Może faktycznie, to tylko niewinna zabawa i nie trzeba się stresować? Tylko dlaczego halloween jest takie złe, a przy okazji andrzejek niewinna zabawa?
Dziś napiszę niekonwencjonalnie. Proszę o wybaczenie. Wszystko przez ten listopad. Dobrze jeszcze nie przebrzmiały imprezy z halloween, a już za chwilę andrzejki, czyli abra-kadabra w każdej szkole i przedszkolu. – Mamo, a jaka właściwie jest różnica między halloween a andrzejkami? – chciało wiedzieć moje dziecko. – W sumie tak dokładnie to nie wiem. Nigdy nie interesowałam się ani jednym, ani drugim – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Temat jednak zdecydowałam się przemyśleć dokładniej?
Jaka jest różnica? Główna pewnie taka, że halloween to zagraniczna naleciałość przysłaniająca Wszystkich Świętych, a andrzejki to nasza dobra, bo polska, choć pogańska tradycja. I nic nie przysłania. W tym roku nawet udzielane są dyspensy na dzień 30.11.12, by Polacy mimo piątku mogli się bawić bez wyrzutów sumienia. I dobrze. Nie jestem przeciwniczką zabawy, lecz jako matkę andrzejki mnie drażnią jeszcze bardziej niż święto z importu. Dlaczego?
Zaczęło się, gdy syn był w II klasie szkoły podstawowej. Impreza andrzejkowa obejmować miała m.in. wizytę wróżek, które uczyły dzieci odczytywać los z kart i interpretować horoskop. Dziecka na imprezę nie posłałam, zaznaczając w liście do nauczycielki, że program nie jest zgodny z moim światopoglądem. Lanie wosku i układanie butów to jedno, a co innego karty i horoskopy.
Dwa lata później był bal andrzejkowy. Syn nie poszedł. Nie dlatego, że mieli lać wosk, ale dlatego że nie cierpi tańczyć. Rozmowa była mniej więcej taka. – W to wróżenie, to bym się pobawił, ale te tańce to masakra jakaś – objaśnił. – Myślisz, że umiałbyś traktować takie wróżenie wyłącznie jako zabawę? – zapytałam. – Jasne, że tak! – A jakby ktoś wywróżył Ci, że poważnie zachorujesz? Pomyślał dłuższą chwilę i stwierdził. – Faktycznie. Chyba bym się lekko bał. Poznać daty śmierci też bym nie chciał – przyznał, a było to w nawiązaniu do innej sytuacji, w której zapytał, czy może kliknąć w link: „Poznaj datę swojej śmierci”.
Po południu wrócił rozemocjonowany. – Mamuś. Miałaś rację. Bałem się. Bałem się, chociaż nie byłem na andrzejkach. Koleżance wywróżono, że zginie w wypadku samochodowym. Całą klasą czekaliśmy, czy przyjedzie dziś do szkoły, czy nie. Ale przyjechała – opowiadał.
Abstrahując od tego, jak na organizowanej przez nauczycieli imprezie mogła pojawić się taka „wróżba”, zastanawiałam się, co czuła wspomniana dziewczynka? Co czuli jej koledzy, już dowiedziałam się z relacji syna.
I od tej pory, wkurzają mnie szczerze andrzejki. W tym roku też chodzę podminowana. Dlaczego?
„Cienie tłoczą się co krok już w pokoju straszny mrok. Cienie tu, cienie tam, pewnie przyszły wróżyć nam” – to tylko fragment wierszyka, które mój sześciolatek właśnie „wkuwa” na andrzejki w przedszkolu. Dalej jest o tym, że „czarne cienie” przychodzą po to, by dzieciom przepowiedzieć przyszłość. Na szczęście impreza jest z rodzicami, więc łatwiej mi ją jakoś znieść.
Panikuję? Tak mi mówią znajomi. Przesadzam? Może faktycznie, to tylko niewinna zabawa i nie trzeba się stresować? Tylko dlaczego halloween jest takie złe, a przy okazji andrzejek niewinna zabawa? Przed 30 listopada nie wielu ekspertów spieszy, by wyjaśnić jaki powinien być stosunek osoby wierzącej do wróżb. Dlaczego? Myślę, że to ważny temat, szczególnie wśród dzieci i młodzieży. Może wynika to z nieświadomości, do jakich informacji nasze pociechy mają dostęp? Może to wynika z niewiedzy duszpasterzy, że ich owieczki, potrafią w trudnych chwilach swego życia sięgać zarówno po modlitwę jak i przepowiednie? Wiem co mówię, bo sama w rodzinie miałam „wróżkę”, do której wędrowano niemal wprost po niedzielnej sumie.
A przykłady? W sieci jest ich całe mnóstwo.
Rok temu w andrzejki na NK informacja o złej wróżbie. „Prześlij informację do siedmiu swoich koleżanek, jeśli tego nie zrobisz twoja mama umrze” Pod spodem wpis znajomej trzynastolatki: „Oczywiście nie wierzę w to, ale na wszelki wypadek przesyłam”. Mama nie wiedziała, ani o obawach córki, ani o tym, że „uniknęła śmierci”.
Jeden, bardzo często powielany wpis, który jest chyba jedynie reklamą wróżbiarskiego portalu: „Dwie różne wróżki zapowiedziały jednakową datę mojej śmierci. Przestraszyłam się, spróbowałam przejść test na przepowiedzenie życia. Otrzymałam znów tę datę! Co mam robić? Dlaczego wszędzie jest ten sam wynik?” zapytuje ktoś anonimowo na stronie dla nastolatek, dodając link do promowanej strony. Sypią się odpowiedzi: „Chyba jakieś przeznaczenie? A wiesz, że jego nie da się oszukać .Więc ile będziesz miała lat jak umrzesz?”, „Nie przejmuj się i tak wszyscy zginiemy w 2012 roku”.
Przykładów wśród dorosłych jeszcze więcej: „Mój wróż wywróżył mi pracę banku i studia dziennikarskie, trafił w 10”. Inny: „Mi kiedyś sprawdziła się przepowiednia wróżki, choć w nią nie wierzyłam i była naprawdę mało prawdopodobna, że się spełni...” – przykładów takich wypowiedzi w sieci są miliony. Setki telefonów dzwonią też do telewizyjnych wróżów, gdzie osoby ze śmiertelną powagą zwierzają się ze swoich problemów i proszą o wróżebne wsparcie”. Śmieszy Was to? Mnie już nieco mniej, bo ludzie zdają się być mocno zagubieni, a ktoś na nich lekką ręką zarabia pieniądze.
Co na to Kościół? Zacytuję znaleziony w internecie wywiad z Ks. Andrzejem Seredą: - Instruktaż technik wróżbiarskich grozi w przyszłości uwikłaniem niektórych uczniów w praktyki okultystyczne (bo nauczyciel mówił, że to zabawa). W obszarze wróżbiarstwa, spirytyzmu pojęcie zabawy jest mylne. Ludzie mają czasami po takich praktykach dość poważne problemy psychiczne i duchowe, znane z doświadczenia duszpasterskiego i opisane w literaturze.
W moje archidiecezji: „Ponieważ święto św. Andrzeja Apostoła, tradycyjnie obchodzone w sposób radosny, w tym roku przypada w piątek, Arcybiskup udzielił na ten dzień dyspensy od zachowania dnia pokuty, czyli od obowiązku powstrzymania się od udziału w zabawach i od spożywania pokarmów mięsnych” – tyle i podpis. A mnie zabrakło jeszcze kilku zdań o tym, jak mądrze podtrzymywać tradycję, nie narażając nikogo na niepotrzebną promocję wróżbiarstwa i zwyczajnej głupoty. Szczególnie, gdy tyczy się to dzieci. No chyba, że wierzymy, iż wszyscy wierni idą wyłącznie do Andrzeja na imieniny.
Ale pewnie się czepiam? Dlaczego? Może dlatego, że jestem matką? Może dlatego, że nie bardzo widzę różnicę pomiędzy andrzejkami a halloween? Albo po prostu się starzeję:-) Liczę na życzliwą sugestię Areopagowiczów w tej kwestii :-)
opr. aś/aś