nawet całą politykę mozolnego rozszerzania Zachodu. Polski interes narodowy wiąże się ściśle z polityką, o której przed chwilą wspomniałem. Dlatego też (pomijając oczywiste względy moralne) powinniśmy wraz z Londynem stanąć w szeregu pewnych sojuszników Ameryki.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama