Przymusowo wcieleni. Co jest najgorsze w wystawie „Nasi chłopcy”?

„Całe zło wystawy tkwi w podtytule. Nie różnicuje on bowiem między dwoma głównymi grupami mieszkańców Pomorza Gdańskiego: Niemcami i Polakami, a co za tym idzie nie różnicuje także sposobu w jaki zostali do Wehrmachtu, armii III Rzeszy, wcieleni” – pisze Piotr Chrzanowski w portalu Christianitas. W ten sposób odnosi się do wystawy Muzeum Gdańska, która wzbudziła oburzenie w całej Polsce.

Publicysta Christianitas odnosi się do wystawy „Nasi chłopcy. Mieszkańcy Pomorza Gdańskiego w armii III Rzeszy”. Ekspozycja gdańskiego muzeum przygotowana we współpracy m.in. z Muzeum II Wojny Światowej ma – jak tłumaczą autorzy – przełamywać tabu otaczające losy Pomorzan, którzy trafili do Wehrmachtu.

Piotr Chrzanowski zwraca uwagę, że z podobny zagadnieniem dotyczącym historii mierzą się Francuzi. Alzatczycy i Lotaryńczycy po wcieleniu ich rodzinnych ziem do Prus musieli albo wyjechać, albo przyjąć pruskie obywatelstwo, co oznaczało konieczność służby w armii Kajzera.

„W okresie I wojny takich Alzatczyków i Lotaryńczyków było około 380 tysięcy – pisze Piotr Chrzanowski. – Niemcy przezornie, obawiając się dezercji, co do zasady wysyłali ich na front rosyjski. Ci którzy zginęli nie polegli za Francję, ale w swoich miasteczkach i wsiach zostali upamiętnieni. Byli przecież dla tamtejszych społeczności ich chłopcami To całkiem zrozumiałe”.

Jak zaznacza autor, Francuzi na niezliczonych pomnikach ofiar I wojny światowej piszą zwykle: „dzieciom (nazwa miejscowości) poległym za Francję”. W Alzacji i Lotaryngii napis brzmi: „naszym poległym”.

Nowy ordnung

„Los Alzatczyków i Lotaryńczyków w czasie Wielkiej Wojny jest w oczywisty sposób podobny do losów mieszkańców Pomorza Gdańskiego w latach kolejnej wojny światowej. W osławionej wystawie w gdańskim muzeum, która od paru dni wzbudza powszechne oburzenie nie tyle jednak irytuje mnie jej główny tytuł, «Nasi chłopcy», ile to co jest zawarte w jej podtytule: «Mieszkańcy Pomorza Gdańskiego w armii III Rzeszy»” – czytamy dalej.

Autor zwraca uwagę, że Niemcy po Traktacie Wersalskim nigdy nie pogodziły się z utratą ziem na rzecz odrodzonej Polski, a Pomorza Gdańskiego dotyczyło to w szczególności. Dlatego po zajęciu go w 1939 r. zaczęły się intensywne represje: wymordowano elitę społeczną (mordy w Piaśnicy, Barbarce, Fordonie), obejmująca Pomorze Gdańskie diecezja chełmińska utraciła w czasie wojny połowę swojego duchowieństwa, a tych, którzy mieli więcej szczęścia wysiedlono.

„Oczywiście większość mieszkańców pozostała w swoich miejscach zamieszkania – pisze dalej Chrzanowski. – Tych los był dwojaki. Przede wszystkim byli miejscowi Niemcy, ci którzy po przyłączeniu regionu do Polski (po I wojnie światowej) nie przenieśli się do Niemiec pozostając na miejscu. Praktycznie bez wyjątku powitali oni wkraczający Wehrmacht z radością. I, oczywiście ci, którzy byli w wieku poborowym, z dumą poszli w nim służyć”.

Nie było polskiego SS

Sytuacja Polaków była niepewna. Kiedy zaś Niemcy zaczęli ponosić straty na wojnie, Rzesza sięgnęła i po nich.

„Stworzono więc tzw. III i IV grupę volkslisty, na które zapisy zdecydowanie nie były dobrowolne. Z opowieści rodzinnych wiem, że często dokonywały się one zaocznie. By się mu nie poddać należało się pójść wypisać. A to w najlepszym razie oznaczało deportację w pół godziny. Z ciepłego fotela dziś łatwo oceniać decyzję tych Pomorzan, którzy czując się Polakami, kładli po sobie uszy i chcąc żeby przynajmniej ich rodziny, przetrwały, czekali co los przyniesie. A przynosił także powołanie dla ojców i synów do Wehrmachtu. Bo nie do SS. To było zarezerwowane dla Niemców z I grupy volkslisty” – pisze autor.

Warto dodać, że pod istniały oddziały SS dla cudzoziemców, w tym Norwegów, Holendrów, a nawet bośniackich muzułmanów. Nie było natomiast SS pomorskiego czy śląskiego.

Chrzanowski pisze dalej, że Polacy trafiali nie tylko na wschodni front, ale i do Włoch lub Francji, skąd dawało się nieraz zdezerterować. „Anders mówił, że uzupełnienia ponoszonych strat w stanach osobowych ma przed sobą, po drugiej stronie frontu” – przypomina.

Krzywda wobec Polaków

Dlatego zdaniem autora, największym złem gdańskiej wystawy jest jej podtytuł. „Nie różnicuje on bowiem między dwoma głównymi grupami mieszkańców Pomorza Gdańskiego: Niemcami i Polakami, a co za tym idzie nie różnicuje także sposobu w jaki zostali do Wehrmachtu, armii III Rzeszy, wcieleni. Ci pierwsi de facto ochotniczo, dobrowolnie identyfikując się z narodem niemieckim, ci drudzy pod przymusem. Ponadto pomija tych którzy zostali, bardzo często przez niemieckich sąsiadów z Pomorza, pomordowani lub deportowani. Jestem zatem w stanie wyobrazić sobie wystawę «Nasi chłopcy. Polacy z Pomorza Gdańskiego przymusowo wcieleni do armii III Rzeszy». Tak, dla miejscowych Polaków: Kaszubów, Borowiaków, Kociewiaków ich synowie i bracia siłą wcieleni do Wehrmachtu byli «naszymi chłopcami». I w gruncie rzeczy tym skandalicznym podtytułem to właśnie miejscowym Polakom zrobiono największą krzywdę” – podsumowuje publicysta Christianitas.

Źródło: christianitas.org

Dziękujemy za przeczytanie artykułu. Jeśli chcesz wesprzeć naszą działalność, możesz to zrobić tutaj.

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama