Lewica „na twardo”, czyli propozycje edukacyjne minister Nowackiej

„Lewica, która w czasie rządów Przemysława Czarnka co rusz oburzała się na brak konsultacji społecznych – tym razem na słuchanie jakichkolwiek opinii najbardziej zainteresowanych, czyli katechetów, nie ma ochoty. Co więcej, pani minister wydaje się wręcz napawać pozą „twardziela” (twardzielki?), która nie będzie niczego z nikim ustalała” – pisze felietonista Opoki, Piotr Semka.

Dawno, dawno temu, gdy Polska lewica miała twarz Leszka Millera, Włodzimierza Czarzastego czy Marka Belki zdarzało mi się czytać teksty publicystów sarkających na to, że obóz lewicowy zdominowany jest przez komunistów. W artykułach zadawano pytania, kiedy skończy się dominacja byłych towarzyszy z dawnego PZPR i kiedy w Polsce pojawi się generacja młodej lewicy? W tym kontekście bardzo często wymieniana bywała Barbara Nowacka jako wielka nadzieja na odmłodzenie obozu polskich postępowców.

Przypominano, że była córką byłej wicepremier Izabeli Jarugi-Nowackiej, co w opinii publicystów z racji faktu, że matka Barbary Nowackiej zginęła w Smoleńsku, miało dawać jej szansę na porozumienie nie tylko z centrum, ale i z prawicą.

Pamiętam, że czytałem te pełne optymizmu relacje z pewnym sceptycyzmem. Nie potrafiłem zapomnieć, że Barbara Nowacka bardzo długo trzymała się obozu politycznego Janusza Palikota. Ale w końcu Palikot znudził się polityką, a może polityka odwróciła się od niego. Zniknął z sejmu i zajął się tym, na czym znał się najlepiej – produkcją alkoholi. Pozbawiona politycznego patrona Barbara Nowacka przesunęła się w okolice partii Razem i w ramach politycznej koalicji weszła do rządu Donalda Tuska jako minister edukacji. I oto mamy potwierdzenie, że czas spędzony z Januszem Palikotem nie był przypadkiem. „Wprowadzimy możliwość łączenia grup na lekcjach religii, przesądzone jest też niewliczanie ocen z religii i etyki do średniej” – ogłosiła niedawno minister Nowacka. Zapytana przez dziennikarzy o sformułowany również niedawno przez dyrektorów wydziałów katechetycznych diecezji katolickich „stanowczy sprzeciw” wobec działań MEN dotyczących lekcji religii – pani minister nie podjęła tematu. Uchyliła się też od komentowania opinii dyrektorów, którzy uznali planowane zmiany za „jawną dyskryminację dzieci i młodzieży uczestniczących w lekcjach religii, ich rodziców oraz nauczycieli”.

Pani minister powtórzyła jedynie, że ministerstwo planuje i przeprowadzi to, co już zapowiadało, czyli możliwość łączenia grup. Reklamowała to rozwiązanie jako dobrodziejstwo dla dzieci. Jak stwierdziła: „W momencie kiedy będzie możliwość łączenia grup w lekcjach religii, to znacznie ułatwi ich zorganizowanie. Przecież wszystkim powinno zależeć na tym, żeby dzieci w szkole przebywały jak najbardziej efektywnie, a nie czekały czasem kilka godzin” – powiedziała Barbara Nowacka. W równie stanowczy sposób pani minister ogłosiła, że kwestia wliczania ocen z religii i etyki jest już tematem absolutnie przesądzonym. Jak stwierdziła: „Nie ma powodu, żeby przedmioty, które są nieobowiązkowe, były wliczane do średniej, bo zwyczajnie zaburzają średnie” – ogłosiła szefowa MEN.

Jak się więc okazuje, lewica, która w czasie rządów Przemysława Czarnka co rusz oburzała się na brak konsultacji społecznych – tym razem na słuchanie jakichkolwiek opinii najbardziej zainteresowanych, czyli katechetów, nie ma ochoty. Co więcej, pani minister wydaje się wręcz napawać pozą „twardziela” (twardzielki?), która nie będzie niczego z nikim ustalała.

Każdy wychowawca, szczególnie uczący w szkole podstawowej wie, że zgromadzenie w jednej sali uczniów od pierwszej do czwartej klasy uniemożliwia jakikolwiek spójny przekaz. Dzieci w tym okresie bardzo różnią się. A jest to jeszcze bardziej trudne, jeśli chodzi o tak skomplikowany przekaz jak nauka religii. Inna jest skala pojęciowa siedmiolatka, a inna dwunastolatka. Zarządzanie takich zbiorczych lekcji to wręcz zachęta dla klasowych rozrabiaczy, aby zdominować zajęcia, korzystając z bezradności katechety. Trudno odpędzić od siebie myśl, że ktoś z wysokich urzędników ministerstwa wręcz ubawił się wizją chaosu na nielubianych przez postępowców lekcjach religii.

Można też sobie wyobrazić niechętnych zajęciom z religii dyrektorów, którzy z uśmiechem będą pouczać nauczycieli religii: „no na pewno kolego dacie sobie jakoś radę na wspólnych zajęciach uczniów czwartej i ósmej klasy – wystarczy tylko się postarać”. Nie mam złudzeń. Iluś nauczycieli postawionych w takiej roli pariasów w nauczycielskim gronie odejdzie. Zwolenników świeckiej szkoły to nie zmartwi. Tym chętniej będą narzekać na jakość lekcji religii i pseudo-dobrodusznym tonem radzić: „Sami widzicie, że lepiej wyprowadzić zajęcia z religii do salek parafialnych”. A wszystkiemu temu patronować będzie pani minister Barbara, niegdysiejsza depozytariuszka nadziei na lewicę będącą bliżej zwykłego człowieka.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama