Pomarańczowa rewolucja a Cmentarz Orląt

Cotygodniowy komentarz z "Przewodnika Katolickiego" (25/2005)

W zasadzie wszystko zostało dogadane. Strona ukraińska zgodziła się na powrót na cmentarz pomników Lotnika Amerykańskiego i Francuskiego Piechura, Polacy zrezygnowali z lwów i zaproponowali, by ostateczna wersja napisu na głównej płycie nekropolii brzmiała „Żołnierzowi Polskiemu poległemu za Ojczyznę". Chodziło tylko o to, aby oficjalnie datę otwarcia Cmentarza Orląt - 24.06 - ogłosili nie politycy, ale samorząd miasta Lwowa. Po pierwsze, dlatego że cmentarz znajduje się w gestii miejscowych władz, po drugie, bo to radni przez lata blokowali sprawę uroczystego otwarcia. Tymczasem radni znowu postawili na swoim. Teoretycznie zaakceptowali porozumienie, praktycznie kilku z nich zgłosiło zastrzeżenia do już uzgodnionego napisu. Kilkugodzinna debata zakończyła się niczym. Podjęcie decyzji odłożono do najbliższego posiedzenia. W ten sposób sprawa, którą obie strony zgodnie uważają za probierz dobrych polsko-ukraińskich stosunków, dalej pozostaje niezałatwiona. I to pomimo osobistego zaangażowania prezydenta Ukrainy Wiktora Juszczenki. Pomimo, a może właśnie z powodu, tego zaangażowania. Nie jest bowiem wykluczone, że chodzi nie tyle o sam cmentarz czy niechęć lwowian do poległych w walkach z Ukraińcami Polaków, co o czysto wewnątrzukraińskie rozgrywki pomiędzy premierem a prezydentem. Porozumienie zablokowali radni z BJuTy, czyli bloku Julii Tymoszenko. Pytana o to podczas piątkowej wizyty w Polsce pani premier najpierw oznajmiła, jak bardzo jest Polakom wdzięczna za pomoc podczas pomarańczowej rewolucji, potem miękko starała się usprawiedliwić wątpliwości lwowian, a na koniec zapewniła, że wystosuje specjalny list do lwowskiego samorządu i że sprawa zostanie załatwiona. Przy pomocy i za pośrednictwem Julii Tymoszenko i być może właśnie o to chodziło - wszystko ostatecznie rozstrzyga nie osobiste zaangażowanie prezydenta, tylko list pani premier. Oczywiście, nie mam żelaznych dowodów na poparcie tej tezy, wiele jednak za nią przemawia, a to oznacza, że Piękna Julia - jeden z filarów pomarańczowej rewolucji, jest w stanie zaryzykować napięcie w polsko-ukraińskich stosunkach tylko po to, by pokazać, kto rządzi. Przy czym dzieje się to w momencie, gdy polskie wsparcie w Unii jest Ukrainie naprawdę potrzebne. Warszawa zresztą swej pomocy wycofywać nie zamierza, świadczy o tym chociażby przyjęta na piątkowym szczycie Grupy Wyszechradzkiej deklaracja, w której premierzy Polski, Czech, Słowacji i Węgier apelują do Unii, by nie zamykała się na ukraińskie starania. Problem w tym, że piłka jest teraz na ukraińskim polu. Takie historie jak rozgrywki wokół Cmentarza Orląt czy dosyć niepokojące wypowiedzi ukraińskich polityków, dotyczące np. integracji z rosyjską Wspólną Przestrzenią Gospodarczą, mogą skutecznie popsuć to, co Ukrainie udało się w ciągu ostatnich miesięcy osiągnąć.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama