Śledztwo obarczone wątpliwościami

Z posłem Antonim Macierewiczem, przewodniczącym Parlamentarnego Zespołu ds. Zbadania Przyczyny Katastrofy TU-154, rozmawia Kinga Ochnio

Panie Ministrze, dlaczego zdecydował się Pan na powołanie sejmowego zespołu ds. zbadania przyczyny katastrofy smoleńskiej i jakie zadania przed nim stoją?

Zespół powstał dlatego, że wszystkie inne formy działania sejmu w sprawie tragedii zostały zablokowane przez większość parlamentarną oraz marszałków z Platformy Obywatelskiej, którzy odrzucali kolejno wnioski o podjęcie śledztwa przez stronę polską, powołanie komisji nadzwyczajnej, a potem śledczej. Dlatego sięgnęliśmy po formułę przewidzianą przez regulamin sejmu i prawo polskie, która nie wymaga zgody większości parlamentarnej. Sejmowe zespoły tworzą posłowie i senatorowie, którzy skupiają się na badaniu czy rozwiązywaniu danej sprawy bez względu na różnice polityczne dzielące ich w innych sprawach. Także w naszym zespole są politycy z różnych ugrupowań. Zajmujemy się trzema kwestiami: przygotowaniami do wizyty w Smoleńsku, przebiegiem katastrofy i sposobem wyjaśniania tej tragedii przez władze państwowe zarówno rosyjskie, jak i polskie.

Od tragedii w Smoleńsku minął rok, ale do opinii publicznej ciągle dochodzą kolejne „sensacyjne” informacje. Ostatnia z nich dotyczy tajemnicy trzeciej czarnej skrzynki TU-154...

Mamy tu do czynienia z brakiem profesjonalizmu dziennikarskiego, gdyż ciągle te same informacje opatruje się znakiem sensacyjności. To, że na pokładzie TU-154 była także tzw. polska czarna skrzynka, wiadomo od blisko roku. Jedynym elementem sensacyjnym jest to, że od tego czasu prokuratura nie uzyskała jej ekspertyzy. Tymczasem odmawia rodzinom dostępu do zapisów skrzynki, choć nie jest to żaden tajny ani posiadający wrażliwe dane materiał. Z drugiej strony prokuratura, nie mając jeszcze ekspertyzy i wyników badania czarnej skrzynki mówiącej o parametrach lotu, czyli głównych dowodach w sprawie, umarza jeden z najważniejszych wątków dotyczący działania osób trzecich.

Czy uważa Pan, że wśród kolejnych nowych informacji dotyczących tragedii może pojawić się coś, co nas jeszcze zaskoczy?

Obawiam się, że tak. Nie przypadkiem władze rosyjskie, ale też przedstawiciele rządu premiera Donalda Tuska, utajnili przed opinią publiczną wiele wątków w tej sprawie. I nadal nie chcą przekazać do publicznej wiadomości głównych informacji, jak chociażby zawartości wspomnianej skrzynki rejestrującej parametry lotu. To są podstawowe dane, które ujawnione jednoznacznie powiedziałyby, co działo się z samolotem. Podobnie jest z zachowaniem prokuratury: odmawia rodzinom ekshumacji zwłok i sama też jej nie dokonała, czyli nie zbadała ciał ofiar, tego, jakim siłom oddziaływania podlegały. Natomiast rozstrzygnęła już, że pewnych działań nie było, chociaż nie przeanalizowała materiału dowodowego.

Kiedy w Polsce znajdą się czarne skrzynki rozbitego samolotu TU-154 i dlaczego tak długo Rosjanie nie chcą ich przekazać?

Sytuacja wygląda inaczej niż wynikałoby z pytania. 31 maja 2010 r. Rosjanie uzyskali aprobatę polskiego rządu na zachowanie czarnych skrzynek do końca postępowania sądowego. Podpisane zostało porozumienie, które w imieniu rządu sygnował minister Jerzy Miller. W związku z tym, nie jest tak, że to źli Rosjanie nie zgadzają się na oddanie czarnych skrzynek. To rząd D. Tuska wyraził na to zgodę, a następnie prokuratura, mówiąc, że skoro nie ma czarnych skrzynek, umarza podstawowe wątki. Postępowanie, w którym najpierw oddaje się polską własność na bliżej nieokreślony czas - bo do końca postępowania sądowego ze wszystkimi ewentualnymi apelacjami - a potem mówi się: „Nie mamy głównego dowodu, więc musimy umorzyć sprawę”, należy nazwać matactwem, złą wolą i postępowaniem przeciwko dobru śledztwa.

W stołecznej prokuraturze toczy się śledztwo w sprawie niszczenia materiału dowodowego, jakim są szczątki samolotu. Polscy śledczy pytają Rosjan, dlaczego pocięli wrak TU-154. Jak Pan myśli, kiedy te szczątki trafią do Polski i dlaczego jest to ważny dowód?

Obawiam się, że zarówno rząd premiera Tuska, jak i prokuratura pod kierownictwem pana Seremeta zrezygnowały z walki o te dowody. Tymczasem to jest jeden z najważniejszych materiałów dowodowych. Tylko zbadanie szczątków samolotu mogłoby dać odpowiedź, w sposób niebudzący wątpliwości, jak doszło do tej katastrofy. Wiele wskazuje na to, iż samolot rozpadł się nie dlatego, że uderzył w ziemię, tylko uderzył w ziemię, bo się rozpadł. W związku z tym badanie wraku pozwoliłoby stwierdzić, jakie siły, gdzie umiejscowione i jak inicjowane do tego doprowadziły. Wtedy można będzie rozstrzygnąć, czy mieliśmy do czynienia z awarią, czy też ze świadomym działaniem mającym na celu doprowadzenie do tej katastrofy. Bez zbadania tego wraku będzie to bardzo trudne i zawsze obarczone wątpliwościami.

A z jego powrotem do kraju jest podobnie jak z czarnymi skrzynkami. Polski rząd zaaprobował ten stan rzeczy i współdziała z Rosjanami w uniemożliwieniu zbadania przez polską prokuraturę dowodów. Mamy tu do czynienia z decyzjami politycznymi, a nie prawnymi. Najlepszym tego dowodem jest ostatnia konferencja prasowa premiera Tuska i prokuratora Seremeta, gdzie stwierdzono, że oryginały czarnych skrzynek i wrak nie są potrzebne do zakończenia polskiego śledztwa. To oczywiste złamanie kodeksu postępowania karnego.

Prokuratura wojskowa ma zająć się także badaniem stanu emocjonalnego załogi lecącej do Smoleńska. Podobno chodzi o to, czy na załogę TU-154 mógł mieć wpływ incydent z sierpnia 2008 r. Wtedy załoga samolotu prezydenckiego odmówiła lądowania w Tbilisi...

Nic nie wskazuje na to, aby sytuacja z Tbilisi miała jakikolwiek wpływ na przebieg lotu do Smoleńska. Okoliczności obu wydarzeń były tak różne i nieporównywalne, że nie można doszukiwać się między nimi jakiegokolwiek związku. Dalece większy wpływ na katastrofę pod Smoleńskiem miały naciski, jakie na kontrolerów z wieży wywierali przełożeni wydający rozkazy z Moskwy. Sprawa lądowania w Tbilisi jest pewnym narzędziem propagandy uprawianej przez rząd, niemającej nic wspólnego z przebiegiem feralnego lotu.

W ubiegłym roku spotkał się Pan z członkami Kongresu USA, prosząc o poparcie inicjatywy powołania międzynarodowej komisji śledczej. Czy ta wizyta przyniosła jakieś efekty? Czy nadal podejmuje Pan kroki, które umożliwią jej powstanie?

Cały czas jestem zwolennikiem - wraz z setkami tysięcy Polaków, którzy podpisali apel - powołania komisji międzynarodowej. W najbliższym czasie w Parlamencie Europejskim odbędzie się głosowanie nad wnioskami i petycją w sprawie powołania takiej komisji. Podejmujemy działania w tej kwestii także w Stanach Zjednoczonych oraz na różnych forach międzynarodowych. W rocznicę tragedii senat USA wydał specjalne oświadczenie, co przybliża nas do powołania tej komisji. Dramat smoleński jest sprawą nie tylko polską, ale też bezpieczeństwa narodowego w Europie. Dopóki nie znajdziemy odpowiedzi na pytanie, jak doszło do tej tragedii, dopóty te niewiadome będą psuły stosunki międzynarodowe.

Jak taka komisja mogłaby wyglądać?

Nie chciałbym przesądzać szczegółowych kwestii. To może być komisja powołana przez Kongres Stanów Zjednoczonych, jak było w sprawie katyńskiej w 1952 r. Wtedy trzeba było czekać siedem lat na jej powstanie. Taką komisję może powołać parlament Unii Europejskiej czy też organy zajmujące się badaniem bezpieczeństwa lotniczego, jak Europejska Agencja Bezpieczeństwa Lotniczego. Wydaję mi się jednak, że najbliżej jesteśmy powołania komisji parlamentu Unii Europejskiej i Kongresu Stanów Zjednoczonych.

Dlaczego tak długo nie ma wyników pracy komisji rządowej? Czy mogą być prawdą zarzuty, że termin ogłoszenia raportu jest narzędziem w walce politycznej?

Komisja rządowa w istocie swoją ekspertyzę opublikowała w drugiej połowie grudnia ubiegłego roku i wtedy przekazała ją do wiadomości MAK-u (Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego). Można się z nią zapoznać na stronach internetowych. Komisja działająca pod kierunkiem płk. Mirosława Grochowskiego jednoznacznie potwierdziła, że był to lot wojskowy, a więc na lotnisku obowiązywały określone procedury, które nakładały na kontrolerów obowiązek wydania zakazu lub nakazu lądowania. W raporcie jest również mowa o tym, że podczas lotu nie było żadnych nacisków ze strony pasażerów, za to zamieszanie, chaos i fałszywe informacje podawane z wieży, które były jedną z przyczyn tragedii. A co najważniejsze, komisja stwierdziła, że piloci nie lądowali, a na właściwej dla tego samolotu wysokości 100 metrów nad pasem padła komenda: „Odchodzimy na drugi krąg”. To, co odbywa się od czasu opublikowania tej ekspertyzy, czyli od 19 grudnia, jest próbą wymuszenia na płk. M. Grochowskim i komisji wojskowej zmiany zdania. Realizowane są różnorodne zabiegi propagandowe i polityczne, które mają polskich ekspertów zmusić do tego, żeby wycofali się z tej ekspertyzy. A jeśli pyta mnie pani, kiedy zostanie opublikowany raport szefa MSWiA Jerzego Millera, myślę, że wtedy, kiedy polscy eksperci zostaną zmuszeni do tego, żeby podporządkować się decyzjom politycznym rządu D. Tuska. Jak długo się nie podadzą, tak długo będzie się odkładało publikację oficjalnego stanowiska. Mamy tu do czynienia z obrzydliwą grą polityczną. Rząd robi wszystko, żeby prawdy na temat katastrofy oraz jej przyczyn nie ujawnić.

Echo Katolickie 17/2011

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama