Sam byłem poruszony tym filmem. 20 lat po „Pasji”

W wygładzonych włoskich filmach o ostatnich dniach Jezusa z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych brak jest pokazania dramatyzmu emocji głównych bohaterów tego misterium. W filmie Mela Gibsona mimo że siedziałem w zacisznej kinowej sali, poczułem zapamiętany z Jerozolimy poruszający wiatr przenikający ciało, duszę i serce - pisze felietonista Opoki Piotr Semka.

Dokładna rocznica amerykańskiej premiery filmu Mela Gibsona „Pasja” minęła 25 lutego. Ale dyskusja nad filmem wybuchła w Polsce właśnie dokładnie 20 lat temu, na przełomie kwietnia i maja. Zanim film pojawił się w naszym kraju – było o nim głośno. Kontrowersje rozgorzały już w czasie kręcenia filmu. Konsternację budziła już sama postać jego twórcy. Mel Gibson urodzony w 1956 roku kojarzył się z aktorstwem a nie reżyserią filmów. Wiele osób pamiętało go z efektownych filmów akcji takich jak słynny futurystyczny „Mad Max”. Potem autor dał się poznać serią komediowo-sensacyjną „Zabójcza broń”, ale też ujął widownię zabawną komedią romantyczną „Czego pragną kobiety”. To że Gibson potrafi wziąć się za poważne tematy pokazał film „Braveheart”. Waleczne serce”, który zachwycił Polaków pokazując im nieznany im wcześniej rys patriotyzmu i bliski naszej wrażliwości etos obrony swojej wolności przez Szkotów w średniowieczu.

Gdy w 2004 roku Gibson zaczął produkować i reżyserować film „Pasja” wywołało to obawy w bardzo różnych środowiskach. Co prawda wiadomo było, że autor filmu zbliżył się do środowisk tradycjonalistów katolickich ale część konserwatystów była nieufna. Zastanawiała się czy aktor grający w błahych komediach predystynowany jest do poruszania tak doniosłego tematu jak Męka Pańska. Z kolei środowiska żydowskie podejrzewały, że film może rozbudzić emocje antysemickie. Jeszcze w trakcie kręcenia filmu ujawniono fragmenty scenariusza, które w opinii części publicystów żydowskich miały rzekomo wskazywać na „pogromowe” intencje autora.

W końcu 2004 roku film został pokazany papieżowi Janowi Pawłowi II.

Gibson twierdził, że po projekcji przejęty filmem Ojciec Święty miał powiedzieć: „To właśnie tak było”. Oficjalne czynniki Watykanu nigdy tego nie potwierdziły. Zwolennicy filmu wskazywali później że to histeria rozkręcona wokół filmu przed jego premierą zmroziła na tyle Watykan że nigdy oficjalnie nie potwierdził życzliwej opinii Papieża Polaka. Ale też nigdy nikt nie zaprzeczył, że papież miał wypowiedzieć słynne słowa na temat filmu.

Mel Gibson wziął sobie do serca zarzuty krytyków i zrobił wiele, aby obalić podejrzenia o niechęć wobec Żydów. I tak w scenie sądu arcykapłanów żydowskich nad Jezusem wyraźnie zaznaczył „zdanie odrębne” Nikodema, który nazwał „farsą” proces Jezusa przed Sanhedrynem. Rolę Marii powierzył Mai Morgernstern – rumuńskiej aktorce pochodzenia żydowskiego. Także Weronika ocierająca twarz Chrystusa została zagrana przez aktorkę o wyrazistych rysach semickich.

Film w Polsce wywołał równie wyraziste emocje jak w Ameryce. Redakcja Tygodnika Powszechnego i dystrybutor „Apollo Film” zorganizowała przedpremierowy pokaz „Pasji”, który zamienił się w swoisty sąd nad obrazem Mela Gibsona. Ksiądz Adam Boniecki choć przyznawał, że film „Pasja” każe ludziom powtarzającym słowa „ukrzyżowan, umarł i pogrzebion” – często bezmyślnie – pokazać konkretne znaczenie tego co oznaczały te słowa. Co musiał znieść Jezus na swojej drodze męki. Nie zmieniało to jednak opinii ks. Bonieckiego, że niebezpieczeństwo filmu polega na wyeksponowaniu na pierwszym planie okropnych tortur. „Nie na tym polega ciężar krzyża, który czczą chrześcijanie” – mówił redaktor naczelny „Tygodnika Powszechnego”. O wiele ostrzejsze sądy wypowiadała Agnieszka Holland, która ogłosiła, że z filmu Gibsona „emanuje negatywna, zła energia”. W opinii reżyser „Pasja” była filmowym kiczem, który otwiera otchłań przemocy i gwałtu tak bardzo odległą od ducha Ewangelii. Mówiła: „Potworne, bezmyślne okrucieństwo na ekranie i ukazywanie Chrystusa jako skrwawionego pulpetu dowodzi, że ten film ma tyle wspólnego z Ewangelią co Osama bin Laden z Koranem. Jestem przerażona”. Profesor Władysław Strużewski, filozof, głosił z kolei, że w „Pasji” brak chrześcijańskiego przesłania o miłości i przebaczeniu. Krytykował, że arcykapłani żydowscy zostali w filmie pokazani jako „zadowoleni widzowie, którzy delektują się złem”. Dodawał, że obraz Mela Gibsona gubi istotę tragizmu skazania Chrystusa, starcia się dwóch racji – Jezusa i arcykapłana, który ze swojego punktu widzenia miał powody by chcieć jego śmierci. Stanisław Krajewski publicysta żydowski doszukiwał się z kolei w filmie sugestii jakoby to Żydzi byli winni śmierci Chrystusa i obawiał się socjologicznych, politycznych i religijnych konsekwencji tego filmu.

Wzbudzało zdumienie, że tacy twórcy jak Agnieszka Holland, którzy nigdy nie dystansowali się od filmów grozy czy sensacji, w których przekraczano kolejne granice epatowania sadyzmem i ilością wylanej „filmowej” krwi – akurat w wypadku „Pasji” wchodzili w rolę strażników ochrony widza przed drastycznością.

Obawy przed wywołaniem jakiejś fali nastrojów antysemickich okazały się zupełnie płonne. Film poruszał i ukazywał Mękę Pańską w brutalnych realiach tamtego czasu.

Ja sam byłem filmem poruszony. Wcześniej znałem ten temat z przesłodzonych filmów biblijnych takich włoskich autorów jak Franco Zeffirelli, które jakoś nie potrafiły poruszyć we mnie poczucia dramatyzmu ostatnich dni życia Zbawiciela. Pamiętam swoje doznania w trakcie wizyty w Jerozolimie w 1988 roku. Gdy szedłem jerozolimską Via Dolorosa akurat zaczął wiać przejmujący wiatr który na Jerozolimę spada z pobliskich gór – to tamtejszy odpowiednik tatrzańskiego halnego. Pomyślałem sobie, że w wygładzonych włoskich filmach o ostatnich dniach Jezusa z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych brak jest pokazania dramatyzmu emocji głównych bohaterów tego misterium. W filmie Mela Gibsona mimo że siedziałem w zacisznej kinowej sali, poczułem zapamiętany z Jerozolimy poruszający wiatr przenikający ciało, duszę i serce.

Scena, w której szatan grany przejmująco przez Rosalindę Celentano kusi Jezusa aby uchylił się od ofiary swego życia wręcz hipnotyzowała widzów. Nota bene aktorka grała wówczas w filmie w poważnym stadium choroby nowotworowej i była przekonana, że to jej ostatnia rola. Tak się nie stało. Żyje do dziś.

Fala krytycznych czy wręcz obraźliwych opinii o „Pasji” w Polsce została skontrowana poparciem z zupełnie nieoczekiwanej strony. Oto Tadeusz Mazowiecki wyraził się bardzo pozytywnie o filmie wskazując: „To film pokazujący co człowiek może zrobić człowiekowi i ile człowiek może znieść”. Świadectwo byłego szefa „Więzi” zamknęło usta wielu osobom niewolniczo uzależnionym od osądów postępowego salonu.

Film w Polsce cieszył się ogromnym powodzeniem. I nie tylko w Polsce. „Pasja” zdobyła trzecie miejsce wśród najbardziej kasowych filmów amerykańskich w 2004 roku. W rankingu najbardziej kasowych filmów USA wszechczasów film Gibsona zajął 24 pozycję. Przez kolejne 20 lat nie powstał żaden lepszy obraz ostatniego okresu życia Zbawiciela. Mel Gibson pracuje obecnie nad uzupełnieniem „Pasji” pod nazwą „Zmartwychwstanie”. Jest czymś głęboko symbolicznym, że tak trafny obraz najważniejszego dla chrześcijan epizodu z dziejów świata nakręcił reżyser, który w życiu prywatnym nie bywa wzorem jakichś wyjątkowych cnót. A jednak to on był w stanie wyczuć i przełożyć na język filmu nieprawdopodobny ładunek dramatyzmu w postawach protagonistów tego dramatu. To on skłonił aktorów do gry jak w niemal psychotycznym transie. To on oddał na ekranie wizję niemieckiej mistyczki Katarzyny Emmerich według której zapisów zbudowano scenariusz filmu.

Zachęcam państwa do obejrzenia raz jeszcze „Pasji” dla uczczenia dwudziestej rocznicy powstania tego niesamowitego filmu. Nie zapominajmy, że Pan Bóg najpiękniej pisze na krzywych liniach.

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama