Pochwała nieudacznictwa

Cotygodniowy felieton z "Przewodnika Katolickiego" (17/2006)

Żywot niejednego człowieka wydaje się pasmem niepowodzeń i dopiero z upływem czasu odsłania się prawda o nim. Wychodzi wtedy na jaw, jak bardzo mylili się ci, którzy wysnuwali pochopne sądy. Bo chociaż pozornie nic mu się w życiu nie udało i sprawiał wrażenie nieudacznika, był kimś wyjątkowym.

Wymownym świadectwem jest św. Wojciech. Po wyborze na biskupa Pragi zabrał się za naprawę obyczajów kleru, więc rychło wszyscy się od niego odwrócili. Ostatecznie opuścił swoją diecezję - w odwecie zniszczono jego rodzinne Libice, a bliskich wymordowano - aby przywdziać habit benedyktyński. A kiedy w końcu przybył z misją do Polski, niczego nie dokonał, bo niedaleko wsi Cholin zabili go Prusacy. Naprawdę nic nie zdziałał? Przecież - choć był nieudacznikiem - jest patronem Polski.

Na stronach internatowych znalazłem jakiś czas temu informację, że w plebiscycie telewizji BBC historycy wybrali dziesięciu największych złoczyńców spośród Brytyjczyków, po jednym przypadającym na każdy wiek minionego tysiąclecia. Zdumienie wzbudził fakt, że znalazł się w tym gronie także patron Anglii i osób duchownych, św. Tomasz Becket. Ten dwunastowieczny arcybiskup Canterbury, uznany za zdrajcę monarchy i królestwa, został zamordowany 29 grudnia 1170 r. podczas odprawiania Nieszporów. „Mord w katedrze" - by posłużyć się tytułem słynnego dramatu Eliota - był skutkiem przeciwstawienia się próbom podporządkowania Kościoła monarchii. Tomasza wkrótce kanonizowano, a u jego grobu pokutował sam król Henryk II. Relikwie świętego zniszczył dopiero szalony Henryk VIII. Dlaczego ktoś uznał za właściwe umieścić go na liście obok np. Kuby Rozpruwacza?

Na ziemiach polskich podobnym kultem otaczany jest biskup męczennik św. Stanisław ze Szczepanowa, który zginął w katedrze na krakowskiej Skałce, dając świadectwo wiary i charakteru. Jest on patronem ładu moralnego i symbolem sprzeciwu Kościoła wobec demoralizacji panujących. Wielokrotnie próbowano ukazywać go jako zdrajcę, wspierającego dążenie Władysława Hermana do koronacji, co miało dowodzić, jakoby Bolesław Śmiały wymierzył mu tylko zasłużoną karę. Tyle „prawdy" zawodowych ateistów, bo Kościół zawsze głosił, że biskup napominał króla, który uwiódł zamężną niewiastę, a więc prowadził nieobyczajne życie. Bolesław Śmiały miał dokończyć żywota jako mnich pokutnik w klasztorze benedyktyńskim w Osjaku na Bałkanach, zaś św. Stanisław został patronem Polski.

Nie lekceważmy więc nieudaczników - w ich gronie pojawiają się święci!

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama