Bitwa o pamięć

Cotygodniowy felieton z "Przewodnika Katolickiego" (11/2005)

Podczas gdy jedni walczą o pamięć przeszłości, drudzy manipulują faktami, konfabulując historię, a jeszcze inni zachęcają do masowej amnezji w imię... przyszłości. Ostatnio namiętne dyskusje wywołała książka Annę Applebaum „Gułag": czy Rosja rozliczy się kiedyś przed Europą za potworne zbrodnie komunizmu i okupację sporej części państw tego regionu świata? Bo obecnie prowadzi raczej politykę wypychania w niepamięć tego, co się stało, podsycając jedynie mit wojny ojczyźnianej. I dlatego zbrodnie komunizmu nie funkcjonują w masowej wyobraźni.

Ale faktu, że była to ideologia zbrodnicza, nie chcą także przyjąć do wiadomości tzw. lewicowi intelektualiści na Zachodzie. Zostali ukąszeni Heglem, więc protestują przeciw zestawianiu nazizmu z komunizmem i nawet liczby, które krzyczą: 20 milionów ofiar nazizmu i 100 milionów komunizmu, nie przemawiają do ich sumień. Odrzucają straszną prawdę, jakby nie wiedzieli, że pamięć jest konieczna dla zachowania własnej tożsamości.

Tymczasem Rosja zgromiła nas niedawno, jak młokosów, za krytyczne spojrzenie na Jałtę, wypominając powiększenie terytorium Polski na północy i zachodzie. Zabrzmiało to jak stanowisko Związku Sowieckiego, którym rządził Józef Stalin, ten co to „usta słodsze miał od malin". Szkoda tylko, że rosyjski MSZ nie zająknął się ani o naszych Kresach Wschodnich, ani o napaści na Polskę, ani o Katyniu, ani o „żelaznej kurtynie", ani o uszczęśliwieniu nas na siłę komunizmem. Propaganda zakłamywania historii trwa.

Czy trzeba, doprawdy, przypominać, czym był porządek jałtański? W lutym 1945 r. w Jałcie, uzdrowisku na Krymie, Stalin, Roosevelt i Churchill dokonali podziału stref wpływu w Europie. Alianci dopuścili się tam zdrady sojuszniczego rządu londyńskiego Polski, który był przez nich uznawany. Wbrew układowi polsko-brytyjskiemu z 1939 r., który stanowił, że nie będzie dyskusji z państwami trzecimi na temat granic partnera, ustalono wschodnią granicę Polski na linii Curzona, czyli w pasie demarkacyjnym z czasów wojny polsko-bolszewickiej 1920 r. I to, że rządem będzie tzw. Komitet Lubelski.

I nas Jałta miałaby nie boleć? Mielibyśmy być wdzięczni za to, że staliśmy się pionkiem na mapie w rękach cynicznych władców świata? Powinniśmy raczej zmontować koalicję państw, które w Jałcie zostały potwornie skrzywdzone. Niedawno w Bratysławie Putin bronił paktu Ribbentrop-Mołotow, dając kolejny dowód używania historii do celów politycznych. Może już czas zademonstrować polskie stanowisko i np. zbojkotować majowe uroczystości w Rosji z okazji sześćdziesiątej rocznicy zwycięstwa. Bo też czyje to było zwycięstwo - nasze? Zostanie odsłonięty pomnik z sylwetkami żołnierzy państw koalicji antyhitlerowskiej, ale polskiego żołnierza tam nie ma. Może więc jednak wysiać delegację do Rosji, która twardo wyartykułuje nasze stanowisko? Tylko kto miałby to uczynić - prezydent Kwaśniewski?

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama