Cotygodniowy felieton z "Przewodnika Katolickiego" (27/2008)
Stwierdzenie, że nasz świat oszalał, od dawna wydaje się zwykłym truizmem. Teraz już można tylko obserwować przesuwające się granice tego szaleństwa. Ostatnio komisja ds. ochrony środowiska naturalnego Kortezów wydała rezolucję wzywającą Hiszpanię do przyjęcia tzw. Projektu Wielkich Małp. Chodzi o inicjatywę mającą na celu przyznanie naszym „genetycznym krewnym", czyli małpom człekokształtnym, części praw człowieka. W tym prawa do życia i wolności. Rezolucja zajmuje podobno priorytetowe miejsce w pracach parlamentu, który rychło ma ją zamienić w obowiązujące prawo. Według dyrektora Projektu Wielkich Małp Pedro Pozasa, będzie to historyczny krok w walce o prawa naszych „ewolucyjnych towarzyszy", według światowych mediów - kolejny krok w przechodzeniu Hiszpanii od konserwatywnego kraju do liberalnego pioniera.
Jednym słowem, wyzwolenie małp z okowów zoologicznego ogrodu -oznaką prawdziwego liberalizmu.
W tej sytuacji awangardą ludzkości staje się niejaki Kaligula - cesarz rzymski, który co prawda specjalnie nie patyczkował się z samymi Rzymianami, za to zrobił senatorem ulubionego konia wyścigowego Incitatusa. W mianowaniu wierzchowca konsulem przeszkodziła Kaliguli śmierć, został bowiem zamordowany przez mniej liberalnie nastawionych współziomków.
W tym miejscu chcę wyjaśnić, że nie mam nic przeciwko gorylom, orangutanom oraz szympansom, cyrków nie lubię, a okrucieństwo wobec zwierząt budzi mój zdecydowany sprzeciw. Nie oznacza to jednak, iż uważam, że powinno się zwierzęta traktować jak łudzi i że takie traktowanie jest oznaką wysokiej cywilizacji. Moim zdaniem to raczej dowód na upadek tejże cywilizacji. Na to, że w starej Europie następuje całkowite pomieszanie pojęć. Coś w rodzaju moralnej wieży Babel. Przy czym przyznanie człekokształtnym praw człowieka jest dosyć specyficznym, ale stosunkowo niegroźnym przykładem tego chaosu.
Gorzej, gdy bez specjalnego zdziwienia przyjmujemy informacje o tym, że kolejne kraje zgadzają się na homoseksualne „małżeństwa", że osoby stare i niedołężne można w majestacie prawa mordować-przepraszam, poddawać eutanazji. Gdy jak na normalną informację reagujemy na wiadomość, że tzw. parada równości np. w Paryżu zgromadziła w tym roku rekordową liczbę uczestników i gdy przestaje nas dziwić i obrażać określenie „parada równości" na manifestowanie seksualnych dewiacji.
Parada równości czy eutanazja są normalne i w porządku. Nie w porządku natomiast jest umieszczanie krzyża w miejscach publicznych czy afiszowanie się ze swoją religią (warto pamiętać o stosunkowo niedawnej aferze w Wielkiej Brytanii, gdzie pracownicy jednej z państwowych firm kazano zdjąć lub ukryć wiszący na szyi medalik).
Ktoś może powiedzieć, że te rzeczy nas nie dotyczą. Polskie parady gromadzą co najwyżej kilka tysięcy uczestników, katolicy stanowią zdecydowaną większość społeczeństwa, nikt nie zabrania nosić na szyi krzyżyka i chociaż nowy lider SLD nie ukrywa swej fascynacji socjalistycznym premierem Zapatero, polska lewica w bliskiej przyszłości raczej nie będzie miała szansy powtórzyć sukcesu swoich hiszpańskich kolegów. To wszystko nie oznacza jednak, że „nasza chata z krają" i nie mamy się czym martwić. Jesteśmy członkiem Unii, to co się dzieje w innych krajach wspólnoty także nas dotyczy. Czasem nawet bardzo bezpośrednio, jeżeli przypomnieć ostatnie krytyki pod adresem Polski za zbyt, zdaniem unijnych funkcjonariuszy, restrykcyjną ustawę antyaborcyjną.
Dlatego powinniśmy starać się przeciwstawiać ogarniającemu nasz świat szaleństwu. I u siebie w kraju, i w Europie. Problem w tym, jak? Nie bardzo sobie wyobrażam, aby polscy politycy skutecznie potrafili przekonywać swych unijnych kolegów do powrotu do chrześcijańskich wartości. Natomiast być może jakąś szansę stanowią coraz liczniej zalewający Europę Zachodnią polscy pracownicy. Jak powiedział w wywiadzie dla jednej z gazet wykładowca na Uniwersytecie Kardynała Wyszyńskiego, ks. profesor Piotr Mazurkiewicz - polski hydraulik i barmanka. Oczywiście to brzmi naiwnie, ale dlaczego z góry zakładać, że wyjeżdżający na Zachód rodacy muszą przesiąknąć ideami zsekularyzowane-go świata? A może to polscy emigranci potrafią powtórnie schrystianizować Europę? W końcu to oni zapełniają teraz puste zachodnie kościoły. To prawda, że polski katolicyzm bywa płytki, emocjonalny, ale przecież na to, że Polska stanie się jakimś zarzewiem odrodzenia religijnego liczył Jan Paweł II, więc coś w tej naszej wierze być musi. I mam nadzieję, że jest, bo wracając do małpich historii, to co się dzieje na naszym Starym Kontynencie, zaczyna być równie niebezpieczne jak małpa z brzytwą. Wcale mnie nie pociesza fakt, że jest to małpa człekokształtna.
opr. mg/mg