Skąd się wzięła "skrajna" prawica? Czy powodem nie jest skolonizowanie europejskiej prawicy przez myślenie lewicowe? Czy Kościół na zachodzie Europy ma merytoryczne powody, ignorując partie prawicowe?
Przejście Marine Le Pen do drugiej tury wyborów to kolejny akt w dramacie przebudowywania europejskiej sceny politycznej. Antyestabiliszmentowa rewolucja zaetykietowana przez lewacki mainstream jako „skrajna prawica” co raz mocniej wkracza na europejski salon polityczny. Dlaczego „skrajna” — to wytłumaczyć łatwo. W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat europejska prawica została w dużej mierze skolonizowana przez lewicę. Czym różni się np. niemiecka chadecja od niemieckiej socjaldemokracji? Prawie niczym. Polityczna i ideologiczna wskazówka Europy wychyliła się radykalnie na lewo. Dlatego partie polityczne, które 50 lat temu nie zwróciły by niczyjej uwagi szufladkuje się dziś jako skrajne i faszystowsko-nazistowskie. Co ma faszyzm i nazizm wspólnego z prawicą? Mądry człowiek nie da rady tego zrozumieć.
Przyzwyczailiśmy się w Polsce, że Kościół, a w przeważającej części duchowieństwo i episkopat, uważają, że interesy chrześcijaństwa reprezentuje w europejskiej polityce prawica, tymczasem jest to polski wyjątek, ponieważ w ciągu ostatnich 50 lat w tej kwestii nastąpił w Europie radykalny zwrot. Dzisiaj zdecydowana większość europejskich biskupów nie tylko nie czuje się ideowo bliska prawicy, lecz nawet jest jej wroga. Zwróćmy uwagę, że niemiecka AfD lub holenderska Partia na rzecz Wolności Geerta Wildersa nie mają żadnych relacji z Kościołem. Co więcej np. PEGIDA była przez cały czas w czambuł potępiana przez niemiecki episkopat, który się nawet minimalnie nie wysilił, aby zrozumieć, czego chce ten oddolny, ludowy ruch. Front Narodowy we Francji jest owszem związany, ale ze schizmatyckimi lefebrystami. Jak to możliwe, że Kościół odwrócił się plecami do swoich potencjalnych sojuszników? Dlaczego Episkopat Europy nie szuka jakiegokolwiek współbrzmienia z tymi, którzy pod wieloma względami są bliscy chrześcijaństwo z powodu wyznawanych wartości? Myślę, że odpowiedzią na to pytanie może być bliższe przyjrzenie się zbiorowej biografii europejskich biskupów.
Obecne pokolenie europejskich pasterzy Kościoła kształtowało się w burzliwych latach 60 i 70. Na wydziałach teologicznych gorączkowo szukano nowych idei, wielu popularnych teologów było zafascynowanych lewicowymi przekształceniami europejskiej zbiorowej świadomości. W Kościele panowało zamieszanie i przyzwolenie na wszelakie, głównie lewackie eksperymenty. Te procesy dotknęły jeszcze mocniej kościoły luterańskie i Kościół Anglikański. Jeśli przyjrzymy się dzisiaj ideowym deklaracjom szwedzkich luteranów lub anglikanów to właściwie niewiele tam już znajdziemy chrześcijaństwa: ekologia, mniejszości, uchodźcy, LGBT i tolerancja. Poprawnościowy bełkot zastąpił cytaty z Ewangelii. Niestety w jakimś stopniu ta nowa, choć ukryta herezja, częściowo przeniknęła w szeregi europejskich biskupów. Są oni często do bólu politycznie poprawni i śpiewają w jednym chórze z lewackimi elitami. Wielkie, posoborowe otwieranie drzwi Kościoła skończyło się niestety tym, że wielu z niego wyszło, a niewielu weszło. Hierarchowie jednak nie chcą tego zauważyć, a tym bardziej uderzyć się w piersi. Takim „zlewicowanym” Kościołem są np. katolicy w Holandii. To dlatego odrazę w tamtejszym duchowieństwo budzi Geert Wilders, choć program jego partii broni pozostałości chrześcijańskiej Europy.
Nie chodzi jednak oczywiście o to, aby duchowieństwo z ambony nawoływało do głosowania na „skrajną prawicę”, lecz chociażby o to, by zauważyć pozytywne z punktu widzenia chrześcijaństwa elementy ich programu. Tymczasem duchowieństwo w wielu krajach Europy zostało zainfekowane „kwestią społeczną” i jej rozwiązaniem w duchu lewicowym. Tymczasem pierwsza społeczna encyklika Kościoła Rerum novarum, napisana przez Leona XIII, zaczyna się od totalnej krytyki socjalizmu i ostrzega przed fałszywymi oraz niebezpiecznymi dla społeczeństwa rozwiązaniami proponowanymi przez lewicę. Byłoby dobrze, aby współcześni biskupi przeczytali sobie tę encyklikę, jak i wiele innych dokumentów kościelnych na podobne tematy. Może zainspirowałoby to ich do doceniania, iż „skrajna” prawica jest naszym sojusznikiem np. w kwestii obrony życia, rodziny i przeciwstawianiu się islamizacji Europy. Jeśli wielu biskupów pieje zachwyty nad lewacką „wrażliwością społeczną”, to może dla sprawiedliwości i wyrównania szans zauważyliby niekiedy, że „skrajna” prawica opowiada się za rodziną i chrześcijańskimi fundamentami Europy.
W Polsce lewica także chciała ideowo przekręcić hierarchię, czego historycznym dowodem jest wydana w 1977 roku książka Adama Michnika „Kościół. Lewica. Dialog”. Niestety wyciągniętą do współpracy rękę przyszłego redaktora kościelnożerczej GW Wyszyński nie uścisnął, choć sam należał do grupy przedwojennego, najbardziej postępowego duchowieństwa. Być może dlatego polski Kościół w swoich sympatiach politycznych tak różni się od Zachodu.
opr. mg/mg