Kiedy ręka rękę myje

Cotygodniowy felieton z "Przewodnika Katolickiego" (22/2004)

Niedawno unijny urząd statystyczny podał, iż w pierwszym kwartale br. produkt Krajowy Brutto dwunastu państw strefy euro był blisko czterokrotnie niższy, aniżeli USA. Jak to się ma do wcześniejszych zapowiedzi przywódców UE, że gospodarki krajów członkowskich będą się rozwijać najbardziej dynamicznie na świecie? A wedle danych zawartych w roczniku światowej konkurencyjności (WCY) na 2004 r. - wydaje go szwajcarska szkoła biznesowa IMD - kryzysowi demograficznemu w krajach zachodnich UE towarzyszy m.in. niski wzrost gospodarczy i narastający deficyt budżetowy. Można więc żywić obawy, że przeregulowana gospodarka unijna będzie się bronić przed konkurencyjnością gospodarek nowych państw członkowskich, także i Polski.

Tymczasem biurokracja unijna wdziera się w rozmaite sfery naszego życia, np. zaczął obowiązywać system HACCP, wprowadzający rygorystyczne przepisy higieniczne w kuchniach rozmaitych barów, a także stołówek działających w urzędach, przedszkolach i szkołach. Czystości nigdy nazbyt wiele, zwłaszcza w zagrożonym zatruciami żywieniu zbiorowym, ale po co przekraczać granice śmieszności? Kierownicy owych przybytków kulinarnych mają obowiązek odnotowywania w specjalnym zeszycie każdorazowe (!) umycie rąk przez kucharki. To jeszcze „małe miki", bo - zgodnie z wymogami unijnymi - w barach i restauracjach przy każdej umywalce ma wisieć instrukcja mycia rąk! Warto się z tą kuriozalną instrukcją zaznajomić, bo może się okazać, że niejeden z nas od dzieciństwa ani razu nie umył poprawnie swoich dłoni. I dopiero będzie wstyd - na całą Europę! Zanim rozpoczną się kontrole inspektorów Sanepidu, cieszcie się, zacni utracjusze raju, że nie zbiurokratyzowano jeszcze prania skarpetek.

A ręce radzę szorować od tej pory zgodnie z instrukcją, bo w razie wpadki tłumaczenie się nic nie da: nieznajomość prawa nikogo przecież nie usprawiedliwia. Z tego, zresztą, powodu wszyscy możemy mieć kłopoty, skoro komplet aktów prawnych UE w polskiej wersji językowej liczy, bagatela, dziewięćdziesiąt tysięcy stron! Milej lektury, oczywiście jeśli kogo na nią stać, bo w wersji drukowanej ów zbiór ma kosztować dwa tysiące, a w elektronicznej - tysiąc euro.

Czy w tej sytuacji można się dziwić senatorowi Stokłosie, specjalizującemu się w wyrobach rzeźniczych i utylizacji padliny, iż tak bardzo zabiegał o zdezynfekowanie dziennikarzy TVP, którzy urządzili mu najazd na Śmiłowo? Przybyli tam z kamerami, bo okoliczni mieszkańcy nie chcą kolejnego zakładu utylizacji tzw. odpadów szczególnego ryzyka - mają już dość nieszczególnych zapachów owiewających okolicę. Ale cóż tam klimat czy przymusowa kąpiel: i tak mają szczęście, że senator nie zechciał ich zutylizować, skoro wkroczyli na prywatny teren, zwany „Stokłosowem".

Zaś dosadne słowa senatorowej małżonki, wygrażającej dziennikarzom, iż wyszoruje im szczotkami ryżowymi to i owo, były niczym przy sulęcińskim występie Jana Borysewicza. Znany z wcześniejszych wyskoków lider Lady Pank - szczegóły występu sprzed lat przed dziećmi przemilczę, bom chłop i mi za niego wstyd - wykrzykiwał teraz ze sceny, podczas prounijnej imprezy: „Wy tam, w tych garniturach, w... z tych ławek! Dla emerytów nie gramy!" I tak wyrzucił gości z Niemiec, Holandii i Francji oraz władze wojewódzkie. Teraz burmistrz Sulęcina chce przeprosin i zwrotu wypłaconego honorarium.

Bo łatwiej umyć ręce, choćby wedle instrukcji, niż zachować przyzwoitość.

 

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama