Bez świadomej zgody. Skoro Polacy nie chcieli „edukacji zdrowotnej” po dobroci…

Co zrobić z przedmiotem, którego nie chce 70 proc. rodziców? Wcisnąć go do szkół bez pytania.

„MEN już taką decyzję podjął i w tej chwili tylko czeka na ogłoszenie” – mówił niedawno Zbigniew Barciński ze Stowarzyszenia Pedagogów NATAN. Odnosił się do EZ, która w tym roku weszła do szkół jako przedmiot nieobowiązkowy. Projekt zakończył się klapą – 70 proc. uczniów wypisano z „edukacji zdrowotnej”. Ministerstwo mogło z tego wybrnąć na kilka sposobów. Można było wycofać przedmiot, którego zdecydowana większość rodziców i pełnoletnich uczniów nie chce. Można było zmienić w nim to, co wzbudzało największe opory. Można było też inaczej go opakować, ale podać uczniom to samo.

Resort edukacji nie wybrał nawet tego ostatniego rozwiązania. W rozporządzeniu dotyczącym nowej podstawy programowej (projekt jest na stronie ministerstwa, do 18 grudnia można wziąć udział w konsultacjach) EZ po prostu jest. I nie ma mowy o tym, by miała być przedmiotem fakultatywnym. W dodatku do „edukacji zdrowotnej” przesunięto część tematów z biologii. Nie usunięto też z podstawy najgorszych fragmentów – czyli genderowej ideologii. Nawet więcej, jak zwracał uwagę Zbigniew Barciński, w listopadzie odbyły się szkolenia dla nauczycieli EZ, podczas których usłyszeli oni, że powinni się zwracać do uczniów imieniem zgodnym z płcią, którą podopieczni sami sobie wybrali. Na tym samym szkoleniu mówiono, że rozwiązaniem dla młodych ludzi z dysforią płciową jest operacja (czyli obcięcie piersi lub jąder).

Ministerstwo nie ukrywa zbytnio swoich planów. I niestety nie jest to tylko dobra mina do złej gry i po klapie nowego przedmiotu. EZ ma być. Skoro nie ma zgody, to będzie bez pytania o zgodę.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu. Jeśli chcesz wesprzeć naszą działalność, możesz to zrobić tutaj.

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama