Dyktatura zrównoważonego rozwoju

Pod hasłem „zrównoważonego rozwoju” liberalni politycy chcą w rzeczywistości przemycić model społeczeństwa, w którym obywatele nie są podmiotem, ale zredukowani są do bezmyślnych „użytkowników”

Ciągłe powtarzanie przez media, że świat po COVID nie będzie taki sam (a niby dlaczego? — czy po corocznej grypie świat się zmienia? Czarna ospa czy dżuma było o wiele straszniejsze) zaczyna mnie coraz bardziej niepokoić. Zawsze trzeba mieć czujne ucho na lewicową nowomowę, bo to jest pewien szyfr dla wtajemniczonych, który ma ogłupić masy. A więc cóż to znaczy „zrównoważony rozwój” i „wielki reset”? Ta idea czerpie swoje soki z nieustannej propagandy o zagrożeniu ekologicznym. Przybliżającą się katastrofę naszej planety, może uratować tylko „nowa ekonomika”. Ekonomika nie oparta na zysku, lecz na odpowiedzialności. Zbitki słów, które bardzo przyjemnie łechcą wychowanego od pokoleń w lewicowej ideologii Europejczyka.

Cóż to za nową rewolucję szykują nam lewi jajogłowi i elity z Davos? Zamiast wolnych właścicieli, zniewoleni użytkownicy. Po raz kolejny chodzi o nic innego, jak tylko o pozbawienie człowieka  prawa własności. Własność bowiem według lewicowej ideologii napędza egoistyczne i destrukcyjne pragnienie zysku. Jeśli własność zamienić użytkowaniem, to demon posiadania zniknie. Wszyscy staniemy się miłymi, równymi i altruistycznymi użytkownikami. Dokładniej mówiąc niewolnikami systemu. Dodajmy do tego wycofanie pieniądza i zastąpienie go wirtualną walutą, którą przecież ktoś w każdym momencie może odebrać. Zamiast wolnej klasy średniej globalne, bezosobowe giganty korporacyjne. Własność rozmyta i bezosobowa, własność bez odpowiedzialności. Otóż etatystyczne państwo bardzo lekko dogaduje się i może się zlać z tymi bezosobowymi gigantami ekonomiki. I tu urzędnicy, i tu urzędnicy. Wszechpaństwo + giganty ekonomiki, to jak porosty: grzyby i glony żyjące we wzajemnie korzystnej symbiozie. Dla wykonania tej rewolucji potrzebne są jeszcze technologie IT, które tak jak w Chinach pozwolą zorganizować społeczeństwo „szczęśliwych użytkowników” - wielkiej armii nieświadomych niczego proli, skupionych na zaspokajaniu zmysłowych żądz i emocjonalnych potrzeb. A wydawało się, że Orwella mamy już za sobą.

Armia demagogów i guru nowej ekonomiki czekała na coś takiego jak COVID, kiedy zatomizowane i zastraszone społeczeństwo z ulgą przyjmie nowe zbawienie. Czy to się może udać? W skali świata nie, ponieważ np. takie kraje jak Rosja i Chiny tylko niedawno odbudowały swoją potęgę bazując na prywatnej własności, inwencji i pracowitości indywidualnych przedsiębiorców. Na „nowej ekonomice” mogą tylko stracić. A Europa i Ameryka? Tu wobec nieskłonnych do niezależnego myślenia, wychowanych w ekologicznej religii mass, może być łatwiej. „Nowa ekonomika” to woda na młyn europejskich utopistów, którzy tylko i marzą o „troszczącym” się o każdego obywatela superpaństwie. A marzą o tym również takie instytucje jak Bank Światowy czy MFW.

Niestety Kościół, a dokładniej wielu jego przywódców, niezbyt dobrze odczytują obecne znaki czasu. Ewangelia miesza się im z wyhodowanym na jej podłożu lewicowym bękartem. Otóż własność prywatna jest integralną częścią nauczania Biblii i społecznego nauczania Kościoła. Jeśli ktoś nie wierzy, niech sobie przeczyta Rerum Novarum, pierwszą encyklikę społeczną. Własność jest gwarantem wolności człowieka, a co za tym idzie jego godności i podobieństwa do Stwórcy. Jest to także zadanie i odpowiedzialność za drugich (przede wszystkim za własną rodzinę), lecz to nie znaczy, że obowiązek służenia moją własnością drugiemu człowiekowi, odbiera mi prawo na tę własność. Ani niedouczenie, ani naiwny sentymentalizm, ani nieznajomość ukrytych mechanizmów rządzących światem polityki nie usprawiedliwiają żadnego hierarchy w ignorowaniu nauczaniu Kościoła. Przedstawianie wiernym lewicowych guru jako interpretatorów nauczenia Ewangelii w kwestiach ekonomicznych  i społecznych jest niedopuszczalne. Muczenie pod rytm wybijany przez światowe media i skandowanie haseł: nowa ekonomia, zmiana systemu i temu podobne, to w najlepszym razie utopijne mieszanie ludziom w głowie. Zamiast wciągać młodych ludzi w niejasne lewicowe awantury o możliwych totalitarnych konsekwencjach, lepiej angażować swoje siły i autorytet w prowadzenie ich do naśladowania Jezusa. Jezus zdecydowanie odcinał się od wpisywania Dobrej Nowiny w jakikolwiek ideologiczno-polityczny projekt.

Nawet papież nie jest właścicielem depozytu wiary, tylko jego strażnikiem i nauczycielem. A żeby być jego strażnikiem trzeba go najpierw dogłębnie poznać. Depozyt wiary nie jest jakąś plasteliną, której formę można nieustannie zmieniać. To ta sama, niezmienna prawda, którą należy ciągle na nowo odkrywać i wyjaśniać wobec zagrożeń oraz podstępów świata. Depozyt można rozwijać, ale nie negować, a choć prawda może być wyrażona na różny sposób, to jednak jest niezmienna.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama