Cotygodniowy komentarz z "Przewodnika Katolickiego" (12/2004)
W wyborach parlamentarnych w Hiszpanii socjaliści zwyciężyli prawicę premiera Jose Marii Aznara. Zwycięstwo lewicy jest zaskoczeniem - jeszcze dwa tygodnie temu sondaże zapowiadały pełen sukces partii hiszpańskiego premiera.
Co się zdarzyło w ciągu tych dwóch tygodni? Odpowiedź zna każdy, kto oglądał dzienniki. Potworny zamach bombowy na madryckim dworcu spowodował ponad 200 ofiar śmiertelnych, a ponad tysiąc osób zostało rannych.
Nie sposób nie odnieść wrażenia, że tragiczny zamach z 11 marca, jakim ugodzono Madryt, przyniósł efekt. Jeśli autorem zamachu była baskijska ETA, to masakra madrycka mogła skłonić wyborców do odrzucenia partii, która prowadziła wobec zbrojnego ramienia baskijskich separatystów bardzo surową i zdecydowaną politykę. Jeśli jednak sprawcą zamachu była islamska Al-Kaida, to jej liderzy mogą pogratulować sobie znacznie większego sukcesu - wybuch pomógł odsunąć od władzy Hiszpanii partię, która poparła Amerykę w ich operacji przeciw Irakowi i wysłała hiszpańskie wojska do pomocy w stabilizowaniu byłego imperium Saddama Husajna.
Już następnego dnia po wygranej socjalistyczny kandydat na premiera zapowiedział wycofanie wojsk hiszpańskich z Iraku.
Terror pokazuje nam swoją diabelską twarz. Terroryści liczą na wywołanie strachu i zamieranie woli oporu. W liście przyznającym się do zamachu jasno podkreślono, że Hiszpanię ukarano za udział w operacji w Iraku. Tym samym terroryści sugerują, że wystarczy być neutralnym, by uzyskać trochę więcej szans na bezpieczeństwo. To złudna logika, której ulegają niekiedy ofiary szantaży. Prześladowca zawsze doskonale wyczuwa każdy moment słabości ofiary, a spełnianie jego warunków tylko eskaluje żądania. Właśnie teraz Europa powinna skupić się duchowo i pokazać solidarną wolę oporu wobec terroru.
Warto rozważyć powstanie agencji zajmującej się wyłącznie koordynowaniem walki z terrorem w krajach Europy.
Rewizji wymaga też krytyczna postawa wielu państw europejskich wobec polityki Stanów Zjednoczonych w kwestii walki z państwami popierającymi terror. W ciągu ostatnich lat można było odnieść wrażenie, że dla wielu europejskich intelektualistów prezydent George Bush to realniejsze zagrożenie niż Osama bin Laden.
Polakom nie trzeba przypominać obowiązku solidarności z Hiszpanią. Jeszcze w dniu zamachu na madrycki dworzec - dziesiątki mieszkańców stolicy paliły świeczki pod płotem ambasady Hiszpanii w Warszawie. Polacy poparli Hiszpanię, gdy osiem państw europejskich napisało list wyrażający zrozumienie dla amerykańskiej interwencji w Iraku. Hiszpańscy żołnierze walczyli ramię w ramię z naszymi żołnierzami w tym kraju. Czy teraz pozostawią nas i powrócą do domu?
Warto, by polskie zdecydowanie w walce z terrorem natchnęło inne kraje Europy. Polem walki z terrorem jest już nie tylko górzysty Afganistan, duszny Bagdad, ale także i ulice europejskich miast.
opr. mg/mg