Co robić? - instrukcja z 1895 roku

Cotygodniowy komentarz z "Przewodnika Katolickiego" (3/2005)

Jak wyglądał świat w 1895 roku, gdy ukazał się pierwszy numer „Przewodnika Katolickiego"? 110 lat temu - na przełomie romantycznego XIX wieku i nowego XX wieku, który miał przynieść postęp i powszechne szczęście? Jak czuli się wtedy katolicy?

Zwolennicy naukowego światopoglądu stanowili wówczas niezwykle ofensywny obóz. Zwolennicy scjentyzmu, zwani wówczas radykałami, spychali Kościół katolicki do narożnika. W Prusach rozpętali antykatolicki „kulturkampf". We Włoszech doprowadzili do zjednoczenia tego kraju i likwidacji Państwa Kościelnego. We Francji w 1905 roku doprowadzili do konstytucyjnego rozdziału państwa od kościoła i usunięcia z przestrzeni publicznej wszelkiej symboliki katolickiej.

W elitach intelektualnych szczytem szyku było powtarzanie za Nietzschem, że Bóg umarł. Młodzi pisarze w kawiarniach Warszawy, Lwowa i Krakowa zachwycali się Stanisławem Przybyszewskim i jego fascynacją „szatanem -pierwszym buntownikiem". Młode rewolucjonistki lansowały hasła walki z „rodzinocentryzmem" i głosiły tezy, że katolicyzm jest odpowiedzialny za przemoc wobec kobiet w rodzinie.

W elitach politycznych w modzie było zastanawianie, się jak długo jeszcze istnieć będzie Państwo Watykańskie, otoczone ze wszystkich stron przez antyklerykalne Włochy.

Nacjonaliści z kolei szydzili z katolików, wskazując, że ich hasła pokoju w Europie to przejaw braku wiary w swój naród. Zarówno miłośnicy kajzera Wilhelma, jak i „prawdziwi Rosjanie" cara Mikołaja wierzyli, że przyszłość Europy musi rozstrzygnąć się w konflikcie Słowian i rasy germańskiej. Obu stronom katolicy zawadzali.

Pruscy militaryści kpili z katolicyzmu jako obcej naleciałości na niemieckiej duszy, religii słabości i tchórzostwa. Wiary odciągającej uwagę od nakazów niemieckiej misji na świecie.

Z kolei prawosławni ideolodzy panslawizmu snuli wizje zdobycia przez Rosję władzy nad zachodnimi Słowianami.

Polacy z Poznańskiego, Ukraińcy z Galicji czy Czesi mieli porzucić „łaciński obłęd" i powrócić na łono prawosławia.

Wśród tych pysznych wizji i butnej pewności siebie - nachylali się nad pierwszymi numerami „Przewodnika Katolickiego" jej redaktorzy.

Błyskotliwym teoriom i modnym dziełkom mogli przeciwstawić jedynie niezbitą wiarę, że „On jest". Że przesłanie Chrystusowe to jedyny ratunek przed ludzkim szaleństwem i ideologicznym zacietrzewieniem.

Zauważmy, jak wiele problemów i wyzwań ideowych, przed jakim stali założyciele „Przewodnika" - powtarza się dziś w dosłownie bliźniaczej kopii.

Poznańscy ojcowie z przełomu wieków nie tracili ducha i potrafili szukać nowoczesnych form - jak to byśmy dziś powiedzieli - przekazu medialnego. Ale nie uczyniliby nic bez wiernych czytelników, którzy nie mieli ochoty ani na pisemka Hakaty, ani na socjalistyczne manifesty.

Dziś także są w Polsce miliony, które czują, że minister Środa niewiele wie o życiu, a „Big Brother" nie wyjaśnia nam tajemnic człowieczeństwa. Może warto wertować stare roczniki „Przewodnika" i przypomnieć sobie, skąd nasi pradziadowie brali w sobie siłę ducha. I skłonić z szacunkiem głowę przed wysiłkiem łańcucha pokoleń.

Publicysta

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama