Dziennikarzom po łapach

Cotygodniowy komentarz z "Przewodnika Katolickiego" (48/2004)

Prokuratura Okręgowa w Kaliszu prowadzi śledztwo w sprawie ujawnienia przez dziennikarzy „Rzeczpospolitej" i „Gazety Wyborczej" szczegółów zatrzymania i aresztowania znanego lobbysty Marka Dochnala. Prokuratura uznała, że doszło do przestępstwa ujawnienia tajemnicy śledztwa i trzeba szukać winnych. W tym celu zwróciła się do Telekomunikacji Polskiej i do operatorów telefonii komórkowej o udostępnienie billingów dziennikarzy, którzy opisali historię z Dochnalem.

Jeśli prokuraturze udałoby się zrealizować plany i wydobyć od firm telefonicznych szczegółowe dane o tym, z kim rozmawiają dziennikarze, to konsekwencje takiego „sukcesu" organów ścigania byłyby nieobliczalne.

Żurnaliści, którzy pierwsi opisali aresztowanie Dochnala, należą do wąskiej grupy dziennikarzy, którzy zajmują się profesjonalnie i z reguły z dobrymi skutkami dziennikarstwem śledczym. Ten rodzaj dziennikarstwa jest wszędzie na świecie trudny i wymagający, a w Polsce być może wyjątkowo trudny. Dziennikarze, którzy wyciągają na światło dzienne kłopotliwe i z reguły mętne sprawki wielkich tego świata, korzystają z różnych źródeł informacji. Część informatorów to oczywiście policjanci, prokuratorzy i inni państwowi funkcjonariusze, którzy z narażeniem swojej kariery zawodowej przekazują dziennikarzom informacje o różnego rodzaju matactwach i przekrętach „władzy". Często bez ich współpracy ujawnienie różnego rodzaju niegodziwości nie byłoby możliwe. Często dla dobra publicznego ludzie z różnych instytucji państwowych muszą spiskować z dziennikarzami przeciw swoim zwierzchnikom. Bez takiej współpracy wiele skandalicznych i bardzo ważnych dla opinii publicznej informacji nigdy nie ujrzałoby światła dziennego. Dotyczy to także działalności prokuratury i tego, w jaki sposób jest wykorzystywana do politycznej wałki. Tak to jest w III RR

Teraz, kiedy właśnie ta III RP trzeszczy w szwach pod naporem informacji wydobywanych przy okazji ujawniania afery Orlenu, prokuratorzy uznali za stosowne dać po łapach żurnalistom. Do dzisiaj podstawą działania dziennikarzy śledczych jest ścisłe zachowanie tajemnicy dziennikarskiej. Informator dziennikarza musi mieć pewność, że dziennikarz go nie wyda, że ich kontakty pozostaną w sekrecie. Jeśli prokuratorzy wydobędą billingi i zrobią z nich użytek, to proszę mi pokazać takiego odważnego, który po tym wszystkim zadzwoni do dziennikarza.

Byłby to sukces nie praworządności i nie prawa, ale sukces tych wszystkich, którym jawność życia publicznego jest solą w oku. Oczywiście można powiedzieć, że prokuratorzy nie powinni ujawniać dziennikarzom tajemnic śledztwa. Można powiedzieć, że dziennikarze powinni być odpowiedzialni za stówo i czasem nawet powstrzymywać się od publikacji informacji, które państwu mogłyby wyrządzić szkodę. Rzecz w tym, że główny polski problem polega nie na nieodpowiedzialności dziennikarzy, ale na tym, że wiele mechanizmów władzy i biznesu w Polsce jest skrywana przed opinią publiczną. Najdziksze wybryki prasy to nic wobec tego, co dzieje się w polskim państwie. Zakulisowa działalność ludzi, którzy psują polską politykę, którzy sprzedają nasze wspólne interesy i służbę państwową traktują wyłącznie jako możliwość dorobienia się - oto gangrena, która korumpuje społeczne mechanizmy. Jeśli dziś prokuratura uznała, że warto zniszczyć zaufanie do tajemnicy dziennikarskiej w imię wytropienia kogoś z policji czy prokuratury, który kontaktuje się z dziennikarzami, to można tylko pogratulować wyczucia.

Publicysta

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama