Tak, jestem Europejczykiem

Cotygodniowy felieton z "Przewodnika Katolickiego" (21/2003)

Czyżby ktoś z czcigodnych utracjuszy raju był zaskoczony moją deklaracją? Ależ ja, naprawdę, jestem Europejczykiem Pół wieku temu przyszedłem na świat i dorastałem w całkiem niebrzydkim mieście europejskim - Poznaniu.

Owszem, przedziwnym zrządzeniem historii, nie bez akceptacji ówczesnych przywódców innych, europejskich państw, moje rodzinne miasto - tak jak, niestety, cała Ojczyzna znalazło się w sowieckiej strefie wpływów. I właśnie z tej przyczyny nie miało szansy stać się ani zamożnym, ani szczególnie atrakcyjnym dla turystów. Cóż, bolszewicy i ich wierni wyznawcy tak bardzo byli pochłonięci swoją mesjanistyczną utopią, iż nie mieli czasu zatroszczyć się ani o godziwą egzystencję ludzi, ani o roztropne rządy. Nic dziwnego: kto ubóstwia ludzkość, często zapomina o człowieku.

Choć i tak - jak na podłe, komunistyczne warunki egzystencji - moje miasto rozwijało się nie najgorzej. Chciałbym zobaczyć inne miasta europejskie, choćby Londyn, Rzym czy Paryż, gdyby tak długo rządzili nimi nieudacznicy spod znaku sierpa i młota. Nietrudno sobie wyobrazić, co działoby się nad Tamizą, Tybrem czy Sekwaną. Rzeki przypominałyby, zapewne, jeszcze bardziej kolektory ścieków, a Pałac Buckingham, Kapitol i Wersal zostałyby zasiedlone zniewolonymi rodzinami pracowników miejscowych kołchozów. Zresztą, kto wie, czy nie doprowadzono by ich do stanu totalnej ruiny, przekształcono na muzea bezbożnictwa, ewentualnie - siedziby zarządu kołchozów? Ze szczytów wieży Tower, Kapitolu i Wieży Eiffla powiewałyby czerwone sztandary z sierpem i młotem, zaś mali Londyńczycy, Rzymianie i Paryżanie zostaliby zmuszeni do prowadzenia korespondencji z pionierami ze Związku Sowieckiego i recytowaliby wierszyki ku czci bożków komunizmu.

Tak, jestem Europejczykiem. Dla jakich powodów zdobywam się na taką deklarację chyba nikomu, spośród zacnych utracjuszy raju, tłumaczyć nie muszę. W ostatnich dniach na ulicach naszych miast pojawiło się bowiem tyle billboardów z podobnymi oświadczeniami, że jedno więcej nie powinno nikogo specjalnie zadziwić. Zwłaszcza, że moja deklaracja jest szczera, zaś w gronie innych "Europejczyków" są i tacy, którzy dali się dobrze poznać jako "prawdomówni inaczej". Jak choćby ów żałosny polityk, który kiedyś szedł w zaparte, że jest magistrem, choć to nieprawda, albo jego małżonka, która uroiła sobie, jakoby wyszła za "pomazańca Bożego".

Po tym, jak przed laty prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej John F. Kennedy oświadczył: "jestem berlińczykiem", nie powinny nas dziwić żadne, choćby najbardziej ekscentryczne wyznania. Nawet i takie, gdy jakiś dziad proszalny oświadczy: "Tak, jestem Europejczykiem". Wprawdzie nie jestem pewien, czy po takowym wyznaniu będzie to już "europejski dziad proszalny", ale i tak nie mam wątpliwości, iż lepiej by było, gdyby było dobrze. Bo powiadają, że kto marzy o tym, żeby było lepiej, powinien głosować na "tak". Czyżby? Ja mogę dopowiedzieć jeszcze, że byłoby dobrze, gdyby było lepiej, ale i tak nie wierzę, iż tak się stanie po naszym zbiorowym "tak" dla dziwacznej struktury, jaką jest Unia Europejska.

Tak, tak - jestem Europejczykiem! I właśnie dlatego ów socjalistyczny eksperyment na żywym organizmie Starym Kontynencie - budzi mój zdecydowany sprzeciw. Bo, jako Europejczyk z krwi i kości, dobrze życzę mojemu kontynentowi, jego mieszkańcom, a zwłaszcza własnym dzieciom. Jaki los nas czeka?


opr. mg/mg



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama