Demokracja po azerbejdżańsku

Wybory w Azerbejdżanie uznane przez OBWE ... czyli gigantyczne fałszerstwo

Jako międzynarodowy obserwator byłem świadkiem wyborów prezydenckich, które odbyły się 15 października w Azerbejdżanie. Trudno znaleźć na nie inne określenie niż gigantyczne fałszerstwo.

W azerbejdżańskiej telewizji państwowej pokazywany jest program satyryczny pt. „Kukły”. Politycy przedstawieni są w nim jako zwierzęta. Do tej pory audycja była emitowana raz w tygodniu, ale w czasie kampanii wyborczej nowe odcinki realizowane były każdego dnia. Co ciekawe, na ekranie nie pojawiali się nigdy czworonożni odpowiednicy dwóch najważniejszych polityków w kraju - 80-letniego prezydenta Gejdara Alijewa i jego 41-letniego syna, a zarazem premiera Ilhama Alijewa - głównego kandydata partii władzy w wyborach. Roiło się natomiast od polityków opozycyjnych, którzy wyobrażeni jako świnie, gady czy inne nieczyste dla muzułmanów zwierzęta, byli obśmiewani i wykpiwani.

Program „Kukły” był jedyną audycją telewizyjną, która więcej uwagi poświęcała kandydatom opozycji niż władzy. Poza tym na ekranie królował niepodzielnie Ilham Alijew: każdego dnia w asyście kamer otwierał nowe szkoły, szpitale czy instalacje naftowe. Obliczono, że codziennie telewizja poświęcała mu 4 godziny i 45 minut, podczas gdy pozostałym kandydatom razem wziętym tylko 1 godzinę i 40 minut, z czego zaledwie 40 minut stanowiła ich promocja, a godzinę krytyka.

Ulice azerbejdżańskich miast pełne były plakatów Ilhama Alijewa - samego lub z ojcem Gejdarem. Łącznie wydrukowano ich kilkadziesiąt rodzajów. Plakaty innych kandydatów były niemal niewidoczne, szybko bowiem zrywały je służby porządkowe.

Cała administracja państwowa pracowała na sukces Alijewa. Dochodziło do zatrzymań członków opozycji, rozpędzania wieców wyborczych innych kandydatów czy też zwalniania z pracy osób krytykujących premiera.

Wyniki sondaży przedwyborczych różniły się od siebie diametralnie. Wszystkie niezależne od państwa ankiety, przeprowadzane na zlecenie instytucji zachodnich, dawały głównemu kandydatowi opozycji, liderowi partii Musawat, Isie Gambarowi, od 7 do 20 procent przewagi nad Alijewem. Z kolei sondaże organizowane przez azerbejdżańskie instytucje państwowe przewidywały, że Alijew otrzyma 68-procentowe poparcie, podczas gdy Gambar może liczyć tylko na 8 procent głosów.

Dzień głosowania

Gruziński politolog Ilvian Haindrava, który prowadził szkolenie dla obserwatorów, powiedział, że w tym rejonie świata podczas wyborów władza wykorzystuje wszystkie możliwe i... niemożliwe do pomyślenia sposoby fałszowania.

Tak też było 15 października. Na głosujących wywierała presję obecność przed lokalami wyborczymi patroli policji, a niekiedy oddziałów wojsk MSW. W większości punktów wyborczych znikały ze spisu wyborców nazwiska przeciwników reżimu Alijewa. W niektórych miejscach pozbawiono w ten sposób głosu nawet 100-150 osób, czyli 10-15 procent elektoratu.

Po stolicy od jednego lokalu wyborczego do drugiego jeździły specjalne autobusy wypełnione sportowcami lub studentami, którzy okazywali zaświadczenia, że przebywają w Baku tymczasowo i nie mogą głosować w miejscu zamieszkania. Głos na Alijewa oddali w kilkudziesięciu punktach.

Miały też miejsce zjawiska nadprzyrodzone, np. w okręgu wyborczym nr 8 w Baku głos oddał niejaki Maharran Husejnow, zmarły w 2001 roku. Nieboszczyków, którzy odzyskali aktywność w dzień wyborów było znacznie więcej.

W Sumgaicie polski obserwator Hubert Kossowski wyrwał pewnemu człowiekowi 15 kart wyborczych, które ten ostatni próbował wrzucić do urny. Na wszystkich zakreślone było nazwisko Alijewa.

Najwięcej fałszerstw popełniono jednak przy liczeniu głosów. Sam byłem świadkiem, jak w trzech bakińskich komisjach wyborczych rezultaty brano „z sufitu”, zawyżając wynik Alijewa i zaniżając Gambara. Inny polski obserwator, Tomasz Pisula stwierdził, że w jego okręgu wyborczym w Karadagu w 23 punktach wyborczych (na 35) komisje w ogóle nie zadały sobie trudu przeliczania głosów, tylko od razu wpisały do protokołów rezultaty, przyznając ok. 90 proc. głosów Alijewowi.

Po wyborach

Tuż po zamknięciu lokali wyborczych władze ogłosiły, że zwyciężył Ilham Alijew, uzyskując ponad 79 proc. głosów, zaś Isa Gambar miał ich zdobyć zaledwie 12 procent. Ten ostatni na wieść o tym zarzucił władzom fałszerstwo i ogłosił, że to on jest prawdziwym zwycięzcą wyborów.

Władze ruszyły do kontrataku. Jeszcze tej samej nocy oddziały służb specjalnych zaatakowały zebranych pod siedzibą Musawatu zwolenników Gambara. Wiele osób ciężko pobito, a jedną zatłuczono na śmierć.

Następnego dnia mogłem obserwować na placu Wolności w Baku wielką bitwę zdesperowanych demonstrantów ze zbrojnymi jednostkami wojska i policji. Ci ostatni rozpędzili manifestantów, pastwiąc się nad nimi w wyjątkowo okrutny sposób. Znów byli zabici.

Reżim Alijewa rozpoczął też na masową skalę aresztowania działaczy opozycji, a zwłaszcza członków komisji wyborczych, którzy nie chcieli podpisać końcowych protokołów, uznając wybory za sfałszowane. Wszystko wskazuje na to, że rozpoczął się właśnie nowy rozdział w historii tyranii na Zakaukaziu.


opr. mg/mg



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama